Strony

30 stycznia 2017

Od Leviego - Cd. Fabiana

Nie zwrócił uwagi na to, że jego pan jak gdyby nigdy nic sobie poszedł. Nie wołał go, więc nie widział przeciwwskazań, by zostać na zewnątrz. Zwinnie ześlizgnął się z konia, oddając go w ręce stajennego i popatrzył chwilę jak młody chłopak wprowadza go do boksu. 
Do tej pory nie wyczuwalne dla niego szczypanie na przedramieniu dało o sobie znać, jednak zignorował je i odwrócił. Na jego nieszczęście wpadł na służącą, która opiekowała się Ireną, kiedy jego nie było w pobliżu. Zmarszczył brwi patrząc na nią w oczekiwaniu. Jej przestraszona twarz nie wróżyła nic dobrego.
- Sir Ackerman... ja - zacięła się, jakby dopiero teraz rozpatrywała czy mu do powiedzieć, czy raczej zostawić dla siebie. Skinął głową, nakazując jej mówić. Czuł się z tym dziwnie. Nigdy wcześniej nikt nie zważał na jego decyzje i nie pytał go o zgodę. Kobieta przełknęła ślinę i spojrzała w dół, unikając jego wzroku. Nie, że i tak musiała patrzeć w dół, żeby z nim porozmawiać. - Panienka Irenka wyczuła zapach obiadu i uciekła zniknęła mi z pola widzenia. Bardzo przepraszam - powiedziała ze skruchą. Levi pokręcił głową zrezygnowany. Nie robiła tego pierwszy raz. 
Poklepał kobietę po ramieniu w geście otuchy i podziękował za informację, by chwilę później skierować się w stronę ogrodu. Niekoniecznie musiał być to zapach obiadu. Prędzej zobaczyła ptaki na posągach wypełniających skwer. Nie mylił się. Chwile później miał przerośniętego lamparta nad sobą. Jej waga skutecznie pozwalała jej go obalić. Fabian zdecydowanie za często dopuszcza ją do zjadania ludzi. 
Uśmiechnął się lekko i uniósł dłoń by pogłaskać jej pysk, który teraz spoczywał na jego klatce piersiowej. Ten kot skutecznie sprawia, że każdy dzień jest lepszy. Poleżał tak jeszcze chwilę i podniósł się zwalając panterę ze swojego ciała. Zaczął iść w kierunku wejścia do zamku, pewny, że Renia idzie za nim. Jest zbyt oswojona, jednak nie przeszkadza mu to. Gdy tylko znalazł się w wielkim budynku jedna z kucharek naskoczyła na niego zaalarmowana.
- Przepraszam, ale Wasza Wysokość Fabian jest ranny i nie chce pójść do medyków. Mógłby pan coś zrobić? - zapytała cicho. Czyli jego podwładni też wiedzą o ich dziwnej relacji? Świetnie. Skinął głową lekko, oddelegowując ją ręką i poszedł do komnaty królewskich medyków. Nie rozumiał dlaczego Fabian tak ich nie lubił. Jeśli nie miał zaufania, to równie dobrze może ich wywalić na zbity pysk, prawda? Bez pukania wszedł do pomieszczenia i poprosił jednego z pracowników o bandaże i spirytus, poszczuł ich trochę Ireną i pobiegł w stronę komnaty króla. Zapukał lekko w drzwi, czekając na pozwolenie na wejście. Po jego wyraźnym otrzymaniu wkroczył do pokoju i zamknął drzwi za długim cętkowanym ogonem. Samica od razu wskoczyła na królewskie łoże i położyła łeb na Fabianowych kolanach. Nie zwracając na to uwagi podszedł do wyższego i przed posadzeniem tyłka na materacu, obejrzał dokładnie jego rany. Miał ochotę skarcić go, za tak głęboką na lewym ramieniu. Powinien bardziej uważać, a przede wszystkim nie pakować się w takie rozróby zbyt często. Westchnął cicho i wziął ranną rękę w swoje małe dłonie, po czym wylał spoją ilość spirytusu na ranę. Dosłownie w tym samym momencie usłyszał głośne syknięcie i poczuł morderczy wzrok na swojej twarzy. Nie spojrzał jednak w oczy władcy, a owinął ramię długim bandażem, przewiązując go mocno, jednak nie tak, by krew przestała przepływać. Gdy skończył, związał końce w ciasny supeł i odsunął się, zbierając cały bród jaki zostawił na pościeli. Swoją ranę tez powinien przemyć, jednak nie była aż taka głęboka, jak ta jego towarzysza. Owinął więc ją tylko drugim bandażem, który dostał i zaczął iść w stronę drzwi. Jednak przy jego ciele brakowało cętkowatego futrzaka, który nadal przylepiony był do głaskającego go mężczyzny. Czarnowłosy zmarszczył brwi niezadowolony i zagwizdał, by kot do niego przyszedł. Ta jednak znowu go zignorowała.
- Rena, wychodzimy - warknął i zaczął tupać nogą. Cichy ryk. Tak się bawić nie będziemy. Poddenerwowany podszedł z powrotem do łóżka i już miał złapać lamparta za ucho, gdy dwie masywne dłonie objęły go w pasie i przyciągnęły do siebie. Zamarł. Nie wiedział co ma teraz zrobić. Pustym wzrokiem zaczął wpatrywać się w jeden punkt na ścianie. Fabian przytulałby go bezinteresownie? Przełknął głośno ślinę i błagalnym wzrokiem popatrzył na uradowaną samicę. Pierdolcie się wszyscy, a zwłaszcza ty Imcora. Bogdan zawsze był lepszy od ciebie.

<Fap?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz