Strony

12 lutego 2017

Od Ryuketsu - Do Leaksa

- Mnie się czepiasz o sierść, a sam wrzucasz swoje włosy z nóg do jedzenia - zirytowany głos doszedł do mojej głowy z dosyć długim opóźnieniem. - Jest zbyt długi jak na nogę jednak... Snow! Nie mów, że to łoniaki!
- Black!
- O nie, ja tego nie jem. Daj mi coś innego - bolało mnie całe ciało i nawet nie mogłem się ruszać. Ktoś się zaśmiał.
- Bawią cię jego włosy łonowe? - usłyszałem zgryźliwą uwagę.
- Black! To nie z tego miejsca!
- Czyli z twoich czterech liter?!
Nagle rozmowa się urwała. Starałem się podnieść, ale wydawało mi się, że jakiś potworny ciężar przygniata mnie do czegoś... miękkiego. Tak, to dobre słowo, które opisywało coś, na czym leżałem. Problemem był nie tylko ból, ale także to, że nie mogłem się poruszyć. Otwieranie oczu także sprawiało mi niewielką trudność. Na samym początku nie licząc dziwnych głosów, widziałem białą mgłę porośniętą z góry i dołu czarnymi lianami, którymi to były moje rzęsy. Następnie ta dziwna blada powłoka zamieniła się w jaskrawe światło, zamieniające się w szaro biały sufit z dziwną żarówką na środku. O dziwo blask mnie nie poraził w oczy. Odwróciłem głowę w bok z małym wysiłkiem. Ciężar, który dalej mnie trzymał w łóżku, utrudniał także oddychanie. 
- Ty, łoniak, obudził się - usłyszałem nieco bardziej wyraźny głos. Widziałem mały szary pokoik z jedną szafą i małym biurkiem z jednym krzesłem. W progu bez drzwi pojawił się jakiś wysoki mężczyzna, ubrany w gruby czarny kożuch, z lekkim zarostem na twarzy oraz nieco wyłysiały. Między jego nogami przemknęło coś czarnego i długiego, to coś po chwili wskoczyło na łóżko. 
- Black, złaź z niego - powiedział niski donośny głos. Spojrzałem w niebieskie oczy kota, który uważnie mi się przyglądał i wąchał. - I tak jest cały połamany.
- To mu już nie mam co łamać - wybroniło się zwierze. Jakie było moje zdziwienie, gdy się okazało, że ten czarny kot gadał. Tak w ogóle, gdzie ja się znajduje? Starałem się podnieść, ale ten dziwny ciężar dalej utrzymywał mnie w bezruchu.
- Gdzie jestem? - wyszeptałem te słowa, jakby mój głos gdzieś zaniknął. Może tak było i nie zdawałem sobie z tego sprawy. Mężczyzna usiadł na tym jednym krześle przy stoliku.
- U łowców - odpowiedział kot. Automatycznie poczułam jak serce mi staje, ale nie ze strachu. Pazury kota zaczynały mi się wbijać w klatkę piersiową. Nie mogłem oddychać, a ten dziwny mężczyzna tylko siedział i patrzył na to wszystko. 
~~~
- Ej, młody - poczułam jak ktoś mnie szturcha. Otworzyłem oczy i zobaczyłem starszego mężczyznę w czarnych garniturze. - Jesteśmy na miejscu - powiedział. Skinąłem głową i wstałem, w tym momencie zapominając o dziwnym śnie. Wziąłem swoją torbę i zarzuciłem je na ramię, po czym wyszedłem z wozu, który był ciągnięty przez konie. Zapłaciłem mężczyźnie należytą mu pensję za przywiezienie mnie do tej dzielnicy. Sprawdziłem zawartość torby - księga o magii powietrza dalej tam się znajdowała. Zamknąłem torbę i ruszyłem przed siebie, aby znaleźć się w domu, za nim zapadnie mrok. Nie lubię znajdować się po za domem, gdy słońce zachodzi i znika z nieba, które staje się czarne. Może lampy oświetlają drogę, ale nie mogę się pozbyć wrażenia, które wmawia mi, że zaraz coś wyjdzie zza ciemnych zakamarków. 
Droga miała mi przebiec spokojnie, tego chciałem, ale coś dziwnego przykuło moją uwagę. Był to bowiem jakiś mężczyzna o kocich uszach. Ale nie on mnie zdziwił, tylko to, co robił. Schylał się i wyciągał trawę, która znajdowała się miedzy chodnikiem. Zatrzymałem się i odwróciłem w jego stronę wzrok. to było dziwne, bardzo, jak i podejrzane.
- Co ty robisz? - zapytałem obojętnie, chociaż w duszy chciało mi się śmiać. 
- Zbieram trawę, nie widać?

[Leaks? Chciałeś, to masz dziwaku xd?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz