Milczał i opierał się o kocioł, z którego nie mógł się wydostać. Długo mierzył się wzrokiem z kotowatym, myśląc i jego ogonie i uszach. Strasznie lubił zwierzęta, a tym bardziej koty. Gdyby mógł od razu my go chociaż lekko pociągnąć za ogon, a potem podrapał za uchem. Na ta myśl i wyobrażając sobie także jego reakcję, zaśmiał się w duchu.
- Czyli dlatego zbierałeś trawę w mieście – stwierdził w końcu po chwili, a osoba przewróciła oczami.
- Błyskotliwy – powiedział z irytacją, na co nie zareagował. Jeszcze patrzyli na siebie, jakby mieli zamiar w nieoczekiwanym momencie skoczyć na siebie i poderżnąć sobie gardła, ale to się nie stało. Zamiast tego nieznajomy zniknął w innym pomieszczeniu, a Ryuketsu tylko chwilę się obejrzał po chatce i wyszedł stamtąd.
Szedł spokojnym tempem, raczej mu się nigdzie nie spieszyło. Miał zamiar zerwać trawę, ale zważając na okoliczności, gdy to ten dziwny chłopak znowu może się napatoczyć, zrezygnował z tego. Skoro nie poradził sobie z kociołkiem, to co by było, gdyby go wrzucił do jakieś piwnicy, albo bunkra? Nie ważne. Szedł po leśnej dróżce, którą znalazł po pięciu minutach drogi od domu, w którym prawie utknął. Schował ręce do kieszeni i szedł w ciszy, gdy nagle na jego drodze nie pojawił się mały kot. Był biały, miał króciutki ogonem i uszy oraz czarne słodkie oczka, które patrzyły na niego zaciekawione. Ryu ukucnął i wyciągnął dłoń w stronę kota.
- Lubię koty – podzielił się z ta informacją ze zwierzakiem, którego pogłaskał. Kociak podszedł bliżej, otarł się o jego dłoń i spojrzał w prawo. Tam utkwił swój wzrok. Chłopak także postanowił tam skierować swój wzrok, ale nic tam nie znalazł. Czuł jedynie, że był obserwowany. Domyślał się, a raczej był pewny na sto procent, że to ten dziwny typ, który pewnie sprawdza, czy nie zrywa trawy. Ostatni raz podrapał kota za uszami, przejechał po jego grzbiecie aż do ogona, na co usłyszał głośne mruczenie. Wstał i ponowił swoją wędrówkę do miasta, rezygnując z zamiaru przyrządzenia tego eliksiru. Następnym razem. W innym lesie. To pewne.
Doszedł do miasta. Miał zamiar zajść jeszcze do sklepu, ale patrząc na pogodę, a raczej na ciemno szare chmury, które kłębiły się nad budynkami, zrezygnował z tego. Nie miał zamiaru spędzić burzy na zewnątrz i w pięć minut dotarł do swojego lokum. Modlił się, aby nie zabrali prądu. Niestety nie miał pewności, że zostanie światło, dlatego od razu pozapalał szwedzie świeczki. Gdy usiał na łóżku, aby coś naszkicować, światła zgasły i jedynie małe płomyki oświetlały jego pokój. Przełknął gulę w gardle, która utknęła mu tam ze strachu, po czym się położył i po prostu wpatrywał w małe światełko nad świeczką. Po pół godzinie do jego uszów dotarł dziwny hałas, dobiegający z piwnicy. Raptownie wstał i skierował się tam. Złodziej? Jak? A może znowu ktoś "pomylił zaklęcia"? Nie wiedział. Wziął do reki największy płomień, w drugą rękę latarkę i ruszył.
- Nienawidzę ciemności - mruknął po drodze.
[Leaks? Ty złodzieju!]