Strony

30 stycznia 2017

Od Moon - Cd. Zoro

Nigdy nie lubiłam zapuszczania się akurat w tę część miasta - prawie pozbawioną wszelkiego życia, zapomnianą przez samego Boga. Niestety, ale wrogowie mieli tu dobry punkt strategiczny przeznaczony do efektywnego ataku, jakim były opuszczone domostwa. Pomimo tego, że teren umownie należał do Tariel, tak niektórzy osobnicy, zdecydowanie nie świecący inteligencją, zapuszczali się nie na tę stronę barykady, co trzeba. 
Popatrzyłam na młodą królową, naprawdę nie wierząc, że powiedziałam to, co przed chwilą. Zdecydowanie takie coś nie przystało osobie wykształconej. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, doprawdy. Zamiast tego zaczęłam lustrować mężczyznę wzrokiem, co było dość łatwe, biorąc pod uwagę fakt, iż byliśmy niemalże równi wzrostem. Rycerze napawali mnie obrzydzeniem. Splotłam ręce na piersi, ani przez moment nie tracąc gotowości do ewentualnej obrony osobistej. Z mieczem czy bez- w walce nie liczy się jedynie siła i gabaryty, zwłaszcza wtedy, kiedy posiada się dodatkowego asa w rękawie. Wraz z Elandiel dysponowałyśmy ich sporą ilością. Wyłączyłam się z rozmowy prowadzonej przez władczynię oraz pachołka Fabiana, dodatkowy napływ informacji jedynie usypiał czujność. Za to intruz wyglądał na coraz bardziej pewnego siebie.
— Pragnę przypomnieć, że na terenach Tariel obowiązuje prawo postępowania dotyczące przebywania tu obcych, którzy mogą zagrozić monarsze w jakikolwiek sposób. Spisane własnoręcznie oraz ustanowione przez pańską matkę, Elandiel — mruknęłam pod nosem. — Ja zaś będąc doradcą, a jednocześnie członkiem armii, nie mogę pozwolić na jego łamanie. Powinnaś uważać na siebie, a nie latać po całym królestwie. Dobrze wiesz, że to ja muszę za tobą latać, bo akurat raczyłaś sobie zwiać! — Uniosłam się, by po sekundzie odchrząknąć i poprawić suknię. — Wojna wisi w powietrzu, pani i nie czas na czcze pogadanki z kimś, kto podlega wrogiemu królowi. Chyba, że posiada jakieś korzystne dla nas informacje, wtedy powinien nam je wyjawić — Posłałam ciemnowłosemu uśmiech, ukazując przy tym spore kiełki. — Proponuję ciepłą, przytulną komnatę w podziemiach lub na najwyższym z pięter dla naszego przybysza, a także kilkanaście godzin przemiłej rozmowy w BEZPIECZNYCH warunkach. Zgodnie z procedurą narzuconą przez poprzednich władców.
Wróciłam do postawy krwiożerczego posągu, zżerającego wzrokiem tamtego bezimiennego faceta od Fabka. Byłam świadoma nieco wrogiego brzmienia swojej wypowiedzi, acz tylko taka mogła poskutkować. No może nie zawsze, ale jednak istniał choć cień szansy. Najwyżej dostałabym burę za robienie wielkiego halo wokół przybycia kogokolwiek. Jednak nie mogłam pozwolić sobie na utratę kolejnej ważnej dla mnie osoby. Pomimo tego, że starałam się królową traktować formalnie, to w głębi duszy jako jedyna należała do grona tych, których jeszcze byłam w stanie darzyć zaufaniem, wręcz siostrzaną miłością. Gdyby ten gbur coś jej zrobił - przeprowadziłabym egzekucje na miejscu, z jak największą satysfakcją, bez czekania na żadne wyroki.

[Elandiel? Hue, Moonci taka pseudo opiekuńcza XD]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz