Strony

15 lutego 2017

Od Leviego - Cd. Fabiana

Ten mały był interesujący. Nie pamiętał już jego imienia, jeśli w ogóle mu się przedstawił, ale zanim zdążył o to zapytać został pociągnięty na blat. Jak zaraz z niego spadnie, to nie będzie ratunku. Westchnął cicho, uczepiając się Fabiana. Miał chociaż jakieś oparcie. Nie łatwo było mu stać prosto będąc kompletnie pijanym. Zaczął chichotać cicho i spojrzał w czerwone oczy swojego tanecznego partnera, który zaczął wykonywać to do czego go ściągnął. Levi nie zwracał na to nawet uwagi. Jedyny problem jaki z tym miał to mocna chęć wymiotów. Wytrzymał jednak nie wymiotując, przez czas w który król odwalał swoje popisy. Gdy krótka potańcówka dobiegła końca szybko zszedł z blatu, o mało nie zaliczając zgonu i chwiejnym krokiem wyszedł z zatłoczonego budynku. Świeże powietrze może i umorzyło trochę jego upicie, jednak chęć wyrzucenia z siebie resztek strawionego śniadania. Choć, jego żołądek prócz alkoholu na pewno niczego innego w swojej zawartości. 
Zmęczony oparł się plecami o jedną ze ścian i przymknął powieki. Z całej siły powstrzymywał się od innych czynności. W pewnym momencie usłyszał głuche otwieranie drzwi obok siebie. Zaalarmowany otworzył jedno oko i zerknął na znajomą twarz.
- Lewus, wracaj. Musimy pokazać im kto jest tutaj królem tańca - zakrzyknął i złapał go za rękę. Levi fuknął pod nosem i wyrwał się. To było zbyt ryzykowne wracać do środka. Jeszcze by tam padł trupem. Wbrew pozorom obchodziło go jego własne życie... tylko w tym momencie. - Nie dobrze mi, nigdzie nie idę - burknął cicho i odwrócił wzrok w drugą stronę. Zastanawiał się, czy gdyby teraz schował się w jakiś krzakach, byłoby go widać? W końcu jest ciemno jak w dupie u mu... Stop. 
Po raz kolejny wziął głęboki wdech, gapiąc się tępo na gwiazdy. - Słuchaj jeśli dobrze się bawisz, zostań tu. Nie potrzebujesz, żeby ktoś pilnował twojego zada, skoro zawsze jest na odwrót. Ja wracam do zamku - mruknął po czasie. Odepchnął się lekko od ściany i zaczął iść w stronę, z której przyszli. Nie miał ochoty tutaj dłużej siedzieć. W tym momencie potrzebował miękkiego materaca i ciepłej kołdry. Wystarczy, że jakimś sposobem uda mu się normalnie zasnąć, a rano wszystko będzie cacy. 
Wiatr zawiał mocno, a dreszcze przeszły całe jego ciało. Zaczął pocierać o ramiona dłońmi, wytwarzając jakieś ciepło i przyspieszył kroku, o mało co nie potykając się o kamień. Jęknął głośno i w przeciągu kilkunastu minut znalazł się w zamku. Szybko wmaszerował po schodach i zniknął w głąb swojego pokoju. Nie mając nawet siły się rozebrać, rzucił się na łóżko w ciuchach. Jeżeli jakkolwiek uda mu się zasnąć, to i tak za trzy godziny się obudzi.

[Fab? TAŃCZ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz