Strony

2 lutego 2017

Od Fabiana - Cd. Leviego

   To było dość podchwytliwe. Mówiłem, sprzeciw się. A ten po prostu z płaczem wypił wszystko. Spodziewałem się tego, że nie scali wszystkich informacji i zrobi co mu każą. Levi Levi Levi, musisz się jeszcze wiele nauczyć. Kij z tym, że musisz wykonać każde moje polecenie, naucz się w końcu stawiać, cholera. Bo żadnej zabawy z tobą nie ma. Słabyś. Pomimo to, widać w twoich oczach jedno — jesteś rozdarty. Jak się raz Fabiana pozna, to nie można się od niego oderwać. Jesteś tego żywym przykładem, brawo. Choć jestem na niego po części zły, to fajne uczucie, kiedy smyra mi barki. Przesadził tylko, próbując zerwać ze mnie spodnie. Nie, nie dzisiaj. Pomijając twoją ofertę. Kuźna mać. Czemu mi to robi, SPECJALNIE PROWOKUJE, A POTEM MA WĄTY ŻE GO TYŁEK BOLI.
— Ne, wolę ogień — doskonale wiem, że nie korzystam z sytuacji. To naprawdę dziwne, normalnie leżałby teraz na podłodze i szukał własnych gaci — Poza tym, ramię mnie wali. Mocno. To tak się wtedy czujesz, co? Aż tak ci źle, conie. Oniee, przykrość mnie ogarnia. Czy cokolwiek — zaśmiałem się pod nosem, zakładając ręce na piersi. Ackerman westchnął głośno, przewracając się na drugi bok. Wyciągnął dłonie w moją stronę ponownie.
— To chociaż mnie przytul, nooo — stęknął, wysuwając dolną wargę. Pokręciłem głową z dezaprobatą.
— Nie, to będzie kara. Kiedyś domyślisz się za co. Jeżeli to wino nie weszło ci zbytnio na mózg, serio nie powinieneś pić alkoholu. Zachowujesz się gorzej niż podejrzewałem — mruknąłem, nachylając się nad nim — A skoro tak bardzo chcesz się rozerwać, to czemu nie zrobisz tego sam, hm? Mógłbyś teraz mnie uwieść, powoli omotać, bawić się mną. Dobrze wiesz, że nie miałbym nic przeciwko temu, wystarczyłoby, żebyś zignorował moje mamrotanie o zimnie. Zagwarantowałbym ci niezapomnianą noc — zbliżyłem się do jego szyi, owiewając ją ciepłym powietrzem. Wzdech ze strony gwardzisty, przymknął powieki — No ale za późno. Nie chce mi się, popsułeś mi humor, a Irena chce wyjść. Ogarnij się i idź pomóż Samarze zapoznać się z kurzami, potem znajdź kogoś zaufanego kto zająłby się medykami. Ja mam parę spraw do załatwienia, potrzebuję wolnego wieczoru. Nie obchodzi mnie, że pewnie wypadniesz przez okno. Upić się łykiem wina. Z wodą też tak robisz? Udajesz, czy serio jesteś taki słaby — wyprostowałem się gwałtownie, szukając wzrokiem tej szmaty koszuli.
— Dobra, nie, zaprowadzę cię do pokoju. Wyglądasz jakbyś zaraz miał zapomnieć jak się oddycha — zerwał się z poduch, piorunując mnie spojrzeniem. Aż tak mu zależało? Boże boże, taki niewyżyty. Skąd ja to znam.
— Jesteś głupi i nie zaliczaaasz, ciota — przeciągnął, chwiejąc się jak krzywe krzesło. Doskonale po prostu — A ja się tak ładnie prezentuję, Fabiaaan. Jak możesz
— Tak? Spoko, jak skończę swoje, to kuźna zaciążysz, tak będzie ostro — złapałem go za chustę, stawiając do pionu. Nie ustał, walnął się z powrotem na szafkę. No jeszcze mi będzie jebaniec meble rozwalał. Z warknięciem przeniosłem go na swoje plecy. Magicznie. Oplótł swoje łapy wokół mojego karku, a nogi zakleszczył na talii.
— Liczę na to — parsknął, wciskając się mi w bark. Zarechotał krótko.
— A ja tego nie zapomnę, zobaczymy co powiesz jutro — burknąłem, otwierając drzwi. Rena gdzieś spierdzieliła, a ja skierowałem się do izby sprzątaczek. Muszą go przywiązać do drzewa i zostawić, póki nie wytrzeźwieje.
   Tymczasem zajebisty Fabian pomknie obserwować Tariel.

[Lewus? XD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz