Strony

12 lutego 2017

Od Leaksa - Cd. Ryuketsu

Po raz kolejny przejechał wzrokiem po tekście, który studiował od kilku dobrych godzin. Mimo tego, że udało mu się znaleźć w spiżarni wszystkie składniki do wywaru, nadal nie pasował mu fragment z trawą. Gdzie on ją teraz znajdzie? Oczywiście nie miał zamiaru wyrywać tej w lesie, nie może pozbawić pożywienia zwierząt, które czasami odwiedzają jego szałas. Po raz ostatni zerknął na przepis i zatrzasnął księgę, odstawiając ją na drewniany stolik przed nim. Przeniósł spojrzenie na kocioł w rogu, upewniając się, że nic z niego nie strzela. Owinął ogon wokół pasa i zarzucił na siebie czarną narzutę skutecznie go chowając. Z uszami nie jest w stanie niczego zrobić, dlatego ułożył je płasko i szybko wyszedł z szałasu. Droga przez las do miasta minęła mu szybko. Zielone liście okryte promieniami zachodzącego słońca tworzyły niezwykły klimat. Wychodząc z puszczy rozejrzał się dookoła i jak gdyby nigdy nic zaczął iść przez uliczkę patrząc, czy na jego drodze nie ma żadnych źdźbeł. Na jego szczęście było ich pełno, dlatego co jakiś czas schylając się by wyrwać kilka garści. Tak, teraz w spokoju będzie mógł podtruwać innych ludzi. Może wyśle jakąś sowę z wywarem, by podrzucała je o domów? W pewnym momencie poczuł jak ktoś uważnie mu się przygląda. Jego uszy poruszyły się, dlatego wyprostował się i spojrzał na chłopaka stojącego niedaleko niego. 
- Co ty robisz? - zapytał głupio. Knuję plan zagłady ludzkości, jakbyś nie zauważył. Posłał mu drwiące spojrzenie. Lepiej nie zdradzać swoich zamiarów pierwszemu lepszemu przechodniowi.
- Zbieram trawę, nie widać? - syknął, ukazując swoje zęby. Uszy przez cały czas leżały płasko przy głowie. Tylko ogon sam przestał oplatać go w pasie i stanął w górze, unosząc materiałową pelerynę. Cholercia. Opanowując się, przewrócił oczami i wrócił do przerwanego zajęcia. Nikt nie przerwie mu niecnych planów. Zadba, by ten chłopak dostał wywar jako pierwszy. Jak na złość, blondyn wcale od niego nie odszedł, dlatego Leaks postanowił zignorować jego istnienie i zaczął kierować się z powrotem do lasu. Gdy tylko zniknął pomiędzy drzewami zaczął biec przez siebie, pomiędzy skrzyżowanymi rękoma niosąc zerwaną trawę. Po drodze zatrzymał się jeszcze przy płynącej w lecie rzece, by je obmyć i spokojnym krokiem poszedł do szałasu. Nie przejmując się ściąganiem narzuty, od razu wrzucił rośliny do kociołka. Zielony płomień buchnął ze środka. Usatysfakcjonowany ściągnął ubranie wierzchnie i czarne rękawice, które zawsze ma na rękach, by zakrywać długie pazury. Obejrzał je w ostatnich promieniach słońca i zaczął drapać suche belki, które nadal utrzymywały jego dom pionowo. Musiał zaznaczyć swój teren. Gdy już to załatwił, otworzył księgę i upewnił się, że trucizna jest już gotowa. Owinął swoją szyję długim warkoczem, by niezauważony nie wpadł do środka kotła i przelał ciecz do kilku fiolek, które schował do woreczka i pod osłoną nocy wyszedł do miasta w poszukiwaniu ofiar.

[Ryuketsu?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz