Strony

31 stycznia 2017

Od Fabiana - Cd. Leviego

— Nie będziesz tarmosić Irenki. Wiedziałem, że zaczniesz ją ciągać. To bardzo niemiłe z twojej strony, robisz jej to za często — wymruczałem, luzując uścisk. Czyli teraz ramię nie da mi spokoju, wspaniale. Levi natomiast spiął się momentalnie, wgapiając się w ścianę naprzeciwko — Bo wyobraź sobie, że któregoś dnia rzuci ci się do tchawicy. A to ja miałem zamiar cię wykończyć, nie oddam tej satysfakcji kotu na sterydach — chyba wyczuła, że chodzi o nią, bo poruszyła się niespokojnie. Z westchnięciem puściłem Ackermana, który z dziwnym wyrazem twarzy spoglądał na moją jakże zajebistą osobę. Zerknąłem na bandaż, poruszając ręką. Mhm, okej. Dobrze, że to ta lewa. Prawa zazwyczaj jest ważniejsza, hueh. A ten drąg dalej stał, w ogóle się nie odzywając. Uniósł tylko pytająco brwi, mając zdziwienie w oczach. Tsk tsk.
— Służąca mówiła, że bałeś się pójść do medyków. Po cholerę ci oni, skoro w ogóle im nie ufasz? I wydawała się, tak jakby, wtajemniczona w nasze układy — wzrusz ramionami, choć taka informacja pośród sprzątaczek, hm. To wpłynęłoby na mnie niekorzystnie. Sprawa z podróbą Isabelle już i tak zrobiła niezłe poruszenie wśród ludzi, a jak dojdzie plotka o gwałceniu wojowników... Znaczy, znaczy Levi to taki wyjątek. Jak na razie tylko on wpadł w moje łapska, huh — I jest ci to całkowicie obojętne, super. Co ja mam niby powiedzieć?
— Chcę się upewnić, że te pierdoły nie mają znowu zamiaru mnie otruć, czy cokolwiek. A nią się nie przejmuj, parę rozmówień i tych takich. Przecież wiesz, że większe sprawy nie wyjdą nigdy na światło dzienne. Choć w sumie nie wiesz, nawet ty nie masz prawa ich znać. I nie przejmuj się takim czymś, boże. Zapomniałeś, że masz przed sobą Fabiana Imcorę? Załatwię to i po krzyku. Choć w sumie nie, nie. On dopiero będzie — westchnąłem, podpierając się dłonią o ramę łóżka. Zgoniłem Renę, z cichym sykiem stając na prostych nogach. Tamta burknęła cicho, ocierając się o Levia. Jest zbyt łagodna, powinna zabijać wzrokiem, a nie. Kotlet walony, wyżerałaby ptaki z fontanny — I tak sobie myślę, że byłoby lepiej, gdybyśmy nie rozwalili tamtych Tarielczyków — przystawiłem pięść do ust, przymykając powieki. Filozof mi się włączył.
— Dopiero teraz naszło cię na dyplomację? A później się dziwisz, że Elka próbuje rozwalić ci twarz — warknął
— Mmm, nie, nienienie. Chodzi mi bardziej o twoją całkowitą obojętność na polu walki. I tutaj też, jesteś sztywny, Leviii. Musisz się rozluźnić, kurde mać. Nie ma z tobą żadnej zabawy, kiedy wykonujesz bez żadnego sprzeciwu moje rozkazy. Plus łatwo dajesz się manipulować, głupku. Weź się stawiaj jak normalny człowiek. Chyba, że nim nie jesteś, ano tak. Zwyczajny z ciebie potwór, z zimną krwią mordujesz sobie szare masy. Ja przynajmniej się trochę poruszam i pośmieję, w przeciwieństwie do ciebie. Nawet skruchę wyrażę, kiedy za lekko wbiję ostrze! — tycnąłem go palcem w klatę, na co odsunął się lekko. Wzdech. Złapałem za resztkę wina, stojącą na stoliku i przystawiłem mu butelkę do warg. No i poza tym, co z tego, że to ja zrobiłem z niego takiego bezmózgiego dywana, kurde — Chlej, bo sprawię że będziesz jeszcze bardziej sztywny od trupów w grobach. Wbiję ci Bogdana w zad, cholera. Zrób to dla chorego Imcory, przynajmniej przez jedną godzinę bądź fajny — smutek w głosie dobry na wszystko. Nieważne, że celowo udawany. Albo i nie.

[Halo Levi? XD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz