Strony

26 lutego 2017

Od Zoro - Cd. Fabiana

Brak komentarzy:
Po jakże rzewnej wymowie Fabiana przez chwilę zawahałem się nad tą szopką, uraczony tym potokiem słów zacząłem klaskać. Król zaczął patrzeć na mnie jak na idiotę, czyli w zasadzie jak na każdego. 
- Dobra odstawiłeś szopkę, po czarowałeś, próbowałeś wzbudzić poczucie winy. Może to działa na pana Konusa, ale na mnie nie bardzo a teraz byłbym wdzięczny gdybyś zaprowadził mnie do Hanshi bo trzy ostatnie razy trafiłem kolejno do kuchni, z powrotem na plac i na końcu do głównej bramy zamku a wszyscy ludzie których spotykałem byli zbyt zajęci żeby mnie zaprowadzić.
W dalszym ciągu gapił się na mnie jak na niezbyt rozgarniętego dzieciaka, następnie palnął w łeb i skwitował słowami:
- Nigdy się nie nauczysz.
Chwilę później machnął ręką i kierował pod sklepieniami sporych rozmiarów fortecy. W każdym korytarzu mieściły się cudowne pomniki wyrzeźbione przez mistrzów swojego fachu, w zasadzie jakby się zastanowić każdy był równowartością małej wioski. Idealnie odwzorowane konstrukty stały nieruchomo ukazując przechodzącym sceny jakby żywcem wyciągnięte z bitwy. Niektóre z nich stały na baczność wlepiając swe puste ślepia w przeciwległą ścianę. Szczerze przyznam, że to dla mnie nie ma sensu, bo po co komuś rzeźba stojąca w pałacu, przecież ona w zasadzie nie ma żadnego zastosowania. Co innego w mieście jako symbol dla gawiedzi oraz inspiracja dla żołnierzy. Moje rozmyślania zostały przerwane przez drwiące słowa Fabiana:
- Oto twój worek treningowy
Po czym wskazał głową dziewczynę. 
Próbowała się podnieść jednak po chwili zrezygnowała, nie wiem czy to przez ból czy może twarz pielęgniarki skierowana w stronę dziewczyny. 
- Szczerze powiedziawszy cieszę się, że nic poważnego ci się nie stało i przepraszam za to co się stało. Co byś powiedziała gdybym w ramach rekompensaty zaprosił cię na kawę?

[Hanshi?]

22 lutego 2017

Od Leviego - Cd. Fabiana

Brak komentarzy:
- Jesteś idiotą - mruknął i spojrzał karcąco na Fabiana. Nie winił go za to, zdarza się, ale teraz powinien już zauważyć. Westchnął cicho i przejechał ręką po włosach, odgarniając je do tyłu. Czasami miał serdecznie dosyć jego dupowatego charakteru. Czy osoby tak bipolarne jak on jeszcze chodzą po świecie. Mruknął coś pod nosem cicho i rozejrzał się dookoła. Oczywiście, ze obrazy musiały wisieć krzywo. Światło padające z kryształowego żyrandola dokładnie pokazywało kurz latający w pokoju. Skrzywił się znacznie i wycofał, padając władcy na kolana. Walone progi. Fuknął pod nosem, krzyżując ręce na piersi. - Jak teraz zaczniesz narzekać, że jestem ciężki, to ci przywalę - burknął, usadawiając się wygodniej na kościstych kolanach. Nie, żeby mu to przeszkadzało.
Wbił swoje tępe spojrzenie, w karcące czerwone oczy, tak hipnotyzujące, że odwrócił je, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Nie było to jego winą, że to świdrujące na wylot spojrzenie tak na niego działało. Chociaż mógłby przyznać, że adoruje te czerwone tęczówki. Z pośród dosyć dużego grona osób, które zna tylko Imcora ma takie.
Ociągając się powoli zaczął zsuwać się z władcy, ten jednak, widocznie wyczuwając jego opór po prostu objął go rękoma i podciągnął do góry, przyciskając do siebie. Levi spojrzał na niego dziwnie, unosząc niezauważalnie kąciki ust, po czym odwrócił się do niego przodem, walcząc z silnymi ramionami. Fuknął mu cicho do ucha, chowając twarz w jego szyi, kiedy doradca wszedł do sali. Poczuł na sobie jego spojrzenie. Wzdrygnął się, na co Fabian posłał mu drwiący uśmieszek. Usłyszał ciche odchrząknięcie, dlatego wyłączył swój mózg, ciesząc się tak bliskim kontaktem. Chciałby mu teraz powiedzieć to specyficzne "Wszystkiego Najlepszego", jednak wolałby, żeby sam ogarnął o co chodzi, zanim wybije dwudziesta czwarta.
Zaciągnął się specyficznym, królewskim zapachem. Nadal cuchnął alkoholem i kurczakiem, którego niedawno jadł, jednak nie bardzo mu to przeszkadzało. Zakopał twarz bardziej w wymiętej koszulce. Nie zwróciłby nawet uwagi na to, czy doradca wyszedł, gdyby nie charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi.
- Nie musi się pan chować, panie Ackerman - usłyszał uwagę i jak na zawołanie oderwał się od młodszego, piorunując starucha spojrzeniem. Nie powinno być zdziwieniem, że w tak zdeterminowanym akcie jego głowa miała spotkanie z podłogą. Nie zdążył jednak odpowiedzieć, bo znów zostali sami. Warknął cicho i zaczął masować tył swojej czaszki, nie wstając z zimnej podłogi. Usłyszał głośny śmiech.
- Myślałem, że mnie trzymasz, kretynie - burknął i wstał, mrugając szybko, by pozbyć się czerni sprzed oczu. Westchnął cicho. - Jak będziesz czegoś potrzebował, będę gdzieś na zamku, albo w ogrodzie. Wiesz gdzie mogę trafić, a gdzie nie - mruknął i jak gdyby nigdy nic wyszedł, kierując się na poszukiwania dużego, cętkowanego kota, który zaginął mu dwa dni temu.

[Fab? Brak weny ;-;]

Od Ryuketsu - Cd. Leaksa

Brak komentarzy:
Nie słuchał go, tylko dalej myślał nad ogonem. Lubił zwierzęta, a tym bardziej takie puchate i mięciutkie, jak jego ogon. Przypomniał sobie o zdechłym kocie, którego ostatnio znalazł w koszu na śmieci. Miał po tym dwa razy koszmar, jednak teraz miał przed oczami tylko słodkiego kociaka. Zapomniał o tym, że był to obcy chłopak. Dopiero gdy niespodziewanie zniknął mrucząc coś pod nosem, wrócił jakby nigdy nic do rysowania. Chwycił w dłoń węgiel i zaczął smarować nim po nowej kartce. Najpierw uszy, potem oczy, nos i futerko. Wyszedł mu piękny czarny kot i białych oczach, który patrzył się na niego nieco z ukosa. Przytrzymał kartkę na wysokości swojej głowy uważnie obserwując oczy kota, po czym włożył obraz do byle jakiej szuflady, zapominając o nowym dziele, które przestało go interesować. Podszedł do krzesła, na którym wisiały liny. Związał nimi obcą osobę, która ulotniła się jakaś godzinę lub dwie temu. Schylił się i złapał za sznurem, który ewidentnie był przecięty. Sądził, że miał coś ostrego, ale przypominając sobie o ogonie, a następnie o uszach gdy go pierwszy raz zobaczył zbierającego trawę na chodniku stwierdził, że na pewno miał pazury. Gdy już znalazł odpowiedź na to, jak się owy mężczyzna uwolnił miał zamiar wyrzucić niepotrzebny sznur, gdy całkiem przez przypadek złapał go w ciekawym miejscu. Nie było ono przecięte, ale spalone. Chwilę się zastanawiał, czy był to mag ognia. Gdy odpowiedź była pozytywna, wyrzucił linę i wrócił do pokoju, gdzie miał zamiar kontynuować nudną lekturę o magii powietrza. Po przeczytaniu dwóch nudnych stron, przeszedł na środek mając zamiar znaleźć coś, co by przykuło jego uwagę. I udało mu się, zobaczył ciekawy rysunek tornada i fioletowy flakonik, a obok zaraz składniki do mikstury. Szybko przeczytał jej zastosowanie i skutki uboczne. Eliksir pomagał przy opanowaniu magii powietrza, a skutkiem ubocznym były różne części ciała losowych zwierząt, które miały się pojawiać co jakiś czas i na parę minut, może godzinę. Nie przeraziły go jelenie rogi czy uszy królika, dlatego od razu przeszedł do składników. W szafkach miał wszystko, oprócz leśnej trawy po świeżej rosie. Spojrzał na godzinę, która wskazywała piątą nad ranem. Postanowił się ubrać, zjeść coś na szybko i zostawiając światło w domu, wraz z niewielką torbą wyszedł, gdy tylko słońce zaczęło się ukazywać i tym samym oświetlać drogę. Szybkim tempem ruszył w kierunku najbliższego lasu, a następnie skierował się w jego środek. Leśna trawa, czyli trawa zebrana z małej polanki po środku lasu, bynajmniej tak myślał. Rzadko kiedy bawił się w magika czy alchemika, wolał raczej naturalne sposoby, ale chciał tym razem spróbować czegoś innego. Nie po to bawił się tą grubą książką, aby zrezygnować. Gdy znalazł poszukiwane miejsce, zaczął skubać trawę, która była jeszcze mokra i przyklejała się mu do rąk. Kątem oka zauważył ciemną postać, która stała w dużej odległości od niego, ale stała w miejscu. Nie był pewny czy na niego patrzy, jednak on uważnie wbił wzrok w ogon, który wystawał z tyłu.

[Leaks?]

Od Fabiana - Cd. Hanshi

Brak komentarzy:
— Jesteś cholernie sztywnym kolesiem, Levi. Musisz nauczyć się bawić, lub chociaż POZWÓL MI ROZWALAĆ TYCH NĘDZNIKÓW. Widziałeś, jak słabo wymachiwali tymi rękami? Jakby mieli makaron zamiast palców, musiałem im pomóc spotkać się z bólem, Lewusieee — oznajmiłem przejętym tonem, mocno gestykulując. Ten tylko prychnął znacząco. Odwrócił się w stronę drzwi, poganiając mnie wzrokiem. Prychnąłem znacząco, zakładając ręce na piersi. Co za mendium... Ale co to to takie, na łożu leży.
— Idziesz? — warknął, łapiąc mnie za ramię. Zignorowałem go całkowicie, pomimo że ból się odezwał, powoli sunąc do kobiety na materacu. Tak, to ta strażniczka. Najmłodsza, jak dotąd. I w ogóle, dama, tyle, że ma większego kopa od większości wojowników na dworze. Ten szał w jej oczach, brak świadomości... Coś, co doskonale można wykorzystać. Pozwoliłem, w sumie nakazałem Ackermanowi odejść ruchem dłoni, stojąc przed Rimą.
  Te siniaki, ślady. Plus charakterystyczne zadrapania na tarczy. Automatycznie westchnąłem ciężko, przecierając twarz. Dlaczego pozwoliłem mu używać te głupie ostrza. Poza tym, znowu wykorzystuje moich do własnych, brudnych treningów. Masochista walony. Tylko, skoro tak, to czemu nie przyjdzie do mnie? Aż tak zawalony nie jestem, a chęć przywalenia mu wzrosła, gdy okazał się wyższy.
— Roronoa Zero, oto nowa choroba — mruknąłem, podsuwając do siebie drewniany stołek. Oparłem łokcie na kolanach, łącząc palce. Zaciekawiona Hanshi skupiła na mnie swoje spojrzenie, lekko się podnosząc do pionu — Objawia się głupim popisem z mieczykami, oraz rujnowaniem moich strażników. No i dodatkowo uruchamia w tobie tę bestię. Szkoda, żeś mu nie wepchała swojego patyka do gardła, skoro tak lubi twarde rzeczy w ustach, hm.
— Skąd wiesz... Skąd Sir Imcora o tym wie?
— O tym, że zemdlałaś pod murem, czy twoich atakach? Muszę być na bieżąco, jeśli chodzi o moich podwładnych, a uwierz mi, zdobycie jakichkolwiek pożytecznych informacji o takiej... Jakby to ująć, niepotrzebnej osobie jak ty jest w miarę trudne. Oddać cały składzik alkoholu, żeby wiedzieć o tym, że dostajesz okresu i rozwalasz wszystko co się rusza. Na dodatek, konwalie to niezły wybór. Osobiście jednak wolę drób — uśmiechnąłem się, mrużąc oczy — Też chciałbym w taki łatwy sposób posyłać ludzi na drugą stronę, serio. Da się to kupić? Możesz mnie tym zarazić? Dawaj, kichnij na mnie, póki pielęgniarka nie widzi.
  Zmarszczyła brwi, z syknięciem się prostując. Zagryzła dolną wargę.
— Nie miej teraz do mnie winy — wstałem z siedzenia, podpierając boki. Tooo był błąd, znowu boli. Dlaczego oni mieli kamienie!? — Zgłoś się do mnie później, teraz znikam gwałcić, czy cokolwiek — kulturalnie, bo mogę, pomachałem jej na pożegnanie. Zanim zdążyła coś zrobić, wyszedłem z pomieszczenia, kierując się do wyjścia z zamku. Pora zniszczyć komuś psychikę. Zobaczmy, kogo mamy na drodze... Zoro. Zjawił się w odpowiednim momencie. Pomijając, mam na niego parę haków, ale o tym później.
  Skocznym krokiem podszedłem do mężczyzny, witając go wyszczerzem.
— Myślałeś, że się nie dowiem? Mów mi teraz, specjalnie ją zaczepiłeś, hm? No raczej, przecież to taka piękna kobieta, co? Niebezpieczna, prawie cię zabiła. Oooh, jak ja bym sobie bez ciebie poradził! Chociaż jesteś strasznie przewidywalny. Wiedziałem, że jednak dasz jej spokój. I nawet jej teraz nie odwiedziłeś! A właśnie u niej byłem. Jakie jej było zdziwienie, kiedy zacząłem o tobie nawijać! Boisz się wściekłości z mojej strony, że chcesz wykorzystywać jedną z moich bliskich? Powinienem zabrać ci te noże, skoro jej się nie udało!
  Był zmieszany jak nigdy. Właśnie o to chodzi.

[lmao]

21 lutego 2017

Od Leaksa - Cd. Ryuketsu

Brak komentarzy:
Kiedy się wybudził czuł tylko silny uścisk na brzuchu, kostkach i nadgarstkach. Nie bardzo docierało do niego co się działo. Zmarszczył brwi próbując sobie przypomnieć cokolwiek. No tak, przecież dostał z krzesła. Domyślił się szybko, że prawdopodobnie jest związany i obserwowany. Powstrzymując się od jakiejś pogardliwej uwagi, zaczął pocierać nadgarstki o siebie, by wytworzyć chodź trochę ciepła. Czary mary i sznur spłonął. Z pogardliwym uśmiechem uchylił powieki i szybko ogarnął wzrokiem pomieszczenie. Związał go, dlatego właśnie Leaks gardzi ludźmi. Wysunął ostre pazury i zwinnie przeciął resztę więzów, które trzymały go mocno przy krześle. Podniósł się szybko, wręcz niezauważalnie i strzepnął wszystko z siebie. Jego wzrok poleciał rysującego chłopaka siedzącego na łóżku. Podszedł do niego cicho, dokładnie obserwując każdy, nawet najmniejszy ruch ręką. Nachylił się nad nim, wyrywając mu kartkę z rąk.
- Jeszcze raz odważysz się mnie czymś walnąć, a powieszę twoją głowę nad kominkiem, którego nie posiadam, ale załatwię sobie specjalnie na tą okazję - syknął na niego i przeniósł wzrok na kartkę, z której i tak nie mógł nic wyczytać. Oddał mu ją uprzejmie (tak, uprzejmie >.>) i klasnął w dłonie, rozglądając się czy nie zostawił tutaj niczego ważnego. Stwierdzając, że nic takiego się nie stało, odwrócił się z zamiarem wyjścia, jednak został pociągnięty za ogon stanowczo. Odskoczył od jasnowłosego chłopaka zaskoczony i schował się w kącie patrząc na niego przerażony. Wszystko, tylko nie ogon i uszy. Te części ciała są zbyt delikatne i wrażliwe. 
Przejęty nadal bolącym ogonem, nie mógł nawet syknąć, czy jakkolwiek skarcić chłopaka. Musi gdzieś zapisać, że śmierć tego dzieciaka, musi być honorowa. Jednak nie w tym dobrym znaczeniu. Wyrwie jego wnętrzności i ubierze nimi choinkę w lesie. 
Szybko się ogarnął i wkurzony podszedł do chłopaka, obserwując go uważnie. Przysiadł na łóżku, owijając ogon wokół talii, to samo robiąc z warkoczem, tylko wokół szyi. Tępe spojrzenie jakie mu posyłał, wychodziło jakoś same z siebie. Nie miał pojęcia co powinien zrobić. Dlatego posiedział w miejscu jeszcze kilka minut. W pewnym momencie nogi same go podniosły i zaczęły prowadzić do drzwi. W międzyczasie sięgnął do kieszeni po kartkę z zaklęciem na teleportacje. Odwrócił się jeszcze tylko na chwilę.
- Następnym razem daj się po prostu zabić - burknął i zniknął pod osłoną zaklęcia.

[Ryuketsu? Brako weno]

Od Hanshi - Cd. Zoro

Brak komentarzy:
Otworzyłam oczy, i prawie natychmiast musiałam je z powrotem zamknąć. Popołudniowe słońce bezlitośnie wdzierało się przez okna do skrzydła szpitalnego, padając bezpośrednio na moją twarz. Czemu tu leżę? Nie pamiętam. Co się stało? Nie pamiętam. Westchnęłam cicho i momentalnie poczułam ból w okolicy żeber. Uniosłam delikatnie gruby koc i ciemną koszulkę, w którą mnie zapewne przebrano. Po lewej stronie brzucha widniał nieciekawy siniak. Podobnie zresztą, jak na rękach i nogach. To przecież niemożliwe, żebym popadła w szał.. Moje życie nie było zagrożone.. Oparłam dłoń na czole, ponownie wzdychając. Zawsze musi być ten pierwszy raz.. 
Powolnym ruchem rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było tutaj chyba z siedem łóżek, ale wszystkie z nich były puste. Obok mojego stała włócznia i tarcza, a w małej półeczce było codzienne ubranie. Ostrożnie spuściłam nogi na podłogę i, podparłszy się dłonią, odepchnęłam się od materaca. Ten zaskrzypiał cicho, alarmując kobietę siedzącą przy biurku.
- Gdzie się wybierasz, panienko? - zapytała, lustrując mnie wzrokiem. - Powinnaś jeszcze leżeć, dopóki ten siniak choć trochę nie zejdzie.
- Czy to konieczne? - zapytałam. a raczej wychrypiałam.
- Może nie konieczne, acz oszczędzi ci to wiele bólu. I wszystko szybciej się zagoi, gdy będziesz w łóżku.
Kolejne ciche westchnienie, po czym posłusznie zakopałam się pod kocem. Kobieta, na oko koło trzydziestki, podeszła do mnie jakiś czas później, trzymając w ręku śmierdzącą maź i bandaże.
- Odsłoń brzuch. Trzeba się tym zająć. - oznajmiła i przycupnęła obok mnie. Ostrożnie nałożyła maść na bolące miejsce i opatuliła to szczelnie materiałem. - Gdyby coś było nie tak, to jestem przy biurku. Wystarczy zawołać.
Skinęłam głową na znak, że rozumiem i ponownie nakryłam się kocem, wpatrując się tępym wzrokiem w sufit.
Minęło prawdopodobnie coś, około godziny, gdy do sali wszedł władca, podpierający się na Sir Ackermanie. Pielęgniarka omiotła ich pytającym spojrzeniem.
- Jak zwykle, wpierdzielił się w sam środek bójki i narzeka, że go wszystko boli. - mruknął i głośno westchnął. Na ustach kobiety pojawił się jedynie lekki uśmiech. Wstała ze swojego miejsca pracy i zdjęła coś z półki, po czym podała to Sir Ackermanowi. 
- Nasmarować bolące miejsca. Po paru minutach będzie lepiej. - odpowiedziała, pokłoniwszy się, i wróciła do zapisywania kart w dzienniku. Ten odebrał pakunek i odwrócił się w stronę drzwi. Już mieli wychodzić, gdy Sir Imcora zauważył mą skromną osóbkę.

[ Wasza Wysokość? lmao ]

20 lutego 2017

Od Zoro - Do Hanshi

Brak komentarzy:
Mogłem nalegać i dalej mieszkać w swoim mieszkanku, może było i małe ale przynajmniej nie błądziłem po nim żeby znaleźć cokolwiek. Dla przykładu w tym momencie chciałbym wiedzieć gdzie jest kuchnia, a na razie znalazłem 3 łazienki, komnatę konusa i sale tronową. Idąc podłużnym korytarzem tym razem dotarłem do obszernego placu pełnego broni, manekinów i w zasadzie całkowicie pustego, nie licząc ćwiczącej samotnie kobiety dzierżącej włócznie i tarczę zmagającą się z powietrzem. W zasadzie widziałem ją kilka razy pilnującą salę tronową Fabiana, nie miałem jak dotąd okazji jej poznać, ale w końcu musi być ten pierwszy raz. Wyprostowałem się i ruszyłem wolnym krokiem w jej kierunku. Zaledwie kilka sekund później grot włóczni znalazł się dosłownie kilka milimetrów od mojego gardła, zlustrowała mnie wzrokiem  po czym przyłożyła dłoń do głowy i stanęła na baczność. 
- Gwardzistka Hanshi Rima melduje się panie dowódco.
- Miło mi cię poznać - rzekłem starając przybrać sympatyczny wyraz twarzy - spokojnie, możesz mi mówić po prostu Zoro
Popatrzyła na mnie nieco skonfundowana.
- To nie jest żaden test, na prawdę możesz się do mnie normalnie zwracać i rozluźnij się trochę strasznie jesteś spięta.
W jednym momencie usiadła na ziemistej podłodze 
- A tak przy okazji, może miała byś ochotę wspólnie poćwiczyć? - zerknęła na mnie 
- Tak jest!
- Możesz mi mówić na ty. Nie jesteśmy na rozmowie dyplomatycznej w Tariel - odszedłem na parę kroków i wyciągnąłem jedno z ostrzy - Pokaż mi co potrafisz.
 Kobieta wstała, podniosła włócznie oraz tarczę po czym przyjęła bojową pozycję. W ciągu mgnienia oka ruszyła w moją stronę kierując bezpośredni sztych w serce. Prosta kontra mieczem i grot kieruje się w niebo. Następnie ręka dziewczyny uzbrojona w tarczę zaatakowała moją głowę, obrót i blokada pięścią, dziewczyna poleciała kawałek w tył. Przystanęła i ruszyła jeszcze szybciej, ledwie wychwyciłem ruch nadgarstka kierującego ostrze w stronę mojego krocza. Zdążyłem odskoczyć dosłownie w ostatniej chwili. Dziewczyna nie próżnowała, znalazła się z mną celując drzewcem włóczni w głowę, chwyciłem ją i rzuciłem wraz z dziewczyną w ścianę budynku, ta wykorzystała energię i obijając się od niej ruszyła w moim kierunku niczym strzała wystrzelona przez znamienitego łucznika. Sparowałem uderzenie ostrzem lecz mej uwadze umknęła druga ręka dziewczyny która wbiła się w okolice mojej wątroby. Westchnąłem cicho. Niezła jest zaraza. 
- Dobra, podnieśmy poprzeczkę 
Wyciągnąłem drugi miecz, ugiąłem nogi i tym razem ja zaatakowałem. Cała siła poszła w tarczę która zatrzymała uderzenie. Kontra poszła w kierunku dłoni, odwróciłem się na pięcie i zaserwowałem jej kopnięcie na wysokości bioder. Z impetem poleciała na ziemię, szybko jednak na powrót wstała i zrewanżowała się próbą nabicia moich pośladków na włócznię. Z zafascynowaniem patrzyłem jak prędkość i siła dziewczyny wzrasta wraz z trwaniem starcia. Ciekawe czy wie, że jest jedną z NAS. Moje wnętrzności zaprotestowały, nie wahała się wykorzystać chwili słabości i natarła ponownie, jednak jej broń ześlizgnęła się z postawionej błyskawicznie gardy odsłaniają ją. Silne kopnięcie posłało ją na mur otaczający naszą "arenę". W tym momencie coś jakby się w niej przełamało. Miałem wrażenie, że kobieta potrafi się teleportować, w murze pozostała dziura a ona natarła jakby z nową siłą. Nic ją nie powstrzymywało, ciężko było ją jakkolwiek zatrzymać, przez co zarabiałem tylko kolejne rany cięte. 
- Halo Han, co ci jest? - nie odpowiedziała, wyglądała jakby wpadła w swojego rodzaju amok który niepomiernie wzmagał jej umiejętności fizyczne. 
Głaz który stanął na chwilę między nami zmienił się dosłownie w popiół. 
- Wybacz, ale nie pozostawiasz mi wyboru. 
Wyciągnąłem ostatnie ostrze i włożyłem je do ust, pochyliłem się do przodu. Wokół mnie zaczęło gęstnieć powietrze, a atak mierzony we mnie wraz z właścicielką został odbity w pobliskie drzewo. Technika Trzech Bliźniaczych Gwiazd - Supernova. Dziewczyna patrzyła na to co się dzieje gromadząc całą energię do ostatniego ataku który miał to zakończyć. Ruszyliśmy w tym samym czasie a zetknięcie się obu sił wytworzyło małą implozję, kilka sekund i wszystko było wiadome. Oboje staliśmy po przeciwnych stronach. Włożyłem ostrza z powrotem na swoje miejsca, Han najpierw odzyskała władzę w ciele tylko po to by paść i stracić przytomność.
[Han?]

19 lutego 2017

Od Desiderii

Brak komentarzy:
Gwar miasta z każdą chwilą sprawiał, że miałam ochotę wrócić w wiejskie, a nawet leśne zacisze. Tam przynajmniej człowiek był w stanie trzeźwo myśleć, niebombardowany przez setki informacji napływających zewsząd. Również na terenach mniej zamieszkałych zdecydowanie rzadziej spotykało się przedstawicieli królewskich, takich jak straże czy zwykli rycerze. Westchnęłam cichutko, wyłapując dziwne spojrzenie jakiejś starszej pani. Burczała coś o szujach kręcących się po ulicach. Nawet ludzie, których znałam zdawali się przybierać wrogą postawę. Jednak nie moją winą był fakt, że poza granicami królestwa łatwiej łapało się korzystne zlecenia, a inni nie oceniali cię tak surowo. W tych czasach miało się dwa wyjścia: zarabiać, ewentualnie wyjść za kogoś bogatego lub powoli skonać na ulicy. Jakoś nie ciągnęło mnie do tej drugiej opcji, a na znalezienie godnego małżonka nie miałam szans. Wybrałam to, co pozornie najłatwiejsze- najemnictwo. 
Nerwowe parsknięcie klaczy wyrwało mnie z zamyślenia. Czyżby znowu szykowały się jakieś kłopoty? Rozejrzałam się na boki, szukając źródła końskiego niepokoju. Jak się okazało, był nim szczeniak, który postanowił plątać się przy kopytach. O mały włos, a miałabym tę puszystą kulkę na sumieniu. Zatrzymałam karego rumaka i zeskoczyłam z siodła. Na całe szczęście wylądowałam tuż przed pieskiem. Jakoś nikt inny się nim nie przejął, co znaczyło, że był bezpański. Najprawdopodobniej. No to jednak kłopot. Wzięłam go na ręce, jeszcze raz wzrokiem przeszukując najbliższe otoczenie. Zbroja cicho skrzypnęła, kiedy to szczenię zechciało zatopić w niej ząbki- bezskutecznie. Mleczne kiełki jedynie gładko po niej przejechały.
— Niezłe ziółko z ciebie, urwisie — mruknęłam pod nosem. — Ale przestań, jeszcze sobie zęby połamiesz i będzie. Gdzieś zgubił pana, hm?
Odpowiedziało mi szczeknięcie. Trójkątne uszka maluszka zabawnie podskoczyły. Ruszyłam więc przed siebie, co chwilę pytając kogoś o zwierzaka. Na całe szczęście klacz przyzwyczajona do takich ekscesów, sama z siebie zaczęła za mną iść. 
— Bardzo pana przepraszam — odezwałam się do mężczyzny.
W chwili, gdy raczył się do mnie odwrócić- przypomniały mi się czasy dzieciństwa. A jednak nie mogłam uwierzyć w to, kto stał przede mną. Choć nie widziałam go od czasu opuszczenia domu Babci, to mogę stwierdzić, że z wyglądu prawie się nie zmienił.
— Levi? — szepnęłam, jakoby chcąc upewnić się, że oczy mnie nie myliły.

[Levi? Huh, ciężkie to to takie ;-; ]

18 lutego 2017

Od Moon - Cd. Elandiel

Brak komentarzy:
Spróbowałam skupić się na drodze, dbaniu, by koń nie spłoszył się z byle powodu. Jednak sama wzmianka o katowaniu dzieci podziałała na mnie rozpraszająco. Wszelkie wspomnienia, które tak od siebie odpychałam, natarły z podwójną siłą. Oczy zaszkliły mi się od łez, gdy nieświadomie przywołałam obraz mojej własnej córki leżącej na środku jej pokoju. Kałuża krwi, wydobywającej się z jej brzucha, jak i delikatnych usteczek. Maleńkie ciałko już stygnące, a obok większe- czarnowłosej kobiety w średnim wieku. Zginęła i Iana, i jej opiekunka. 
Chaotycznym ruchem dłoni przetarłam mokre policzki, starłam słoną ciecz z powiek. Pomimo tego, że była wyrazem smutku, pięknie odbijało się w niej słońce. Zacisnęłam usta, w myślach przeklinając swoje słabości. Nieco się przy tym spięłam, co było najzwyklejszym w świecie odruchem. Jednak zdradziło mnie to przed Elandiel. Choć może już wcześniej zauważyła, lecz wolała zachować taktowne milczenie. Przynajmniej tak myślałam, dopóki nie postanowiła zamęczyć mnie pytaniami, na które niekoniecznie miałam ochotę odpowiadać. Ale to władczyni... I moja przyjaciółka, po części rozumiałam powody, które nią kierowały.
— Moon?
— Tak, poszłabym na pierwszą linię — powiedziałam zdecydowanym tonem. — Ale nie z powodu, który znasz. Nie dla samej przyjemności, jaką sprawia mi walka. Już dawno znalazłam inny, a raczej osoby... bestie z Yondaime mi go dały. To zdarzyło się dzień przed moim zniknięciem i tym, jak bezczelnie zostawiłam cię samą z tym syfem — westchnęłam. — I bardzo przepraszam za ten jawny akt zdrady własnej przyjaciółki. Jako jedyna wiedziałaś o mojej relacji z Kazem, o tym, jak czerń spowijała moje życie od samego początku. Lecz okłamałam cię w liście, pisząc, że odeszłam z moją córeczką i mężem w miejsce bezpieczne, gdzie moglibyśmy być wreszcie szczęśliwi. Nie wiem, może chciałam pocieszyć wtedy sama siebie, jakoś ukoić ból... Pamiętasz tamtą wojnę z Fabianem, gdy tylu zginęło po obu stronach? 
— Pamiętam, Moon. Ale o czym ty gadasz? 
— O tym, że tak naprawdę zostałam sama na świecie. — Przełknęłam ślinę, zamilkłam na chwilkę, odpychając ochotę na płacz. Po uspokojeniu się kontynuowałam. — Kaz zaginął w wojennej zawierusze. Uciekaliśmy przed sporym oddziałem zbrojnych. Wystarczyło, że na moment się odwróciłam... popchnął mnie, wpadłam do sporej nory jakiegoś zwierza, a on pędził dalej... Uratował mnie, a ja nawet nie mogłam sprawdzić, czy uszedł z życiem, rozumiesz? I jeszcze... Boże, moja córeczka... Moja mała Iana...
Zatrzymałam konia, ledwie nad sobą panując. Czułam na sobie wzrok towarzyszki, nawet nie musiałam odwracać się w jej stronę. 
— Każdy, kto wtedy walczył w imieniu naszego wroga, przysięgam, że zginie w sposób równie okrutny, jak mój Aniołek — wyszeptałam — przysięgłam to sobie już wtedy, kiedy tuliłam jej chłodne ciałko. I wypełnię swoje słowa, choćby cały świat miał stać się mi wrogiem, a wszyscy i w tamtym królestwie, i w Tariel mieli mnie po tym za potwora.

[To kto teraz?]

17 lutego 2017

Od Fabiana - Cd. Leviego

Brak komentarzy:
   Nie zabalowałem tam długo. W końcu ktoś zorientował się, że nie jestem iluzją, a cały alkohol zniknął. Sprawca nieznany. Chwiejnym krokiem udało mi się wybyć z budynku, o mało co nie zabijając się o drogę. Myślałem, że jestem bardziej wytrzymały. Ale, przynajmniej nie reaguję tak jak Levi, on zezgonowałby od razu. Tyle, ile wychlałem, bogowie jedyni. Nie mam bladego pojęcia, jakim cholernym cudem udało mi się dojść do zamku. Prawdopodobnie ktoś mnie podwiózł, albo cokolwiek... Nie, pamiętam, strażnicy pomogli mi doczołgać się do schodów. Już się bałem, że dałem się zgwałcić, o mój. Po prostu legnąłem na łóżko. Być może tam będę bezpieczny, chociaż nie wiem. Zawsze mogą wejść przez okno, tak. Ostatnim razem taki mnie przywitał, morderca walony. Skończył w lochach ze szczurami. Szukasz króla? Dobra, pomogę ci. I z tacki w łeb. Opłacało się wtedy brać tę kolację ze sobą. Tylko trochę trudno było zaciągnąć jego cielsko na dół. Może spadł ze schodów. Bardzo. Dużo. Razy. I Lewus miał co sprzątać. Irenka połowę zlizała, ekhem.
   Poranek natomiast był... Fajny. Ból głowy spotęgowany kurewskim światłem. Dlaczego to istnieje, kurna mać. W dodatku nogi mi umierały. To raczej po wczoraj.
— Wreszcie się obudziłeś — ciche mruknięcie. Uniosłem powieki. Levi, no proszę — Wiesz, że nawet ruszyłem się i zrobiłem ci coś? Nie wiedziałem, że uda ci się zaliczyć aż tyle
— Skąd wiesz, że dobierałem się do pa... chwila, nie to — zmierzyłem gwardzistę wzrokiem — Masz coś dla mnie?
   Podniosłem się, wlepiając wzrok w niższego. Siedział na brzegu łóżka, krzyżując ręce na piersi. Wskazał na stolik.
— Szczęście i radość — tam leżało coś, za co bym zabił. Walony kurczak. Zgaduję że na ostro. Inny nie wchodzi w grę. Ignorując wszystko i wszystkich, wziąłem go na kolana, zaciągając się zapachem. Otak, tak tak tak, mhmmm. Klasnąłem radośnie, uśmiechając się szeroko. Nie obchodzi mnie, że może być zatruty, skoro przyniósł go Ackerman — Chóry anielskie, o boże — takim oto sposobem, zniknęło udo. I drugie. Magia.
— Cieszę się, że ci się podoba — wymruczał, wzdychając głośno. Zerknąłem na niego, nie przestając zajmować się żarciem. Odłożyłem po chwili tacę na bok, pocierając dłonie. Z lubieżnym wyszczerzem przybliżył się do mnie, lecz zatrzymałem go ruchem ręki. Nie, nie. Zwlokłem się z materaca, pacając mężczyznę po czole.
— Nienienie, wiem, dlaczego się tak przymilasz i znam twoje zamiary — zawyrokowałem, podpierając się o biodro — Nie dzisiaj, sorry. Ale dzięki za szamanko — tutaj go chyba zaskoczyłem.
   Zaśmiałem się krótko, przeciągając. Aż mi coś skrzypnęło.
— Jak wolisz — syknął, patrząc na mnie z pogardą. No kto by się spodziewał — A chciałem być dzisiaj trochę miły — poprawił chustę na szyi. Parsknąłem w odpowiedzi i nadal z bolącą czaszką podszedłem do drzwi. Czarnowłosy szybkim krokiem podreptał za mną, nie odstępując mnie na krok. Ludzie na korytarzach kłonili się niżej niż zazwyczaj, szeptali coś pod nosem. Zdecydowanie coś jest nie tak.
— Nie ogarniam — zająłem miejsce na tronie, czekając na doradców. Zaraz powinni się zjawić. Albo tak jak wczoraj, oleją wszystko i znikną. Levi natomiast spojrzał na mnie pytająco — Jest dziwnie po prostu, no

[Nie napiszę niczego lepszego (y)]

Znalazłam w sobie radość wynikającą ze świadomości, że chcę walczyć

Brak komentarzy:

DESIDERIA ANA FEAN
25 lat  Heteroseksualna  Mieszkaniec Najemnik  NekoTakei  Brak


Mimo słodkiego wyglądu, posiada nieciekawy charakter i bardzo trudno jest znieść jej obecność. Już sam obojętny, wręcz znudzony wyraz oczy powinien zapalać czerwoną lampkę w głowach innych, inaczej mogli bardzo zawieść się na tej, sprawiającej pozory uroczej, istotce. Przez lata przebywania w towarzystwie przestępców, osób trudzących się krwawymi zawodami, powoli wyzbyła się podstawowych uczuć do osób dopiero co poznanych. Zachowuje się obojętnie, często nawet ignoruje drugą osobę, jeśli nie przypadnie jej do gustu. Mówi tonem beznamiętnym, wręcz wrogim, stosując przy tym słowa świadczące o tym, że w jej mniemaniu jest na innym poziomie niż jej rozmówca. Mimo wszystko stara się utrzymywać neutralną pozycję, aż do ewentualnej potyczki słownej, w którą najczęściej nie ma ochoty się wdawać i w takich sytuacjach po prostu odchodzi. Bez słowa pożegnania, bez ciętej riposty. Z honorem i nienaruszonym ego. Nie stara się ukrywać swojego obrzydzenia, czy nawet ewentualnej pogardy- jest szczera, aż do bólu i właśnie dlatego większość ludzi woli omijać ją szerokim łukiem. Jest osobą typowo aspołeczną, znoszącą obecność tylko i wyłącznie jej najbliższych, w tym przypadku Leviego. Świadomie stroni od kontaktów z innymi, unika według niej niewłaściwego towarzystwa. Wie o tym, co jest dla niej najlepsze, należy do kobiet niezależnych i świadomych swoich możliwości. A jednak można zaobserwować u niej bardzo dużą nieśmiałość i tendencję do szybkiego zawstydzania się, zwłaszcza w rozmowach (o ile do jakichś dojdzie) z płcią przeciwną. Posiada umiejętności aktorskie, jeśli można to tak nazwać. Desideria potrafi przybierać różne maski, także zmieniać je w iście zastraszającym tempie- miła, słodka, a zaraz potem zabójcza. Na początku osoba jej emanuje spokojem oraz wrogością, jednak zmienia się to, jeśli komuś uda się ją bliżej poznać. A, co może być nieco zaskakujące, zaufanie jej można bardzo łatwo zdobyć. Co prawda nadal będzie wiecznie czujna, co jest spowodowane wcześniejszymi doświadczeniami, ale nie powinno to przeszkadzać w normalnych kontaktach z nią. Jeszcze lepiej sprawa ma się co do znajomych jej przyszywanego brata- tych akceptuje od chwili wymienienia pierwszych słów. Staje się wtedy osobą odmienioną, pełną życia i pozytywów. Miła Ana? Tak, nawet bardzo. Ze znajomymi lubi pożartować, pośmiać się, oczywiście wszystko z umiarem. Jeśli sytuacja by tego wymagała- robi się poważna oraz powraca opanowanie. Zdolna jest do nawet największych poświęceń związanych z jej osobą, może nawet zaryzykować życiem, byleby ocalić istotę, na której jej zależy. Stratę przyjmie z należytym szacunkiem oraz spokojem, bez zbędnych lamentów. Ot odszedł, już przecież nie wróci, nie ma nad czym rozpaczać. Może zajmijmy się teraz tematem uczuć głębszych, a mianowicie miłości. W swoim długim życiu otrzymała ją jedynie od Babci i Leviego. Zakochanie się jest wiec nieznanym dla niej stanem, wręcz niemożliwym i nieistniejącym. Jak można wywnioskować- nie jest tak łatwo zdobyć jej serce, a wręcz wymaga to kolosalnego wysiłku i długiego czasu z nią spędzonego. Nawet wtedy nie należy wymagać od niej wielkich względów, przecież miłość jest jak gra w ciemno, prawda? A może teraz coś o tym, w czym panny z rodu Fean się specjalizują? Walka, czyż nie? W potyczkach również w Desiderię wstępuje istny diabeł, zaś kobieta staje się maszyną mordu gotową zniszczyć wszystko to, co stanie jej na przeszkodzie do osiągnięcia upragnionego celu. Psychopatka, chora sadystka- to tylko mały odsetek z określeń jej podczas pojedynków. Honor jest pojęciem nieznanym, potrafi stosować szereg wybitnych kłamstw, blefów i oszukańczych ruchów. U niej nie ma czegoś takiego jak planowanie, działa na żywioł, wybierając najodpowiedniejsze dla niej opcje, wszystko byleby wyjść zwycięsko. Nie patrzy nawet na osoby będące po jej stronie- działa nie zważając na nic i nikogo. Wręcz czerpie przyjemność z cierpienia swojej ofiary . Traci wewnętrzne zahamowania, dążąc do usunięcia niechcianego obiektu. Mimo wszystko jej ruchy zgrywają się ze sobą, a poczynania mają widoczne cechy inteligentnego postępowania.


UMIEJĘTNOŚCI:
↬ Walka bronią białą. Dziewczę to od najmłodszych lat miało zapał do wojaczki, dzięki któremu dziś potrafi nie tylko się obronić, ale i skutecznie atakować. Wszelka broń biała nie jest jej straszna. Umiejętność ta w połączeniu z naprawdę dużą siłą damy jest zabójczo skuteczna. Jako ciekawostkę można szepnąć, że panienka walczy mieczem dwuręcznym, używając jedynie prawej ręki.
↬ Bardzo dobrze kłamie. Niemalże niemożliwym jest odróżnić to, czy aktualnie mówi prawdę, czy też owija cię nicią fałszu. W pełni panuje nad sobą, wręcz sprawia wrażenie jak najbardziej wiarygodnej osoby.
↬ Miłuje prace w plenerze. Wiosną i latem zawsze sieje nowe kwiaty przy swoim małym domku, by było choć trochę bardziej kolorowo. Ma rękę do roślin i wyczucie barwy, ułożenia, to trzeba przyznać.
↬ Zręczne palce świetnie spisują się podczas szycia. Wszystkie ubrania, jakie posiada, wyszły spod jej ręki. Również zbroje oraz obuwie. 
INNE INFORMACJE:
↬ Jest przyszywaną siostrą panicza Ackerman. Mężczyzna był dla niej wzorem od pierwszego dnia, gdy zamieszkał u Babuni. Można powiedzieć, że od tamtego czasu jest jego takim małym przydupasem.
↬ Jak na najemnika przystało- panienka zaprawiona jest w boju. Posiada nawet swą ukochaną broń, a jest nią dwuręczny miecz prawie tak wielki, jak ona sama. Sebcio Adam Mścisław I się zwie, jakby kto był ciekaw. No i jeszcze oczywiście tarcza- Kunegunda
↬ Malutkie to to takie, z pozoru kruchutkie. Acz to niepozorne metr pięćdziesiąt potrafi przywalić, czasem coś odgryźć.
↬ Sposób na przetrwanie jej okresu vel dzikiej furii: 
  1. Kup czekoladę.
  2. Schowaj się za tarczą, dwanaście metrów od panienki.
  3. Rzuć czekoladą, masz jakieś pół minuty dodatkowego czasu.
  4. Korzystaj z momentu i uciekaj za mury.
    Skuteczny w około 99% przypadków.
↬ Amatorka słodyczy. W sumie tylko tak da się ją jakoś uspokoić bez ryzyka uszkodzenia czegokolwiek. Oddałaby wszystko za sporą miseczkę lodów miętowych.
↬ Kocha zapach lawendy. Zwykle pachnie owym kwiatem- posiada sporą kolekcję perfum.
↬ Boi się ciemności, choć stara się ukrywać ten wstydliwy lęk. Tak naprawdę wiedzą o nim jedynie Levi i Babcia.

INNE ZDJĘCIA: klik
KONTAKT: Korra10 || moonwilczycaksiezyca@gmail.com

16 lutego 2017

Od Elandiel - Cd. Zoro

Brak komentarzy:
   Momentalnie wzniosłam dłoń, by rozdzielić walczących. Silny powiew odsunął ich od siebie na paręnaście metrów, wytrącając przy okazji broń z ręki mężczyzny. Poczułam na sobie jego zaskoczone spojrzenie. Zerknęłam na niego przelotnie, mrużąc oczy i machnięciem dłoni sprawiłam, że wiatr uniósł trzy ostrza wysoko w górę.
- Jesteś na terenie wroga. To bardzo głupie ignorować jego rozkazy i rozpoczynać walkę z doradcą władcy - warknęłam, nie spuszczając wzorku z Zoro.
- Ona zaatakowała mnie pierwsza! - zaprotestował, zakładając ręce na piersi.
- I miała do tego prawo. Obowiązkiem Dary jest chronienie mnie, jeśli w pobliżu nie ma straży. Fabian jest nieobliczalny.. - zakończyłam krótką dyskusję, mając nadzieję, że zielonowłosy zrozumie, cóż miałam na myśli. - A teraz skieruj się z powrotem. Jestem pewna, że twój władca wrócił już na tron - dodałam na odchodne i odwróciłam się w stronę, z której przyszłam, jednocześnie przywołując do siebie białowłosą. Opuściłam dłoń i cały oręż mężczyzny opadł na trawę. Nie obchodziło mnie to, czy mógł się uszkodzić. Sprowokował Moon do ataku. Gdyby tylko ją zranił.. Gdyby z jej głowy spadł choćby włos.. Pomściłabym ją, nawet za cenę własnego życia. Panna Tenebrae była, i jest, jedyną osobą, która znała mnie praktycznie od urodzenia. Parę lat temu powróciła do Tariel, i od tego czasu jest moją doradczynią. 
- Wsiadaj - odezwała się, co wyrwało mnie z krótkiej nostalgii. Wskazała na swojego wierzchowca, gdyż mój był już prawdopodobnie w zamkowych stajniach, i podała mi dłoń. Ujęłam ją i zasiadłam tuż za nią. Ostatni raz zerknęłam za siebie, patrząc na mężczyznę wjeżdżającego z powrotem do lasu. Może kiedyś ta rozmowa potoczyłaby się inaczej. Ale teraz, gdy kochany braciszek prowokuje sprzeczki i zabija wielu moich żołnierzy każdy z jego królestwa może być niebezpiecznym wrogiem. Nawet Zoro, którego poznałam wiele lat temu. 
- Trzeba będzie poinformować ich rodziny o śmierci... - mruknęłam bardziej do siebie, niźli do panny Tenebrae. 
- Może powinnaś przejść w końcu do ofensywy? - zaproponowała, odwracając się lekko w moją stronę. 
- Stracilibyśmy przez to wielu dobrych ludzi. Ilu to z nich pchałoby się na pierwszy front? Łącznie z tobą, Moon..? - westchnęłam cicho. - Poza tym, mogliby na tym ucierpieć cywile. Dobrze wiesz, że każde zabójstwo niewinnej osoby to skaza na honorze dla Tariel. Może Fabian nie bawi się w takie dyplomatyczne zachowania nasyłając swoich na kobiety i dzieci.. Ale nie chcę brać z niego przykładu - dodałam na zakończenie. Co, jeśli najedzie na zamek? Weźmie w niewolę Tarielską ludność i.. - stop, Elandiel. Nie wolno ci tak myśleć. Nawet on nie byłby tak głupi. Może ich broń rzeczywiście pochłania niewielką ilość naszej mocy, ale paręset żołnierzy uzbrojonych w żywioły spokojnie dałoby radę jego armii. 
   Chcąc w jakikolwiek sposób odciąć się od tych myśli, zaczęłam wpatrywać się w niebo. Jego błękitu nie zakłócała ani jedna chmura. Nie czułam żadnego wiatru, wyłączając ten spowodowany prędkością kopytnego Dary. Góry, oświetlane przez wiosenne słońce, rzucały długie cienie na wioski. Pola zasiane zbożami połyskiwały w oddali na różne kolory. Pomiędzy nimi wiła się rzeka, wyglądająca jak płynny nieboskłon. Lubiłam nad nią chodzić wraz z rodzicami. Przynajmniej tak mówił wuj..

[ Które dokańcza? ;p ]

Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości...

Brak komentarzy:
...by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła.

HANSHI RIMA GALATHYNIUS
19 jesieni  Heteroseksualna  Wojownik  Dworska Strażniczka  Gwardzistka  Hit and Run Brak


Ciemnowłosa dama wydaje się być poważna, jak na swój wiek. Wobec obcych lub osób, z którymi nie widuje się na co dzień rzeczywiście taka jest. Powierzone jej obowiązki stara się wypełniać jak najszybciej i jak najlepiej. Zdarza się zakwestionowanie rozkazów, jeśli rzeczywiście są bez sensu, co dowodzi o jej inteligencji. Lub głupocie. Stara się nie wchodzić nikomu w drogę, bo wie, że może jej to zaszkodzić. Bywa agresywna, aczkolwiek powoli udaje jej się nad tym panować. Sarkazm i chamstwo są jej życiowymi towarzyszkami, ale pracuje nad ugryzieniem się w język w odpowiednim momencie. Lojalna wobec współpracowników i przyjaciół. Z początku małomówna, wydaje się być wręcz introwertyczką. Jednak jeśli lepiej ją poznasz, zobaczysz, że jest całkowicie inną osobą. Uśmiech, lekki, bo lekki, często gości na jej bladej twarzy. Altruistka wobec najbliższych; nie pozwoli ich skrzywdzić nawet za najwyższą cenę. Wiele od siebie wymaga, a z każdym spełnionym celem czuje się lepiej. Jednak pod maską tej, poniekąd, idealnej panny czai się kobieta przesycona okrucieństwem. Popadając w furię zapomina, czym jest przebaczenie; tnie na oślep pod wpływem amoku. Jest to prawdopodobnie jedyna rzecz, nad którą nie może zapanować. Bywa bezczelna i arogancka, a jakże. Jednak wrodzony spryt pozwala jej unikać większość nieciekawych sytuacji. Wiele razy wykorzystała ludzką głupotę na jej korzyść. Twierdzi jednak, że idioci są winni sami sobie.


Umiejętności: Panna potrafi posługiwać się włócznią i tarczą jednocześnie. Świadczy to o jej wysokiej sprawności fizycznej i sile w obydwu rękach. Poza tym, potrafi opatrzyć wiele ran ciętych.
Inne informacje: 
  • Urodzona 14 lipca; jej znakiem zodiaku jest rak.
  • Pomimo mhrocznego wyglądu uwielbia konwalie.
  • Ma sokoła o zacnym imieniu Rowan.
  • Mierzy sobie 168 cm.
Kontakt: Diffidentiae

15 lutego 2017

Od Leviego - Cd. Fabiana

Brak komentarzy:
Ten mały był interesujący. Nie pamiętał już jego imienia, jeśli w ogóle mu się przedstawił, ale zanim zdążył o to zapytać został pociągnięty na blat. Jak zaraz z niego spadnie, to nie będzie ratunku. Westchnął cicho, uczepiając się Fabiana. Miał chociaż jakieś oparcie. Nie łatwo było mu stać prosto będąc kompletnie pijanym. Zaczął chichotać cicho i spojrzał w czerwone oczy swojego tanecznego partnera, który zaczął wykonywać to do czego go ściągnął. Levi nie zwracał na to nawet uwagi. Jedyny problem jaki z tym miał to mocna chęć wymiotów. Wytrzymał jednak nie wymiotując, przez czas w który król odwalał swoje popisy. Gdy krótka potańcówka dobiegła końca szybko zszedł z blatu, o mało nie zaliczając zgonu i chwiejnym krokiem wyszedł z zatłoczonego budynku. Świeże powietrze może i umorzyło trochę jego upicie, jednak chęć wyrzucenia z siebie resztek strawionego śniadania. Choć, jego żołądek prócz alkoholu na pewno niczego innego w swojej zawartości. 
Zmęczony oparł się plecami o jedną ze ścian i przymknął powieki. Z całej siły powstrzymywał się od innych czynności. W pewnym momencie usłyszał głuche otwieranie drzwi obok siebie. Zaalarmowany otworzył jedno oko i zerknął na znajomą twarz.
- Lewus, wracaj. Musimy pokazać im kto jest tutaj królem tańca - zakrzyknął i złapał go za rękę. Levi fuknął pod nosem i wyrwał się. To było zbyt ryzykowne wracać do środka. Jeszcze by tam padł trupem. Wbrew pozorom obchodziło go jego własne życie... tylko w tym momencie. - Nie dobrze mi, nigdzie nie idę - burknął cicho i odwrócił wzrok w drugą stronę. Zastanawiał się, czy gdyby teraz schował się w jakiś krzakach, byłoby go widać? W końcu jest ciemno jak w dupie u mu... Stop. 
Po raz kolejny wziął głęboki wdech, gapiąc się tępo na gwiazdy. - Słuchaj jeśli dobrze się bawisz, zostań tu. Nie potrzebujesz, żeby ktoś pilnował twojego zada, skoro zawsze jest na odwrót. Ja wracam do zamku - mruknął po czasie. Odepchnął się lekko od ściany i zaczął iść w stronę, z której przyszli. Nie miał ochoty tutaj dłużej siedzieć. W tym momencie potrzebował miękkiego materaca i ciepłej kołdry. Wystarczy, że jakimś sposobem uda mu się normalnie zasnąć, a rano wszystko będzie cacy. 
Wiatr zawiał mocno, a dreszcze przeszły całe jego ciało. Zaczął pocierać o ramiona dłońmi, wytwarzając jakieś ciepło i przyspieszył kroku, o mało co nie potykając się o kamień. Jęknął głośno i w przeciągu kilkunastu minut znalazł się w zamku. Szybko wmaszerował po schodach i zniknął w głąb swojego pokoju. Nie mając nawet siły się rozebrać, rzucił się na łóżko w ciuchach. Jeżeli jakkolwiek uda mu się zasnąć, to i tak za trzy godziny się obudzi.

[Fab? TAŃCZ]

Od Ryuketsu - Cd. Leaksa

Brak komentarzy:
Dziwny mężczyzna, nie powiem. Przez jakiś czas ciekawość sama mnie prowadziła za nim, ale także to, że w tym samym kierunku znajdował się mój dom. Zanim jednak do niego wszedłem, uważnie spoglądałem na chłopaka, który po jakimś czasie zniknął w lesie. Przeszły mnie ciarki na samą myśl o tym, jak tam będzie za godzinę ciemno. Gdy mrok ogarnął także mój umysł, pomachałem głową i raptownie wszedłem do środka. Otworzyłam drzwi małym kluczykiem, po czym zamknąłem za sobą drzwi. Od razu zapaliłem światło, a mrok się rozproszył. Rzuciłem na łóżko torbę z księgą, po czym od razu wziąłem prysznic. Na początku moje ciało oblewała dość zimna woda, aż w końcu poczułem przyjemne ciepło. Po dziesięciominutowym prysznicu zjadłem mała kolację i przysiadłem do tortur, jakie jest czytanie księgi. Może tu znajdę wskazówkę, jak okiełznać Falę Zniszczenia, której nie mogłem już nigdy powtórzyć, od czasu wydostania się z tamtego miejsca. Na samą myśl przeszły mnie nieprzyjemne ciarki i samowolnie przeszedłem do czytania. Pierwsza litera, pierwsze słowo, pierwsze zdanie i czytam. I czytam. I czytam. Dużo przeczytałem, bynajmniej tak mi się wydawało. Gdy podniosłem wzrok, od mojego pierwszego słowa z książki minął jakiś kwadrans, a ja przeczytałem jakieś pięć stron, ale ja jestem pewien, że więcej! To jest jakieś oszustwa. No chociaż te siedem, na pewno! 
Zamknąłem książki z hukiem, po czym zmęczony położyłem ją na biurku obok i wszedłem pod ciepły kocyk, aby się ogrzać. Ta noc była dosyć zimna, a sprzedawca niestety nie zadbał o szczelne okna, a tym bardziej o ogrzewanie podłogi. Jedynie ściny jakimś cudem nie przepuszczały zimna, ale to nie znaczy, że wkrótce zmienię swój dom. Jest tu dla mnie za zimno, a ja jestem bardzo podatny na choroby. Gdy to był wiatr, a nie zwykłe zimne powietrze, atmosfera, szybko bym się tego pozbył. A tak muszę się ogrzewać kocykiem, który szybko wykonał swoje zadanie, tym samym powodując, że zasnąłem.
Obudziło mnie dziwne uderzenie o podłogę, a następnie wywalenie krzesła. Raptownie się podniosłem i spojrzałem postaci, która siedziała na ziemi, trzy metry ode mnie.
- Ktoś ty? - zapytałem za spokojnie jak na kogoś, do kogo ktoś się włamał. Włamał... ale jak? Drzwi zamknąłem na pewno, a odgłosów włamania nie słyszałem. Po za tym nic by nie wytłumaczyło to, że on siedzi na ziemi. Chyba, że wywalił się o krzesło, ale ono przecież stało pod ścianą.
- To ty? - chłopak podniósł głowę i dopiero wtedy, gdy nasze oczy się skrzyżowały, rozpoznałem. To ten dziwak, który zbierał trawę z chodnika. Ale skąd on się tu wziął?! - Cholera! - krzyknął. Od razu wstał i machnął dłonią. Jakaś dziwna ciecz wylądowała na mojej twarzy. - Pomyliłem zaklęcia – powiedział bardziej sam do siebie, gdy ja zacząłem wycierać dziwną substancję kocem. Była jakoś dziwnie ciepła i piekąca, ale nic mi nie zrobiła – bynajmniej tak mi się wydawało.
- Co ty robisz? - podniosłem głos i wstałem, gdy mogłem już widzieć.
- Kurde, to działa tylko w napoju... - mruknął pod nosem. Nie wiedząc co się tak właściwie dzieje użyłem magii powietrza, strącając na niego najpierw kufer, który wstał na szafie, a gdy się odwrócił, aby zobaczyć, co go uderzyło, podniosłem krzesło magią i go uderzyłem, ale nie mocno. Chciałem go ogłuszyć, więc zdziwiłem się, gdy położył się na ziemi i leżał. Zemdlał? Najwyraźniej. Ale przecież mocno ode mnie nie dostał. Chyba... Czując niepewność do jego zamiarów i tej dziwnej substancji, z której musiałem się jak najszybciej umyć, usadowiłem go na krześle i związałem. Ręce za krzesłem, nogi przy nogach mebla, a potem całe ciało, aby nie mógł się ruszyć. Potem tylko czekałem aż się obudzi, czekałem na wyjaśnienia. Wiedziałem, że już nie zasnę, dlatego zacząłem rysować na kartce węglem, przy lekkim oświetleniu, jakie miało panować cała noc. Nienawidzę ciemności.

[Leaks?]

12 lutego 2017

Od Fabiana - Cd. Leviego

Brak komentarzy:
— No i widzisz, wszyscy są szczęśliwi, ja to na pewno — uśmiechnąłem się lekko, stając na proste nogi. Levi wywrócił oczami, po czym westchnął ciężko. No co do cholery znowu mu nie pasuje. Przecież jestem grzeczny, jeszcze. Niech się cieszy, że ta kieca nie leży w kącie. Jeżeli wiadomo co mi na myśli. Ten postanowił sobie tak po prostu wyjść, zatrzymując wzrok na moich ustach. Właśnie tym się wkopałeś, Lewusie. Przed wspaniałym Fabianem nic się dziś nie ukryje. Skocznym krokiem podszedłem do drzwi, łapiąc w locie swoją kamizelkę. W biegu nałożyłem ją na siebie, o mało co nie wpadając w ścianę. Jest okej. Wolnym krokiem ruszyłem do doradcy, chciałem mieć te wszystkie pierdoły związane z królestwem za sobą. Żeby tylko się odczepili, tak. Tyle że w pomieszczeniu nikogo nie było. Czyli mam wolne? Dobrze, jeszcze lepiej. Z cichym śmiechem skierowałem się do wyjścia z dworu. Akuratnie przed nosem przemknął mi znajomy strój sprzątaczki.
— Levi, potrzebuję cięęę — przeciągnąłem, przytrzymując go za ramię — A że nikt nie uczepił się mi tyłka, to jestem cały twój, tade! — poruszyłem sugestywnie brwiami, wgapiając się w jego minę. Po raz pierwszy w życiu nie potrafiłem jej odczytać. To było coś pomiędzy boże umrzyj a o cholera, w tym dobrym znaczeniu. Hm.
— Czego znowu chcesz? — mruknął, poprawiając swój zacny fartuszek.
— Trzeba ogarnąć lochy, musisz mi pomóc. A wieczorem ma być w jakiejś oberży, hm, spotkanie z alkoholem. Z tego co wiem, tooo córka właściciela się ożeniła. No wyobraź sobie ich miny, kiedy przyjdziemy im zepsuć wesele twoim upiciem się! Ale ogólnie to raczej pójdę tam ze względu na żarcie — ponownie się wyszczerzyłem, mrużąc powieki. Schyliłem się do niego, zakładając ręce na plecach.
   Uniósł zaskoczony brwi, zaciskając wargi w wąską linię.
— Mogę się nimi zająć. O wyjściu nie ma mowy — spojrzałem na niego pytająco — Ty już dobrze wiesz, nie dam ci się znowu nachlać — syknął, wskazując na mnie palcem.
— Dobrze wiesz, że i tak cię porwę. A teraz szybciutko szybciutko, krew się sama nie zmaże, nie? — ująłem jego dłoń, idąc w kierunku wejścia do podziemi. Na początku się opierał. W pierwszym momencie miałem wrażenie, że mnie użre, padalec jeden. On się czaił na mój nadgarstek, ja to wiem. O mało co nie zabił się na schodach, bo zerwał się, kiedy usłyszał dzikie wrzaski więźniów. No przepraszam, że nie potrafią usiedzieć cicho. Widocznie krzesła z kolcami im nie pasują. Powinien się z nimi przywitać. To byli ci, którzy magicznie chcieli mnie pozbawić płuc, czy ogółem życia. Teraz ja się z nimi bawię, i każdemu się to podoba. Przynajmniej mnie. Musiałem jakoś naostrzyć swoje narzędzia, hehe. Bo robią się coraz tępsze, no jak ja mam pozbawiać nimi egzystencji ludzkiej, no. I kurna, zajęło mi to połowę dnia. Plus jeszcze się zgubiliśmy, poza tym Ackermana wyczaił jakiś szczur i chciał zaprzyjaźnić się z jego twarzą, skacząc z cegłówek. Jeszcze coś za nami biegało, pewnie jakiś turysta. Dużo tutaj takich, lecz tym zajmę się kiedy indziej. Pomachałem na pożegnanie ciotom i w końcu wyszliśmy. Radość ogromna. Nie taka jak wtedy, gdy po raz pierwszy zobaczyłem Lewusa w stroju pokojówki, no ale to zawsze coś. Wepchnąłem go jeszcze do pokoju, żeby zmienił swoje szmatki. Żaden mieszkaniec nie miał prawa zobaczyć konusa w takim stanie, tylko ja i moja służba mamy na to pozwolenie. Tak. Tym razem darowałem mu pelerynę. W zamian za tamtą noc. W super sposób wymijając strażników, dokładniej znów potykając się o podłogę, popełzliśmy do centrum. W karczmie było dużo osób, a że napruli się jak stare prześcieradła, to całkowicie mnie zignorowali, tłumacząc, że jestem jakimś przywidzeniem. Stoły nakryte były mnóstwem alkoholu, oczywiście nie brakło tutaj najważniejszego. Wywalonego w kosmos kurczaka. Albo cokolwiek, ważne że było.
  Pierwsza tura była dość mocna. Udało mi się wepchnąć w gwardzistę dwa kufle, zaczął się powoli chwiać. Ja zniknąłem z naczynia cały drób i jedną kolejkę.
  A widok podrywającego małych chłopców Leviego był piękny. Został tylko przerwany wkroczeniem grajków, zajmujących miejsce na jednym ze stołów. Nieźle wstawieni towarzysze zaczęli odwalać jakieś dzikie tańce. Ja to robię lepiej, o wiele lepiej. Dlatego wyrwałem Lewusa z objęć dziesięciolatków, wsadziłem go na blat obok muzyków, zaraz dołączając do niego. Objąłem go w pasie, zaczynając swój pokaz. Zignorowałem totalne zmieszanie niższego.

[Makarena Bicz]

Od Leaksa - Cd. Ryuketsu

Brak komentarzy:
Po raz kolejny przejechał wzrokiem po tekście, który studiował od kilku dobrych godzin. Mimo tego, że udało mu się znaleźć w spiżarni wszystkie składniki do wywaru, nadal nie pasował mu fragment z trawą. Gdzie on ją teraz znajdzie? Oczywiście nie miał zamiaru wyrywać tej w lesie, nie może pozbawić pożywienia zwierząt, które czasami odwiedzają jego szałas. Po raz ostatni zerknął na przepis i zatrzasnął księgę, odstawiając ją na drewniany stolik przed nim. Przeniósł spojrzenie na kocioł w rogu, upewniając się, że nic z niego nie strzela. Owinął ogon wokół pasa i zarzucił na siebie czarną narzutę skutecznie go chowając. Z uszami nie jest w stanie niczego zrobić, dlatego ułożył je płasko i szybko wyszedł z szałasu. Droga przez las do miasta minęła mu szybko. Zielone liście okryte promieniami zachodzącego słońca tworzyły niezwykły klimat. Wychodząc z puszczy rozejrzał się dookoła i jak gdyby nigdy nic zaczął iść przez uliczkę patrząc, czy na jego drodze nie ma żadnych źdźbeł. Na jego szczęście było ich pełno, dlatego co jakiś czas schylając się by wyrwać kilka garści. Tak, teraz w spokoju będzie mógł podtruwać innych ludzi. Może wyśle jakąś sowę z wywarem, by podrzucała je o domów? W pewnym momencie poczuł jak ktoś uważnie mu się przygląda. Jego uszy poruszyły się, dlatego wyprostował się i spojrzał na chłopaka stojącego niedaleko niego. 
- Co ty robisz? - zapytał głupio. Knuję plan zagłady ludzkości, jakbyś nie zauważył. Posłał mu drwiące spojrzenie. Lepiej nie zdradzać swoich zamiarów pierwszemu lepszemu przechodniowi.
- Zbieram trawę, nie widać? - syknął, ukazując swoje zęby. Uszy przez cały czas leżały płasko przy głowie. Tylko ogon sam przestał oplatać go w pasie i stanął w górze, unosząc materiałową pelerynę. Cholercia. Opanowując się, przewrócił oczami i wrócił do przerwanego zajęcia. Nikt nie przerwie mu niecnych planów. Zadba, by ten chłopak dostał wywar jako pierwszy. Jak na złość, blondyn wcale od niego nie odszedł, dlatego Leaks postanowił zignorować jego istnienie i zaczął kierować się z powrotem do lasu. Gdy tylko zniknął pomiędzy drzewami zaczął biec przez siebie, pomiędzy skrzyżowanymi rękoma niosąc zerwaną trawę. Po drodze zatrzymał się jeszcze przy płynącej w lecie rzece, by je obmyć i spokojnym krokiem poszedł do szałasu. Nie przejmując się ściąganiem narzuty, od razu wrzucił rośliny do kociołka. Zielony płomień buchnął ze środka. Usatysfakcjonowany ściągnął ubranie wierzchnie i czarne rękawice, które zawsze ma na rękach, by zakrywać długie pazury. Obejrzał je w ostatnich promieniach słońca i zaczął drapać suche belki, które nadal utrzymywały jego dom pionowo. Musiał zaznaczyć swój teren. Gdy już to załatwił, otworzył księgę i upewnił się, że trucizna jest już gotowa. Owinął swoją szyję długim warkoczem, by niezauważony nie wpadł do środka kotła i przelał ciecz do kilku fiolek, które schował do woreczka i pod osłoną nocy wyszedł do miasta w poszukiwaniu ofiar.

[Ryuketsu?]

Od Ryuketsu - Do Leaksa

Brak komentarzy:
- Mnie się czepiasz o sierść, a sam wrzucasz swoje włosy z nóg do jedzenia - zirytowany głos doszedł do mojej głowy z dosyć długim opóźnieniem. - Jest zbyt długi jak na nogę jednak... Snow! Nie mów, że to łoniaki!
- Black!
- O nie, ja tego nie jem. Daj mi coś innego - bolało mnie całe ciało i nawet nie mogłem się ruszać. Ktoś się zaśmiał.
- Bawią cię jego włosy łonowe? - usłyszałem zgryźliwą uwagę.
- Black! To nie z tego miejsca!
- Czyli z twoich czterech liter?!
Nagle rozmowa się urwała. Starałem się podnieść, ale wydawało mi się, że jakiś potworny ciężar przygniata mnie do czegoś... miękkiego. Tak, to dobre słowo, które opisywało coś, na czym leżałem. Problemem był nie tylko ból, ale także to, że nie mogłem się poruszyć. Otwieranie oczu także sprawiało mi niewielką trudność. Na samym początku nie licząc dziwnych głosów, widziałem białą mgłę porośniętą z góry i dołu czarnymi lianami, którymi to były moje rzęsy. Następnie ta dziwna blada powłoka zamieniła się w jaskrawe światło, zamieniające się w szaro biały sufit z dziwną żarówką na środku. O dziwo blask mnie nie poraził w oczy. Odwróciłem głowę w bok z małym wysiłkiem. Ciężar, który dalej mnie trzymał w łóżku, utrudniał także oddychanie. 
- Ty, łoniak, obudził się - usłyszałem nieco bardziej wyraźny głos. Widziałem mały szary pokoik z jedną szafą i małym biurkiem z jednym krzesłem. W progu bez drzwi pojawił się jakiś wysoki mężczyzna, ubrany w gruby czarny kożuch, z lekkim zarostem na twarzy oraz nieco wyłysiały. Między jego nogami przemknęło coś czarnego i długiego, to coś po chwili wskoczyło na łóżko. 
- Black, złaź z niego - powiedział niski donośny głos. Spojrzałem w niebieskie oczy kota, który uważnie mi się przyglądał i wąchał. - I tak jest cały połamany.
- To mu już nie mam co łamać - wybroniło się zwierze. Jakie było moje zdziwienie, gdy się okazało, że ten czarny kot gadał. Tak w ogóle, gdzie ja się znajduje? Starałem się podnieść, ale ten dziwny ciężar dalej utrzymywał mnie w bezruchu.
- Gdzie jestem? - wyszeptałem te słowa, jakby mój głos gdzieś zaniknął. Może tak było i nie zdawałem sobie z tego sprawy. Mężczyzna usiadł na tym jednym krześle przy stoliku.
- U łowców - odpowiedział kot. Automatycznie poczułam jak serce mi staje, ale nie ze strachu. Pazury kota zaczynały mi się wbijać w klatkę piersiową. Nie mogłem oddychać, a ten dziwny mężczyzna tylko siedział i patrzył na to wszystko. 
~~~
- Ej, młody - poczułam jak ktoś mnie szturcha. Otworzyłem oczy i zobaczyłem starszego mężczyznę w czarnych garniturze. - Jesteśmy na miejscu - powiedział. Skinąłem głową i wstałem, w tym momencie zapominając o dziwnym śnie. Wziąłem swoją torbę i zarzuciłem je na ramię, po czym wyszedłem z wozu, który był ciągnięty przez konie. Zapłaciłem mężczyźnie należytą mu pensję za przywiezienie mnie do tej dzielnicy. Sprawdziłem zawartość torby - księga o magii powietrza dalej tam się znajdowała. Zamknąłem torbę i ruszyłem przed siebie, aby znaleźć się w domu, za nim zapadnie mrok. Nie lubię znajdować się po za domem, gdy słońce zachodzi i znika z nieba, które staje się czarne. Może lampy oświetlają drogę, ale nie mogę się pozbyć wrażenia, które wmawia mi, że zaraz coś wyjdzie zza ciemnych zakamarków. 
Droga miała mi przebiec spokojnie, tego chciałem, ale coś dziwnego przykuło moją uwagę. Był to bowiem jakiś mężczyzna o kocich uszach. Ale nie on mnie zdziwił, tylko to, co robił. Schylał się i wyciągał trawę, która znajdowała się miedzy chodnikiem. Zatrzymałem się i odwróciłem w jego stronę wzrok. to było dziwne, bardzo, jak i podejrzane.
- Co ty robisz? - zapytałem obojętnie, chociaż w duszy chciało mi się śmiać. 
- Zbieram trawę, nie widać?

[Leaks? Chciałeś, to masz dziwaku xd?]

11 lutego 2017

Gdy coś stracimy, dopiero wtedy rozumiemy, jak bardzo to kochaliśmy

Brak komentarzy:
Złudze­nia? Są nam pot­rzeb­ne tak jak po­wiet­rze. Inaczej realizm życia byłby ciężarem nie do udźwignięcia

RYUKETSU HELLMETSRIN
19 lat ♦ Homoseksualna Mieszkaniec Mag  Killer - The Ready Set  Brak


Zacznijmy od tego, że jest neutralny. Tak. Nie miesza się w nie swoje sprawy, chyba, że ktoś go o to poprosi. Jednak ma na uwadze swoje zdrowie. Jest bezinteresowny. Nigdy nie żąda czegoś w zamian. Jeśli zadanie może uszkodzić jego zdrowie, a osoba nie jest tego warta, nie wchodzi w grę. Niby pomocny, ale jednak. Jest świetnym tłumaczem. Potrafi wszystko wytłumaczyć, a dzięki temu, że jest oceanem spokoju, może tłumaczyć przez wiele godzin, aż dana osoba to zrozumie. Dzięki inteligencji, jest bardzo mądry. Nic nie da radę go wyprowadzić z równowagi. Lata ćwiczeń doprowadziły do tego, że nie dość, że jest spokojny, to także nie ukazuje uczuć. Niczego nie okazuje. Jego twarz ukazuje jedynie obojętność oraz spokój, a czasem nudność, irytację, sarkazm. Tylko te uczucia może okazać, reszty już dawno temu się pozbył ze swej głowy, ciała i serca, a jeśli jednak gdzieś mieszczą się na dnie, to Ryu raczej ich nigdy nie wyprowadzi na światło dzienne. Jest bardzo dokładnym człowiekiem. Wszystko musi iść zgodnie po jej myśli, a najlepiej, gdy robi to sam. Nigdy nie szuka kogoś, kto zrobi za niego zadanie, bo uważa, że lepiej wszystko zrobić samemu. Nie wie co to capie diem. Nie zważa na czyjeś uczucia - powie to co chce powiedzieć i to, co uzna za słuszne, nie zważając, czy daną postać może to zranić. Nie należy to towarzyskich osób. Nie szuka kogoś do rozmów. Jeśli ktoś się przypałęta, rozmowa może stać się nieunikniona. Porozmawia z tobą zawsze szczerze, a ponieważ szanuje każdego bez wyjątków, nawet swojego największego wroga, nie odrzuca nikogo i nie wyszydza z innych, a tym bardziej nie patrzy na nikogo z góry. I tego samego oczekuje od drugiej osoby. Jeśli tego nie dostanie, ignoruje. A jeśli to nic nie da, prowadzi konserwację na temat głupoty, a ostateczną decyzją jest atak. Jednak precyzyjny. Nie atakuje byle kogo - wie, że jest silny, jednak to nie znaczy, że zawsze może wygrać. Zna swoje możliwości i ich nie przecenia. Jeśli uzna, że nie ma szans z przeciwnikiem, nawet nie próbuje, chyba, że ma ku temu ważny powód. Nie można powiedzieć, że jest miły, czy wredny. Po prostu jak na samym początku to ujęłam, jest neutralny. Uważa jednak na to co mówi, jeśli chodzi o jego temat. Może uznać, że nie jesteś wrogiem i bez problemu opowiedzieć ci swoje życie, a jeśli uzna, że może mieć z tobą kłopot, unika tematu, albo mówi całkowicie co innego. Jakoś nie zbyt widzi siebie opowiadającego o swoim hobby, rodzinie. Nie potrafi znaleźć tematu, dlatego ludzie bardzo często się do niego zrażają już na samym początku. Jak większość, jest bardzo nie ufny. Nie przywiązuje się, a najlepsze jest to, że jeśli nie uzna cię za przyjaciela wartego zaufania, w każdej chwili może ciebie zdradzić za dobrą cenę. No niestety już taki jest. Co by tu jeszcze... Wiem. Nie jest jakimś zabawowym chłopem. Większość ludzi uważa go za poważnego i tak właśnie jest. Nie przepada za żartami, śmianiem się czy uśmiechaniem. Mało rzeczy go bawi, a tym bardziej wyciska na jego twarzy uśmiech, nawet fałszywy. Bardzo łatwo możesz od niego dostać plus, a równie dobrze minus.


Umiejętności: Dzięki inteligencji, jest świetny w zagadkach i tajemnicach. Nic więcej. Ciekawi go za to muzyka. Uwielbia grać na różnych instrumentach i śpiewać, ale najbardziej lubi gitary. Pisze czasem własne piosenki i je gra, ale tylko dla siebie. Lepiej wychodzą mu jednak wiersze. Ma talent artystyczny, świetnie maluje, ale tylko węglem lub ołówkiem. Nienawidzi kredek, farbek czy pasteli, bo nienawidzi kolorów.
Żywioł: Powietrze
Moce: 
  • Władanie wiatrem – może go stworzyć, lub zniszczyć. Panuje nad jego ruchami, szybkością i temperaturą
  • Mowa – potrafi rozmawiać z wiatrem, co wiele mu ułatwia
  • Bariera – wytwarza powietrzną tarczę, która nie przepuszcza innych żywiołów
  • Zamiana – potrafi zamienić się w wiatr, dzięki czemu nic go nie zrani, nikt go nie dotknie
  • Skrzydła – jego ostatnia jak i najważniejsza moc. Potrafi wytworzyć u siebie skrzydła, na których może latać. Niestety ta moc działa tylko podczas wiatru, którego niestety w tym celu nie może stworzyć
  • Fala Zniszczenia – najpotężniejsza moc, której nie kontroluje. Tylko raz jej użył, pod wpływem wielkiego bólu
Inne informacje: 
  • Ma słabość do placków z dżemem owocowym
  • Panicznie boi się pająków i o dziwo ciemności. Te dwie rzeczy nieustannie towarzyszyły mu podczas tortur. Przez to nabawił się arachnofobii i nyktofobii, przez którą śpi z lampką nocną, a wszystko musi być zamknięte. Ma wrażenie, że zaraz coś wyjdzie z ukrycia
  • Nienawidzi książek. Są dla niego męczące, gdy wydaje mu się, że przeczytał chociaż z dziesięć stron, okazuje się, ze to jedna strona
  • Kiedyś miał czarne włosy, ale po torturach mu zbielały. Co do tortur, przeżył to jako 15-latek. Wybito jego całą przyszywaną rodzinkę. Ponieważ on był magiem, chciano się nim zabawić, przez co poddano go torturom. To po tym ukazała się jego moc Fali Zniszczeń.
Inne zdjęcia: klik
Kontakt: Pandemonium.

10 lutego 2017

Od Leviego - Cd. Fabiana

Brak komentarzy:
Czy czuł się w tej sytuacji komfortowo? Nie bardzo. Nie chodziło tu już nawet o jego samego. Owszem stał jak słup po środku pokoju w tej swojej kiecce, wlepiając spojrzenie raz w Fabiana raz w służącą, jednak tym co najbardziej go martwiło, było otwarte gadanie o ich relacjach w jej obecności. Nikt ze służby nie miał się o tym dowiedzieć. Oczywiście, że cieszył się z głośnego oświadczenia, że tyłek władcy jest własnością małej, nic nie znaczącej egzystencji gwardzisty.
Postanowił, więc wziąć sprawy w swoje ręce. Odchrząknął głośno, zwracając uwagę obojga na sobie. Uniósł drwiąco brew na dziewczynę na ziemi i podszedł do szafy z ubraniami, wyciągając z niej pierwszą lepszą koszulę, którą zaraz rzucił drugiemu mężczyźnie.
- Nikt nie powiedział ci, że póki nie powie "proszę", nie możesz wejść? - warknął i pomógł dziewczynie wstać. Kolejna wyższa od niego. Posłał błagalne spojrzenie za siebie, by dostać tylko obojętne wzruszenie ramionami. Zabije go kiedyś, za służbę wyższą od niego. Westchnął rozdrażniony i zabrał dziewczynie tacę z rąk. - Następnym razem, proszę mieć to na uwadze - dodał kąśliwie. Posłał jej ostatnie spojrzenie i zaraz przeniósł je na tacę. Położył ją na szafce przy łóżku i odkroił sobie kawałek potrawy, by zaraz wpakować do ust. - Nie dobre to, fe - mruknął próbując pozbyć się smaku ryby z języka. No tak, przecież ich nie lubi.
- To po co dotykasz, moje śniadanie - mruknął Fabian, zapinając ostatnie guziki koszuli. Levi zjechał wzrokiem w dół z zawodem stwierdzając, że zdołał się dorwać też do spodni. Podrapał się lekko po karku. Owszem, myślał, że ich nie założy, jednak widocznie się mylił. 
Spojrzał pustym wzrokiem na Bogdana opartego o ścianę i przypomniał sobie o skardze, którą miał powiedzieć mężczyźnie.
- Jak to możliwe, że nadal nie nauczyłeś się, że nie masz we mnie dochodzić? - warknął i skrzyżował ręce na piersi. Może i to był także jego błąd i powinien się skarcić za to, że mu nie przypomniał, ale nie zawracał sobie tym głowy. Naprawdę nienawidził gdy musiał później tam czyścić, gdy jego tyły były całe obolałe. - Musiałem spędzić całą godzinę w łaźni próbując się pozbyć twojej spermy - syknął. - Więc chodź raz bądź tak miły i pomóż mi posprzątać ten syf, który zostawiliśmy.
Nie spodziewał się odpowiedzi. Nie po tym, jak zobaczył, że Fabian wygodnie rozsiadł się na łóżku i zaczął pochłaniać śniadanie. Levi westchnął cicho i przysiadł obok niego.
- Ty zostawiłeś - wypomniał mu, wskazując na niego widelcem. Dobra niech będzie. Większość była jego. Rozumiał, że i tak wszystko ogarnie sam, zawsze to robił. Czasami robił to zanim monarcha się obudzi i miał zbędne rozmowy z głowy, jednak teraz nie czuł się na siłach, żeby robić wszystko samemu. Poza tym, królowi przyda się lekcja sprzątania. Z rezygnacją zaczął wgapiać się w przeżuwające usta Fabiana, dokładnie przypominając sobie wczorajszą noc. Wiedział, że prędzej czy później soczysty rumieniec wkradnie się na jego blade policzki, jednak w tym momencie się nie przejmował. Całą wolną wolą powstrzymał się od nachylenia i złączenia ich ust w pocałunku. Szybko wstał z łóżka, sięgnął po pościel z podłogi i zaczął zdejmować z niej poszewkę, by zanieść ją później praczkom. Szybko założył na nią czystą. To samo zrobił z poduszkami. W ekspresowym tempie zebrał ich wczorajsze ubrania i ułożył na niewielkiej kupce. Sznur nadal był przywiązany do ramy łóżka, dlatego nawet go nie dotykał. Szybko wziął w ręce stos materiału i z trudem podreptał do pralni. Miał trochę problemów z powrotem do pokoju, wciąż wchodząc w niewłaściwe korytarze, jednak udało mu się trafić. Szybko sięgnął po miotłę z kąta i zmiótł wszystko z podłogi, później myjąc dokładnie mokrą szmatą. Tak, był świadom tego, że czarnowłosy ciągle mu się przygląda, korzystając z okazji, iż klęczy i jest do niego tyłem. Zignorował to jednak, choć może i w pewnym stopniu napawał się tym. Cieszył się, że może być 'podziwiany' właśnie przez niego. - Co do tego tematu o nasieniu - przerwał ciszę. - Czy to nie znaczy, że jesteś mój? - powiedział dosadnie, jakby chcąc mu to przypomnieć. Levi westchnął cicho i usiadł na piętach, odwracając głowę w jego stronę. 
- Byłbym szczęśliwy, gdybym mógł tak powiedzieć o tobie - mruknął pod nosem, mając nadzieję, że nie słyszał. - Cieszę się, że tak myślisz - dodał głośniej i wrócił do przerwanego zajęcia. Gdy już wszystko w zasięgu jego wzroku błyszczało zabrał z szafki pustą tacę i wsadził ją pod pachę. Bogdana wystawił za drzwi, szykując się do sprzątania reszty pałacu. Gdy już miał wychodzić, spojrzał jeszcze raz za siebie, zatrzymując się na delikatnych ustach. Nie, przestań. Po prostu wyszedł, bez jakichkolwiek działań.

[Fab?]

9 lutego 2017

Ciemność nikogo nie kusi

Brak komentarzy:
Ona po prostu zawsze tutaj jest. Istnieje on jednakowo we wszystkich sercach

LEAKS LAMENTO
22 lata  Biseksualna  Mieszkaniec Mag  The Strokes  Brak


Osobowość Leaksa może być opisana trzema słowami: nieczuły, ascetyczny i żrący. Trzyma się zawsze swoich gorzkich uczuć z przeszłości i wyśmiewa tych, którzy są od niego szczęśliwszy. Do tego, nienawidzi obecności innych w swoim życiu, co jest dobrym przykładem aspołeczności. Początkowo mieszkał samotnie w lesie, nie obchodziły go myśli innych na jego temat. Robił to co chciał, realizując szczególnie swoje interesy i zainteresowania. Niektóre osoby z impetem wchodząc w jego jego życie bez pozwolenia., zdeterminowani, by to właśnie on został ich przyjacielem. Los niestety nigdy nie jest dla niego miły, każdy jeden z nich zdradzał go po jakimś czasie, dlatego nie ufa innym. Dorastał więc jako trudny i bezlitosny. Niesiony chęcią zemsty na tych, którzy go zdradzili zaszył się w samotnościach. Nielegalnie załatwia swoje własne sprawy, lekceważąc innych. Zawsze jest jednak lojalny wobec wyższych sfer. Jest świadom tego, że ze swoim charakterem nie może przesadzać. Nie każdy byłby w stanie zaakceptować go takim, jaki jest. Dlatego właśnie woli samotność. Przedostanie się przez tworzoną przez niego skorupę jest niezwykle trudne. Wiele osób po prostu się poddawało. 
Często irytuje się w obecności osób, które będzie nazywał "idiotami". Jego język jest ostry jak ostrze miecza i nie będzie się powstrzymywał przed powiedzeniem tego, co myśli o danej osobie. Ogólnie jest on dość ostry wobec innych. Jeżeli już znajdzie się w czyimś towarzystwie, nie może powstrzymać się od wydawania poleceń.
Ma on jednak swoją słabość - jest dość przewrażliwiony na swój temat. Każda zła opinia na jego temat po prostu doszczętnie go dobija. 
Okazjonalnie, na światło dzienne wychodzi też jego brutalna strona. Każdego widzi jako potencjalny cel. Nie obchodzi go wtedy nawet czy jest on jednym ze swoich, czy z wrogiego królestwa.
Nie powinno być jednak zaskoczeniem to, że pod tymi wszystkimi warstwami oschłości i samolubności kryje się osoba, która ma jakieś normalne uczucia. Właściwie, okazywał je tylko za małego, kiedy jeszcze nie wiedział, że nie powinien ufać każdej napotkanej osobie. Kryje się w nim dość słaby chłopak, ze swoimi własnymi problemami, z którymi trudno mu się pogodzić. 
Właściwie, porusza go każdy zraniony wyraz twarzy, jaki kiedykolwiek zobaczy. Jest przewrażliwiony na ten temat. Jednak kieruje się on jedną zasadą. Oni nie pomogli mi, ja nie pomogę im. Jego duma, nie pozwala mu na zaakceptowanie osób wokół siebie. Jednak nigdy nie wiadomo czego się po nim spodziewać. Jednych będzie unikał jak człowiek ognia, a drugich może wziąć za swoich sojuszników.


UMIEJĘTNOŚCI: Specjalizuje się głównie w czarnej magi. To tą umiejętność stara się jak najlepiej rozwinąć. 
ŻYWIOŁ: Ogień
MOCE: Przede wszystkim włada każdą formą ognia, jaka kiedykolwiek znalazła się na tym świecie. Jednym machnięciem ręką może spalić wszystko przed sobą. No może nie dosłownie. Jeśli mu się zachce, może tworzyć z niego różnorakie kształty. Jedno pstryknięcie palcami, a mały płomyk pojawia się nad nimi, może go modyfikować w jakikolwiek sposób. Jednak specjalizuje się on też w czarnej magii. Nie jest w stanie dokładnie określić, co może zrobić. Przekonuje się o tym każdego dnia, kiedy poświęca czas na czytanie starożytnych ksiąg. 
INNE INFORMACJE: 
  • Jest kotołakiem - hybrydą kota i człowieka.
  • Jest sierotą, odkąd pamięta pracował dla królowej. Nie ma nawet pojęcia czy ma jakiś żyjących krewnych.
  • Żyje w lesie, nie mieszka w zaludnionych miejscach.
  • Jedną z jego słabości jest obecność zwierząt, przy nich otwiera się bardziej jak przy osobach z królestwa.
  • Na tyle słaby i samotny, że ma alpakę Lucka
INNE ZDJĘCIA: klik || klik || klik || klik || klik
KONTAKT: [HW] ~Ouija [Mail] cri.carrcia.cullen@gmail.com

8 lutego 2017

Od Fabiana - Cd. Leviego

Brak komentarzy:
  Siedziałem w ciszy, nie odzywając się. Każda moja odpowiedź by go uraziła, chociaż to nieważne, skoro tak po prostu postanowił wszystko zignorować i pójść spać. Nie wyrobię z nim, no bogowie. Tylko wzdychać można na takie coś. Jak na razie to tylko wplotłem dłoń w jego włosy i zacząłem się nimi bawić. Oddychał miarowo, rozchylając lekko usta. Westchnięcie. Ułożyłem się wygodniej, patrząc się na jego profil. Poruszył się niespokojnie, kiedy zabrałem rękę. No przepraszam, niewygodnie mi tak. Przymknąłem oczy, przykładając palce no skroni. Czy zamierzam spać z kimś innym? Poduszka się liczy? Bo te panny które się szlajają po ulicach nie można nazwać kimś, więc teoretycznie jestem czysty. Prawie. A zmęczenie było coraz większe.
  I prawdopodobnie przez to miałem poryte sny, o boże.

  W kuchni
— Cynth, jesteś nowa, a wypada twoja zmiana na noszenie śniadania królowi. Musisz znać parę zasad. Znajdziesz pokój w którym jest, a chyba będzie w prawym skrzydle. Pamiętaj, żeby pukać do drzwi! Odczekaj trochę i wejdź. Powiedz mu dzień dobry i nie patrz mu prosto w oczy, nie lubi tego. Skup się na jego nogach, tak będzie najlepiej. Potem wycofaj się, jasne? I nie reaguj na nic, przeważnie ludzie wchodzili nie w tych momentach co trzeba i dostawali po łbie za zbyt dużo pytań. Leć, bo się spóźnisz!

  Pokój
  Walone ptaki czemu muszą drzeć mordę tak wcześnie do jasnej cholery. Na stówę przysłała je Elka, ja to po prostu czuję. Dobrze wie, że bez snu wyglądam okropnie. Codziennie mi to powtarzała, to w sumie fajnie z jej strony. Choć pewnie mówiła to, aby mnie wkurzyć. Hm. Powolne ładowanie mózgu.
— Rusz się wreszcie i pomóż mi sprzątać ten syf, a NIE SWOIM ZADEM ŚWIECISZ — warknięcie i brutalne szarpnięcie za pościel. Levi, ty ćwoku, zostaw mnie w spokojuuu, nawet ty przeciwko mnie.
— Nie chce mi się, dupa mnie boli... — mruknąłem, wtulając się w poduszki. Usłyszałem ciche prychnięcie.
— I ty to mówisz, co? — tym razem udało mu się mnie zwalić. Poranne spotkanie z podłogą, zaliczone. Z cichym stękiem złapałem krawędź łóżka, przecierając twarz. Nie wspomnę mu o swoich plecach. One przez niego płakały, ja to wiem. Zadrapał je. Niech się lepiej w Irenę nie bawi, bo skończy tak jak ona, gdyby przesadziła. Jako wycieraczka przed tronem. Podniosłem się do pionu, wlepiając wzrok w Ackermana. Był ubrany w strój sprzątaczki. No nie mów że będziesz ogarniał teraz wszystko. Zawsze tak jest, kiedy wciska się w te czarne rajtki.
  Choć w sumie może to i dobrze, że się w to wcisnął.
— Nie wiem czy się cieszyć, z tego, że masz na sobie kiecę, czy uciekać przed sprzątaniem — wymruczałem, drapiąc się po karku. Ten powiew zimna w dolnych partiach mi przeszkadza. Ale to spodni jest tak daleko — Mam dylemat czy ubierać gacie w takiej sytuacji — wzruszyłem ramionami, uśmiechając się delikatnie. Niższy zacisnął usta w wąską kreskę, przenosząc spojrzenie na ścianę. Parsknąłem krótko, podpierając boki.
— Zamknij się. I rozumiem, że walenie desek w każdym możliwym tego znaczeniu jest u ciebie normalne, kiedy ze mną rozmawiasz? — co, co, o czym ty przemawiasz. Skrzywiłem się niezrozumiale, kiwając na boki głową — No to co tak puka?
— Dzień wiea... NHG — do środka wbiła jakaś blondwłosa dziewczyna z tacą w ręku. Niestety, postanowiła przywitać się z ziemią — Dobry wieczór? — rzuciła niepewnie, skupiając się nie na mnie, tylko moim tyłku.
  A no tak, nie chciało mi się ubierać.
— Dzień dobry. Ja rozumiem, że mam seksowne pośladki, ale są zarezerwowane dla Lewusa, przykro mi — przyłożyłem pięść do warg, a Levi zerknął na mnie ukradkiem — No nie mogę dosięgnąć koszuli, no

[ :') ]

6 lutego 2017

Od Zoro - Cd. Elandiel

Brak komentarzy:
Nie bardzo wiedziałem czy zostało to rzucone żartem czy nie, w każdym razie kobieta którą spotkałem była na prawdę urocza, szczególnie w momencie w którym próbowała naśladować swoją towarzyszkę. Z rozmyślań wyrwała mnie zabierając moje miecze i kładąc je błyskawicznie na juki konia, wyglądała jakby się czegoś obawiała trzymając je. Skaleczenia? Wątpię, to musi być coś innego. W każdym razie, nie godzi się nikomu tykać tych ostrzy. Podszedłem do juków konia śledzony przez ni to zdziwione ni to złe wyrazy twarzy, podniosłem pierwszy z nich z zamiarem ponownego doczepienia do mojego biodra, lecz ledwie go dotknąłem tuż nad moją głową przeleciał kolejny pocisk gorącej wody.
- Hej, tak nie wolno.
- A co ty myślisz pachołku, że będziesz mógł posiadać broń w obecności królowej Tariel?
- Nie powiem takiej osobistości bym się nie spodziewał spotkać, poza tym nie jestem pachołkiem.
- A niby kim?
- Jam jest Roronoa Zoro - rzekłem teatralnie unosząc dłoń 
- Kto? - odparł w tym samym czasie drapiąc się po głowach
Popatrzyłem przez chwilę na obie tępym wzrokiem.
- Jednooki Demon?
- Nadal nic.
- Dowódca piechoty u Fabiana 
Ledwo dokończyłem zdanie ku mnie pomknęły pociski gotującego się płynu. 
- Nie możemy nawet przez chwilę porozmawiać bez obrzucania mnie wodą?
- Nie - odpowiedziała wyższa z drwiną w głosie.
Wyuczonym ruchem zapiąłem broń do pasa i dobyłem jeden z mieczy. Płynnym ruchem dłoni wykonałem młynek, ugiąłem kolana i przyjąłem odpowiednią postawę do tego co planowałem zrobić. Nagle niczym z gejzeru wiązka wody wystrzeliła w moją stronę, przeniosłem ciężar ciała na lewą nogę ostrzem miecza zmieniłem kierunek ataku i błyskawicznie zbliżyłem się do mojej przeciwniczki, ta przeskoczyła mnie idealnym saltem  i stanęła gotowa do dalszych ataków.
Mój mózg zaczął pracować na wysokich obrotach i wtedy coś się przełamało. 
Przypomniało mi się gdzie ją widziałem, stała na balkonie kiedy wspólnie ćwiczyliśmy z Fabianem pod okiem mistrza Sebastiana. Odwróciłem się w stronę Elandiel całkowicie ignorując tę drugą, ukłoniłem się i rzekłem:
- To dla mnie zaszczyt ponownie cię spotkać księżniczko - spojrzała na mnie pytająco.
- Może mnie nie pamiętasz, ale zanim królestwo zostało podzielone ćwiczyłem z twoim bratem fechtunek na waszym dworze, często przyglądałaś się nam przez okno, bardzo zmieniłaś się od tamtego czasu - uśmiechnąłem się szczerze.
Dziewczyna zaczęła ponownie intensywnie się mi przyglądać. Jej towarzyszka jednak nie miała zamiaru mi popuścić, mimo braku oręża zaczęła atakować wręcz, z jej dłoni emanowała jakaś potężna magia, a ostatnią rzeczą którą chciałem zrobić w tamtej chwili to zostać przez nią dotknięty. 
- Przestań, nie chcę cię zranić!
- A ja wręcz przeciwnie!

[Moon?]

4 lutego 2017

Od Leviego - Cd. Fabiana (+18)

Brak komentarzy:
Naburmuszył się. Wcale nie odpowiadała mu obecna sytuacja. Miał straszną ochotę wcisnąć sobie coś w zad i nie rozstawać się z tym do samego rana. Był pewien, że Fabian dobrze wie o czym przez cały czas myśli. Nie podobało mu się, że chłopak tak się nim rządzi. Kiedy on ma ochotę go pieprzyć, to bez sprzeciwu mu daje, a jak jest na odwrót to nigdy nie idzie po jego myśli. Miał tego serdecznie dosyć. 
Zaczął się strasznie wiercić, tym samym zjeżdżając z pleców wyższego i lądując na podłodze. Nie obchodziło go, że nie będzie w stanie stać prosto i wywróci się przy pierwszej okazji. Skrzyżował ręce na piersi i posłał Fabianowi ostrzegawcze spojrzenie.
- Nigdzie nie idę. Już na pewno nie do tej strasznej baby, która nie mam pojęcia co tutaj robi - wydukał i usiadł siadem skrzyżnym na środku korytarza. - Dobrze wiesz czego od ciebie oczekuję i nie mam zamiaru poddać się tak łatwo. Za dużo razy robiłem to co mi rozkażesz. Teraz moja kolej - warknął. Skoro Fabian chce, żeby mu się sprzeciwiać to proszę bardzo. Posłał mężczyźnie poważne spojrzenie, czując nagły przypływ adrenaliny. Normalnie, gdyby nie był pijany, bałby się to zrobić. Wiedział, że król chce, by mu się sprzeciwiał, jednak nigdy nie miał na tyle odwagi. Teraz czuł, że pomimo swojego strachu i tak to zrobi. Nie obchodzi go, że rano będzie żałował.
UWAGA GWAŁTY SIĘ DZIEJĄ

2 lutego 2017

Od Fabiana - Cd. Leviego

Brak komentarzy:
   To było dość podchwytliwe. Mówiłem, sprzeciw się. A ten po prostu z płaczem wypił wszystko. Spodziewałem się tego, że nie scali wszystkich informacji i zrobi co mu każą. Levi Levi Levi, musisz się jeszcze wiele nauczyć. Kij z tym, że musisz wykonać każde moje polecenie, naucz się w końcu stawiać, cholera. Bo żadnej zabawy z tobą nie ma. Słabyś. Pomimo to, widać w twoich oczach jedno — jesteś rozdarty. Jak się raz Fabiana pozna, to nie można się od niego oderwać. Jesteś tego żywym przykładem, brawo. Choć jestem na niego po części zły, to fajne uczucie, kiedy smyra mi barki. Przesadził tylko, próbując zerwać ze mnie spodnie. Nie, nie dzisiaj. Pomijając twoją ofertę. Kuźna mać. Czemu mi to robi, SPECJALNIE PROWOKUJE, A POTEM MA WĄTY ŻE GO TYŁEK BOLI.
— Ne, wolę ogień — doskonale wiem, że nie korzystam z sytuacji. To naprawdę dziwne, normalnie leżałby teraz na podłodze i szukał własnych gaci — Poza tym, ramię mnie wali. Mocno. To tak się wtedy czujesz, co? Aż tak ci źle, conie. Oniee, przykrość mnie ogarnia. Czy cokolwiek — zaśmiałem się pod nosem, zakładając ręce na piersi. Ackerman westchnął głośno, przewracając się na drugi bok. Wyciągnął dłonie w moją stronę ponownie.
— To chociaż mnie przytul, nooo — stęknął, wysuwając dolną wargę. Pokręciłem głową z dezaprobatą.
— Nie, to będzie kara. Kiedyś domyślisz się za co. Jeżeli to wino nie weszło ci zbytnio na mózg, serio nie powinieneś pić alkoholu. Zachowujesz się gorzej niż podejrzewałem — mruknąłem, nachylając się nad nim — A skoro tak bardzo chcesz się rozerwać, to czemu nie zrobisz tego sam, hm? Mógłbyś teraz mnie uwieść, powoli omotać, bawić się mną. Dobrze wiesz, że nie miałbym nic przeciwko temu, wystarczyłoby, żebyś zignorował moje mamrotanie o zimnie. Zagwarantowałbym ci niezapomnianą noc — zbliżyłem się do jego szyi, owiewając ją ciepłym powietrzem. Wzdech ze strony gwardzisty, przymknął powieki — No ale za późno. Nie chce mi się, popsułeś mi humor, a Irena chce wyjść. Ogarnij się i idź pomóż Samarze zapoznać się z kurzami, potem znajdź kogoś zaufanego kto zająłby się medykami. Ja mam parę spraw do załatwienia, potrzebuję wolnego wieczoru. Nie obchodzi mnie, że pewnie wypadniesz przez okno. Upić się łykiem wina. Z wodą też tak robisz? Udajesz, czy serio jesteś taki słaby — wyprostowałem się gwałtownie, szukając wzrokiem tej szmaty koszuli.
— Dobra, nie, zaprowadzę cię do pokoju. Wyglądasz jakbyś zaraz miał zapomnieć jak się oddycha — zerwał się z poduch, piorunując mnie spojrzeniem. Aż tak mu zależało? Boże boże, taki niewyżyty. Skąd ja to znam.
— Jesteś głupi i nie zaliczaaasz, ciota — przeciągnął, chwiejąc się jak krzywe krzesło. Doskonale po prostu — A ja się tak ładnie prezentuję, Fabiaaan. Jak możesz
— Tak? Spoko, jak skończę swoje, to kuźna zaciążysz, tak będzie ostro — złapałem go za chustę, stawiając do pionu. Nie ustał, walnął się z powrotem na szafkę. No jeszcze mi będzie jebaniec meble rozwalał. Z warknięciem przeniosłem go na swoje plecy. Magicznie. Oplótł swoje łapy wokół mojego karku, a nogi zakleszczył na talii.
— Liczę na to — parsknął, wciskając się mi w bark. Zarechotał krótko.
— A ja tego nie zapomnę, zobaczymy co powiesz jutro — burknąłem, otwierając drzwi. Rena gdzieś spierdzieliła, a ja skierowałem się do izby sprzątaczek. Muszą go przywiązać do drzewa i zostawić, póki nie wytrzeźwieje.
   Tymczasem zajebisty Fabian pomknie obserwować Tariel.

[Lewus? XD]