Strony

22 stycznia 2017

Od Leviego - Cd. Fabiana

Pomimo napiętej atmosfery i świadomości, że gonią ich strażnicy wcale się nie przejmował. Jego myśli były aktualnie zajęte zupełnie czymś innym. Był szczęśliwy, że duża dłoń Fabiana zasłaniała mu twarz wystarczająco, by nie ukazać tłumowi płonących policzków. Był pewien, że chłopak wiedział jak zadziałają na niego te słowa. Nie chodziło tu o jego świętej pamięci przyjaciół, a o temat zbliżeń intymnych, których tak bardzo nienawidził, a z drugiej strony nie chciał ich zaprzestania. Głuche krzyki były słyszalne za drewnianymi drzwiami, a ciekawskie ślepia gapiów wypalały w jego ciele dziury. Nie chciał pokazać jak zawstydzony był w tym momencie. Jego nienaruszalna postawa z przed kilku minut ulotniła się z niego jak para z nagrzanego pieca. 
Przełknął niezauważalnie ślinę i kątem oka spojrzał na skupioną twarz władcy. W takich momentach najgorsze były wspomnienia z dni czy nocy, kiedy lądowali w łóżku. Nie chciał jednak próbować zasysania szpady. Był tym wręcz przerażony, choć wiedział, że Fabian tylko żartuje. Ostatkiem wolnej woli opanował swoje zapędy i ugryzł towarzysza w palec, powodując zniknięcie brudnej od piasku dłoni z jego twarzy. Obrzydzony przetarł bród rękawem i zmarszczył brwi.
- Nie ma ich - burknął, chcąc otworzyć drzwi, jednak masywna dłoń złapała za jego przedramię. Młodszy chłopak posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Wiedział, że ma przejebane. Warknął pod nosem i uniósł brew pytająco. Skoro jest taki mądry, to niech sam sobie sprawdza. Znudzony rozejrzał się po pomieszczeniu, od razu zauważając wyczuwalne w powietrzu kurze. Z obrzydzeniem zamrugał kilka razy, już mając ochotę wydrzeć się na temat tego całego syfu, kiedy wielka dłoń znowu porządziła się jego ciałem. Mogłaby jednak złapać gdzie indziej. 
Zadowolony, że w końcu wyszedł na świeże powietrze jak normalny człowiek zaciągnął się mocno zapachem rozkwitających kwiatów. Nie był typem osoby, która ukazuje swoje emocje, jednak nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, który wpełzł mu na usta. Zima w końcu dobiegła końca i nie musiał bać się o swoje zdrowie, dlatego nawdychał się wszystkiego do woli. Szedł przed siebie, nie zwracając uwagi na innych. Dobrze wiedział co będzie pierwszym przystaniem ich krótkiej podróży. Zwinnie skręcił w lewo, mijając kilka straganików przy których stały dzieci. Jego uśmiech poszerzył się, gdy zobaczył ich radosne mordki.
- Patrzysz w złą stronę - usłyszał kąśliwą uwagę, a znajoma ręka przekręciła jego głowę w drugą stronę. Nie rozumiał co wstąpiło w Fabiana, odkąd zaczął uciekać przed własnymi strażnikami. Owszem, mógł być jego workiem treningowym, ale nie lubił żyć w niewiedzy. Niestety, czarnowłosy ukrywał przed nim więcej ktokolwiek kogo spotkał w swoim nędznym życiu. Levi westchnął cicho i przeniósł już standardowy wzrok na chłopaka obok, wskazując jak bardzo wkurzający w tym momencie jest.
Nie zdziwił się kiedy kilkanaście kroków dalej został bezczelnie wepchnięty do pracowni krawca. Bardzo cenionego z resztą. Zrezygnowany usiadł na stołku i podparł pięścią policzek. Wiedział, że wybieranie tej nic da niego nie znaczącej peleryny potrwa, dlatego nie mając więcej pomysłów po prostu siedział bezczynnie. Na samą myśl jak jego pan siłą zmusza go do założenia tego ogromniastego materiału przyprawiała go o mdłości. Za długo tułał się po ulicach w starych łachmanach, by teraz przyzwyczaić się do codziennie czystych ubrań, bez żadnego błagania. Służące robiły to z rozkazu, który nie miał dla niego sensu. Nie bardzo docierało do niego dlaczego Fabian tak bardzo chciał go w swojej armii, od razu przydzielając tak wysokie stanowisko. Na początku miał ze wszystkim trudności. Nie potrafił się w tym odnaleźć, a myśl, że będzie musiał wszystkich poprowadzić wręcz go dobijała.
Ogromna dłoń latająca przed jego twarzą wybudziła go z transu, dlatego pustym spojrzeniem przejechał po pelerynie, która była zupełnie identyczna jak ta stara. Poddał się bez wali i kiwnął głową. Lubił patrzeć na rozradowaną twarz "wybawcy" kiedy to nie sprzeciwiał się jego woli. Zmęczony długim dniem, który jeszcze dobrze się nie zaczął, podniósł się ze stołka, nie drgając nawet kiedy ciężki materiał został przewieszony przez jego plecy. Z ulga wyszedł ze sklepu i stanął przed wejściem, macając puszysty materiał pomiędzy palcami. Dlaczego on tak bardzo się na niego kosztuje? Pomimo lepszego traktowania, wygodniejszego życia i zadbanego wyglądu, nadal jest złodziejem, którego wszyscy chcieli wpędzić do lochu. Co Fabian w nim widział? Nie zastanawiając się więcej ruszył za czarnowłosym, nie wiedząc gdzie tak naprawdę zmierzali. Gdzieś w duchu modlił się, żeby nie było to nic związanego ze szpadami. Jeśli je zobaczy, to sam przebije mu pierś zanim znowu zdąży przekręcić jego imię.

<Fabian?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz