Strony

29 stycznia 2017

Od Elandiel

  Lewe przedramię zapłonęło żywym bólem, gdy po raz kolejny starałam się połączyć żywioły. Używając mocy powietrza, jestem narażona na wysoką temperaturę ognia. Warknęłam cicho i posłałam błagalne spojrzenie Moon. Kobieta westchnęła, lecz ukróciła moje cierpienia stwarzając wokół poparzonej ręki coś na kształt wodnej otoczki. 
- Dziękuję ci, Daro. – mruknęłam, po czym skinieniem głowy dałam jej znać, że to koniec treningu. Ta pokłoniła się krótko i ruszyła w stronę zamku. Tyle razy jej mówiłam, że chcę, by traktowała mnie, jako równą sobie. Panna Tenebrae jednak jest zbyt uparta; nigdy nie zapomina o nieszczęsnym pokłonie. Gdy białowłosa zniknęła za bramą, spróbowałam ponownie. Tym razem bez żadnych świadków, mniej spektakularnie. W lewej dłoni pojawił się niski płomyk, a w prawej kula wypełniona powietrzem. Trwały obok siebie niespełna dwie sekundy. Temperatura znów zaczęła rosnąć, więc czym prędzej zacisnęłam dłonie w pięści, pozbywając się tym samym namiastek żywiołów. Nie ukrywając rozczarowania założyłam skórzane karwasze, wcześniej trzykrotnie się upewniając, że z przedramieniem jest wszystko dobrze. Rzuciłam okiem na wysokie góry, otaczające zamek. Jedną z nich upodobał sobie Dolaur. Będę musiała do niego jutro pójść i polatać w okolicy granic. Doszły mnie słuchy, że pewna niepowołana osoba kręciła się niedawno koło nich.
  Przebrałam się w luźniejszy strój. Nie do końca przepadałam za treningowym, skórzanym uniformem. Podobno dobrze chronił wrażliwe części ciała. Przyznaję się bez bicia, że to była prawda. Ale w końcu jest tyle innych materiałów.. Naciągnęłam na siebie zwykłe spodnie i ulubioną, grafitową koszulkę. Jednak, nim opuściłam zamkowe mury, narzuciłam jeszcze ciemną pelerynę z dość obszernym kapturem, by dobrze zakrył moje oblicze. Zbliżyłam się do balkonowych drzwi, wcześniej zamykając te wychodzące na korytarz od wewnątrz. Musnęłam delikatnie balustradę i bez tracenia czasu nad nią przeszłam. Rozejrzałam się po ogrodach i okolicach bramy, by upewnić się, że nikt mnie nie obserwuje i odepchnęłam się od galeryjki. Jedną dłonią trzymałam kaptur, drugą zaś machnęłam będąc parę centymetrów nad ziemią. Powietrze doskonale zamortyzowało upadek i sprawiło, że był bezgłośny. Ruszyłam zadbanym trawnikiem w stronę tylnego wejścia stajni. Zerknęłam przelotnie w stronę straży. Nie widzieli mnie? A może tylko udają..? Nie, nie widzą mnie..!
- Nie jestem pewna, czy to dobrze, czy raczej źle.. – szepnęłam do samej siebie i wkroczyłam do murowanego budynku. Pachniało w nim sianem i marchewkami. No i, oczywiście, końskim włosiem. Kawka cicho parsknęła, widząc mnie w szerokich drzwiach. Przyłożyłam palec do ust, nakazując jej ciszę. Nie chciałam, by zaalarmowała kogokolwiek. No.. Prawie kogokolwiek.
   Siedząc na klaczy ruszyłam w stronę wschodniej bramy. Strzegli jej moi najbardziej zaufani ludzie. Uśmiechnęłam się do nich znacząco, a ci jedynie mi się pokłonili. Wtajemniczeni dobrze wiedzieli, gdzie mnie szukać. Temu pozwolili mi opuścić zamkowe mury.
  Prowadząc Kawkę przechadzałam się ulicami miasta. Wyglądało wyjątkowo pod osłoną nocy. Pochodnie zawieszone na murowanych ścianach domostw rzucały przyjemne, pomarańczowe światło na brukowane drogi. W niektórych chatkach jeszcze było jasno. Nikogo jednak nie było w oknach. Uśmiechnęłam się lekko i skręciłam w jedną z odnóg, prowadzącą wprost do lasu.
  Będąc na niezamieszkałych obrzeżach usłyszałam szelest. Zbyt głośny, jak na zwierzę, acz zbyt cichy, jak na jakieś monstrum. Poklepałam klacz po zadzie, a ta natychmiast ruszyła z powrotem w stronę miasta. Nie chciałam, by Kawce się coś stało. Zacisnęłam dłoń w pięść, przygotowując się na ewentualne spotkanie z jakimś zbuntowanym magiem.

[ Ktoś? Miu wolno :D ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz