Strony

31 stycznia 2017

Od Fabiana - Cd. Leviego

Brak komentarzy:
— Nie będziesz tarmosić Irenki. Wiedziałem, że zaczniesz ją ciągać. To bardzo niemiłe z twojej strony, robisz jej to za często — wymruczałem, luzując uścisk. Czyli teraz ramię nie da mi spokoju, wspaniale. Levi natomiast spiął się momentalnie, wgapiając się w ścianę naprzeciwko — Bo wyobraź sobie, że któregoś dnia rzuci ci się do tchawicy. A to ja miałem zamiar cię wykończyć, nie oddam tej satysfakcji kotu na sterydach — chyba wyczuła, że chodzi o nią, bo poruszyła się niespokojnie. Z westchnięciem puściłem Ackermana, który z dziwnym wyrazem twarzy spoglądał na moją jakże zajebistą osobę. Zerknąłem na bandaż, poruszając ręką. Mhm, okej. Dobrze, że to ta lewa. Prawa zazwyczaj jest ważniejsza, hueh. A ten drąg dalej stał, w ogóle się nie odzywając. Uniósł tylko pytająco brwi, mając zdziwienie w oczach. Tsk tsk.
— Służąca mówiła, że bałeś się pójść do medyków. Po cholerę ci oni, skoro w ogóle im nie ufasz? I wydawała się, tak jakby, wtajemniczona w nasze układy — wzrusz ramionami, choć taka informacja pośród sprzątaczek, hm. To wpłynęłoby na mnie niekorzystnie. Sprawa z podróbą Isabelle już i tak zrobiła niezłe poruszenie wśród ludzi, a jak dojdzie plotka o gwałceniu wojowników... Znaczy, znaczy Levi to taki wyjątek. Jak na razie tylko on wpadł w moje łapska, huh — I jest ci to całkowicie obojętne, super. Co ja mam niby powiedzieć?
— Chcę się upewnić, że te pierdoły nie mają znowu zamiaru mnie otruć, czy cokolwiek. A nią się nie przejmuj, parę rozmówień i tych takich. Przecież wiesz, że większe sprawy nie wyjdą nigdy na światło dzienne. Choć w sumie nie wiesz, nawet ty nie masz prawa ich znać. I nie przejmuj się takim czymś, boże. Zapomniałeś, że masz przed sobą Fabiana Imcorę? Załatwię to i po krzyku. Choć w sumie nie, nie. On dopiero będzie — westchnąłem, podpierając się dłonią o ramę łóżka. Zgoniłem Renę, z cichym sykiem stając na prostych nogach. Tamta burknęła cicho, ocierając się o Levia. Jest zbyt łagodna, powinna zabijać wzrokiem, a nie. Kotlet walony, wyżerałaby ptaki z fontanny — I tak sobie myślę, że byłoby lepiej, gdybyśmy nie rozwalili tamtych Tarielczyków — przystawiłem pięść do ust, przymykając powieki. Filozof mi się włączył.
— Dopiero teraz naszło cię na dyplomację? A później się dziwisz, że Elka próbuje rozwalić ci twarz — warknął
— Mmm, nie, nienienie. Chodzi mi bardziej o twoją całkowitą obojętność na polu walki. I tutaj też, jesteś sztywny, Leviii. Musisz się rozluźnić, kurde mać. Nie ma z tobą żadnej zabawy, kiedy wykonujesz bez żadnego sprzeciwu moje rozkazy. Plus łatwo dajesz się manipulować, głupku. Weź się stawiaj jak normalny człowiek. Chyba, że nim nie jesteś, ano tak. Zwyczajny z ciebie potwór, z zimną krwią mordujesz sobie szare masy. Ja przynajmniej się trochę poruszam i pośmieję, w przeciwieństwie do ciebie. Nawet skruchę wyrażę, kiedy za lekko wbiję ostrze! — tycnąłem go palcem w klatę, na co odsunął się lekko. Wzdech. Złapałem za resztkę wina, stojącą na stoliku i przystawiłem mu butelkę do warg. No i poza tym, co z tego, że to ja zrobiłem z niego takiego bezmózgiego dywana, kurde — Chlej, bo sprawię że będziesz jeszcze bardziej sztywny od trupów w grobach. Wbiję ci Bogdana w zad, cholera. Zrób to dla chorego Imcory, przynajmniej przez jedną godzinę bądź fajny — smutek w głosie dobry na wszystko. Nieważne, że celowo udawany. Albo i nie.

[Halo Levi? XD]

30 stycznia 2017

Od Elandiel - Cd. Moon

Brak komentarzy:
Zastanowiłam się nad słowami białowłosej damy. W myślach skarciłam swoją głupotę; powinnam była poprosić Moon o to, by poszła ze mną. Lub chociaż zakomunikować, że opuszczam zamkowe tereny. Tariviia była w stanie względnego pokoju, lecz z każdą chwilą mógł on przemienić się w wojnę. Westchnęłam, prawie niezauważalnie, i zwróciłam się do wrogiego żołnierza:
- Czekam na jakieś wyjaśnienia. W przeciwnym wypadku zaliczysz wycieczkę do nieciekawego miejsca. – warknęłam i teatralnie założyłam ręce na piersi. Kątem oka dostrzegłam wątły uśmiech na ustach Dary. Wiedziałam, że powinnam być bardziej stanowcza, i Moon najbardziej na to naciskała. Mężczyzna się zmieszał; nie wiedział, co ma powiedzieć. Prawdopodobnie temu zamilkł i więcej się nie odezwał.
- Więc co? - zapytałam po chwili ciszy. - Będziemy tak stać i się na siebie gapić, czy może zaczniesz łaskawie gadać, hm?
Za sobą usłyszałam ciche parsknięcie. Nie byłam jednak pewna, czy to pogarda, czy może raczej humor. 
- Więc wybierasz zamek. Mądrze. - odezwała się białowłosa, która zdążyła się do nas zbliżyć i zmrużyła oczy, lustrując mężczyznę. - Mam nadzieję, że będziesz grzeczny. W przeciwnym razie będziemy zmuszone do użycia mocy. - dodała, ostrzegając go. 
- Daj mi miecz. - poleciłam, wyciągając dłoń. Poczułam na sobie zaskoczone spojrzenie Dary, które zignorowałam. Mężczyzna niechętnie oddał broń, którą trzymałam ledwo pięć sekund. Zdążyłam ją jednak zaczepić na siodle wierzchowca Moon. 
Bezpieczeństwo przede wszystkim, nie? - spojrzenie w tym stylu rzuciłam doradczyni, po czym ruszyłam za dwójką.

[ Zoro? Następne będzie dłuższe :p ]

Od Leviego - Cd. Fabiana

Brak komentarzy:
Nie zwrócił uwagi na to, że jego pan jak gdyby nigdy nic sobie poszedł. Nie wołał go, więc nie widział przeciwwskazań, by zostać na zewnątrz. Zwinnie ześlizgnął się z konia, oddając go w ręce stajennego i popatrzył chwilę jak młody chłopak wprowadza go do boksu. 
Do tej pory nie wyczuwalne dla niego szczypanie na przedramieniu dało o sobie znać, jednak zignorował je i odwrócił. Na jego nieszczęście wpadł na służącą, która opiekowała się Ireną, kiedy jego nie było w pobliżu. Zmarszczył brwi patrząc na nią w oczekiwaniu. Jej przestraszona twarz nie wróżyła nic dobrego.
- Sir Ackerman... ja - zacięła się, jakby dopiero teraz rozpatrywała czy mu do powiedzieć, czy raczej zostawić dla siebie. Skinął głową, nakazując jej mówić. Czuł się z tym dziwnie. Nigdy wcześniej nikt nie zważał na jego decyzje i nie pytał go o zgodę. Kobieta przełknęła ślinę i spojrzała w dół, unikając jego wzroku. Nie, że i tak musiała patrzeć w dół, żeby z nim porozmawiać. - Panienka Irenka wyczuła zapach obiadu i uciekła zniknęła mi z pola widzenia. Bardzo przepraszam - powiedziała ze skruchą. Levi pokręcił głową zrezygnowany. Nie robiła tego pierwszy raz. 
Poklepał kobietę po ramieniu w geście otuchy i podziękował za informację, by chwilę później skierować się w stronę ogrodu. Niekoniecznie musiał być to zapach obiadu. Prędzej zobaczyła ptaki na posągach wypełniających skwer. Nie mylił się. Chwile później miał przerośniętego lamparta nad sobą. Jej waga skutecznie pozwalała jej go obalić. Fabian zdecydowanie za często dopuszcza ją do zjadania ludzi. 
Uśmiechnął się lekko i uniósł dłoń by pogłaskać jej pysk, który teraz spoczywał na jego klatce piersiowej. Ten kot skutecznie sprawia, że każdy dzień jest lepszy. Poleżał tak jeszcze chwilę i podniósł się zwalając panterę ze swojego ciała. Zaczął iść w kierunku wejścia do zamku, pewny, że Renia idzie za nim. Jest zbyt oswojona, jednak nie przeszkadza mu to. Gdy tylko znalazł się w wielkim budynku jedna z kucharek naskoczyła na niego zaalarmowana.
- Przepraszam, ale Wasza Wysokość Fabian jest ranny i nie chce pójść do medyków. Mógłby pan coś zrobić? - zapytała cicho. Czyli jego podwładni też wiedzą o ich dziwnej relacji? Świetnie. Skinął głową lekko, oddelegowując ją ręką i poszedł do komnaty królewskich medyków. Nie rozumiał dlaczego Fabian tak ich nie lubił. Jeśli nie miał zaufania, to równie dobrze może ich wywalić na zbity pysk, prawda? Bez pukania wszedł do pomieszczenia i poprosił jednego z pracowników o bandaże i spirytus, poszczuł ich trochę Ireną i pobiegł w stronę komnaty króla. Zapukał lekko w drzwi, czekając na pozwolenie na wejście. Po jego wyraźnym otrzymaniu wkroczył do pokoju i zamknął drzwi za długim cętkowanym ogonem. Samica od razu wskoczyła na królewskie łoże i położyła łeb na Fabianowych kolanach. Nie zwracając na to uwagi podszedł do wyższego i przed posadzeniem tyłka na materacu, obejrzał dokładnie jego rany. Miał ochotę skarcić go, za tak głęboką na lewym ramieniu. Powinien bardziej uważać, a przede wszystkim nie pakować się w takie rozróby zbyt często. Westchnął cicho i wziął ranną rękę w swoje małe dłonie, po czym wylał spoją ilość spirytusu na ranę. Dosłownie w tym samym momencie usłyszał głośne syknięcie i poczuł morderczy wzrok na swojej twarzy. Nie spojrzał jednak w oczy władcy, a owinął ramię długim bandażem, przewiązując go mocno, jednak nie tak, by krew przestała przepływać. Gdy skończył, związał końce w ciasny supeł i odsunął się, zbierając cały bród jaki zostawił na pościeli. Swoją ranę tez powinien przemyć, jednak nie była aż taka głęboka, jak ta jego towarzysza. Owinął więc ją tylko drugim bandażem, który dostał i zaczął iść w stronę drzwi. Jednak przy jego ciele brakowało cętkowatego futrzaka, który nadal przylepiony był do głaskającego go mężczyzny. Czarnowłosy zmarszczył brwi niezadowolony i zagwizdał, by kot do niego przyszedł. Ta jednak znowu go zignorowała.
- Rena, wychodzimy - warknął i zaczął tupać nogą. Cichy ryk. Tak się bawić nie będziemy. Poddenerwowany podszedł z powrotem do łóżka i już miał złapać lamparta za ucho, gdy dwie masywne dłonie objęły go w pasie i przyciągnęły do siebie. Zamarł. Nie wiedział co ma teraz zrobić. Pustym wzrokiem zaczął wpatrywać się w jeden punkt na ścianie. Fabian przytulałby go bezinteresownie? Przełknął głośno ślinę i błagalnym wzrokiem popatrzył na uradowaną samicę. Pierdolcie się wszyscy, a zwłaszcza ty Imcora. Bogdan zawsze był lepszy od ciebie.

<Fap?>

Od Moon - Cd. Zoro

Brak komentarzy:
Nigdy nie lubiłam zapuszczania się akurat w tę część miasta - prawie pozbawioną wszelkiego życia, zapomnianą przez samego Boga. Niestety, ale wrogowie mieli tu dobry punkt strategiczny przeznaczony do efektywnego ataku, jakim były opuszczone domostwa. Pomimo tego, że teren umownie należał do Tariel, tak niektórzy osobnicy, zdecydowanie nie świecący inteligencją, zapuszczali się nie na tę stronę barykady, co trzeba. 
Popatrzyłam na młodą królową, naprawdę nie wierząc, że powiedziałam to, co przed chwilą. Zdecydowanie takie coś nie przystało osobie wykształconej. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, doprawdy. Zamiast tego zaczęłam lustrować mężczyznę wzrokiem, co było dość łatwe, biorąc pod uwagę fakt, iż byliśmy niemalże równi wzrostem. Rycerze napawali mnie obrzydzeniem. Splotłam ręce na piersi, ani przez moment nie tracąc gotowości do ewentualnej obrony osobistej. Z mieczem czy bez- w walce nie liczy się jedynie siła i gabaryty, zwłaszcza wtedy, kiedy posiada się dodatkowego asa w rękawie. Wraz z Elandiel dysponowałyśmy ich sporą ilością. Wyłączyłam się z rozmowy prowadzonej przez władczynię oraz pachołka Fabiana, dodatkowy napływ informacji jedynie usypiał czujność. Za to intruz wyglądał na coraz bardziej pewnego siebie.
— Pragnę przypomnieć, że na terenach Tariel obowiązuje prawo postępowania dotyczące przebywania tu obcych, którzy mogą zagrozić monarsze w jakikolwiek sposób. Spisane własnoręcznie oraz ustanowione przez pańską matkę, Elandiel — mruknęłam pod nosem. — Ja zaś będąc doradcą, a jednocześnie członkiem armii, nie mogę pozwolić na jego łamanie. Powinnaś uważać na siebie, a nie latać po całym królestwie. Dobrze wiesz, że to ja muszę za tobą latać, bo akurat raczyłaś sobie zwiać! — Uniosłam się, by po sekundzie odchrząknąć i poprawić suknię. — Wojna wisi w powietrzu, pani i nie czas na czcze pogadanki z kimś, kto podlega wrogiemu królowi. Chyba, że posiada jakieś korzystne dla nas informacje, wtedy powinien nam je wyjawić — Posłałam ciemnowłosemu uśmiech, ukazując przy tym spore kiełki. — Proponuję ciepłą, przytulną komnatę w podziemiach lub na najwyższym z pięter dla naszego przybysza, a także kilkanaście godzin przemiłej rozmowy w BEZPIECZNYCH warunkach. Zgodnie z procedurą narzuconą przez poprzednich władców.
Wróciłam do postawy krwiożerczego posągu, zżerającego wzrokiem tamtego bezimiennego faceta od Fabka. Byłam świadoma nieco wrogiego brzmienia swojej wypowiedzi, acz tylko taka mogła poskutkować. No może nie zawsze, ale jednak istniał choć cień szansy. Najwyżej dostałabym burę za robienie wielkiego halo wokół przybycia kogokolwiek. Jednak nie mogłam pozwolić sobie na utratę kolejnej ważnej dla mnie osoby. Pomimo tego, że starałam się królową traktować formalnie, to w głębi duszy jako jedyna należała do grona tych, których jeszcze byłam w stanie darzyć zaufaniem, wręcz siostrzaną miłością. Gdyby ten gbur coś jej zrobił - przeprowadziłabym egzekucje na miejscu, z jak największą satysfakcją, bez czekania na żadne wyroki.

[Elandiel? Hue, Moonci taka pseudo opiekuńcza XD]

Od Zoro - Cd. Elandiel

Brak komentarzy:
Dlaczego jak ten bałwan gdzieś jedzie to bierze ze sobą tylko tą maskotkę którą mianował dowódcą gwardii. Odkąd mianował mnie także dowódcą myślałem, że okaże mi choć trochę szacunku a jedyne co dostałem to większą komnatę i strój galowy, nie licząc tych pierdół z którymi przychodzą do mnie niektórzy z "żołnierzy". Poduszkę masz za twardą? Po co iść do magazynu albo zawracać głowę dziesiętnikowi skoro można uczepić się dowódcy. Chcesz przepustkę do rodziny? Czemu wszyscy do jasnej cholery chodzą do mnie a nie swoich przełożonych. W zasadzie wiesz co? Pierdol się Fabian, jadę do ciebie! Wstałem po czym zarzuciłem na siebie swoją ulubioną zieloną szatę i przepasałem czerwonym materiałem, następnie ruszyłem biegiem w stronę stajni. Tam wypatrzyłem Pika, wsiadłem na niego i ruszyłem czym prędzej ku bramie miejskiej zanim znów ktoś mnie zaczepi. Wtedy to bym się na prawdę wkurzył! Strażnicy przy murach spojrzeli tylko na mnie przelotnie i wyprężyli się na baczność. Przynajmniej mnie szanują w porównaniu do tego dupka... Pędziłem razem ze swym koniem co tchu w zasadzie przez cały dzień, wtedy dopiero przypomniałem sobie, że sam do końca nie mam pojęcia gdzie jadę. 
Obróciłem się w kierunku najbliższego drzewa.  Czy ja go czasami nie omijałem ze 3 razy? 
Cudownie, znowu się  zgubiłem. Jedyne co mi pozostało to podążać wraz ze swym czarnym jak noc towarzyszem wciąż do przodu i liczyć na szczęście. Zapadła noc gdy dojechałem do olbrzymiej połaci terenu cała pokryta w ciałach żołnierzy Tariel. A więc to tak? W zasadzie toczymy wojnę więc co się dziwić. Przejechałem obok obojętnie, niecałe kilka kilometrów dalej znalazłem idealne miejsce na nocleg. Kilka drzew, i małe jeziorko w zupełności wystarczą mnie jak i jemu. Z juków które w zasadzie Pik zawsze nosi ze sobą wyciągnąłem ziarno i koc na którym wygodnie się ułożyłem gdy koń wcinał proso. Sen zmógł mnie w ciągu kilku minut, był ciemny i głęboki nie zmącony niczym. Następnego ranka wstałem w naprawdę szampańskim nastroju wyspany jak nigdy, zwinąłem się i ruszyłem w zasadzie nie wiadomo gdzie. Pod wieczór dotarłem do leśnej ścieżki. Jeśli będę miał dostatecznie dużo szczęścia może spotkam kogoś kto pokieruje mnie z powrotem. Nie minęło wiele czasu nim przejechała przede mną piękna kobieta, jednak z jakiegoś powodu nie byłem w stanie się ruszy. Gdy tylko odzyskałem władzę w kończynach wstałem jednak szybszym tempem przejechała kolejna kobieta prawie mnie potrącając. Co się z tymi ludźmi porobiło. Wziąłem za uzdę Pika i podążyliśmy wolnym krokiem za nią. Kobieta również zeskoczyła z konia i powoli podążała za swoją poprzedniczką. Gdy przystanęła udało mi się ją dogonić, dotknąłem delikatnie jej ramienia, odwróciła się w moją stronę zaskoczona przez co poruszyła krzakami obok. Następnie jej mina wskazywała ewidentnie wściekłość, spojrzała na mnie zatrzymując swój wzrok na moich mieczach. Dosłownie sekundy dzieliły mnie od śmierci w wyniku oparzeń pociskiem który we mnie rzuciła. Co tu się do cholery dzieje? Przez poprzedni manewr prawie wpadłem na pierwszą z kobiet której twarz wyrażała jeszcze większe zaskoczenie niż tej pierwszej. Raz za razem odwracała głowę raz na mnie raz na tą dziwaczkę. Tylko nie żartujcie, że zajechałem aż do Tariel.
Zagwizdałem cicho by Pik podbiegł do mnie, po czym uderzeniem w pośladek posłałem z powrotem do naszego ostatniego noclegu, nie miałem zamiaru go w to mieszać. 
- Może się uspokoimy i wyjaśnimy sobie kilka rzeczy - zasugerowałem.
- Sługa Fabiana przyszedł by cię zamordować, ale nie martw się moja pani, ja cię obronię! - Wykrzyknęła amatorka wrzących kąpieli.
- Fabian nie jest aż tak głupi, a swoją drogą co ty tutaj robisz? - Odparła pierwsza z kobiet
Zatkało ją, a na twarz wpełzł dorodny burak.

< Moon? >

29 stycznia 2017

Od Elandiel

Brak komentarzy:
  Lewe przedramię zapłonęło żywym bólem, gdy po raz kolejny starałam się połączyć żywioły. Używając mocy powietrza, jestem narażona na wysoką temperaturę ognia. Warknęłam cicho i posłałam błagalne spojrzenie Moon. Kobieta westchnęła, lecz ukróciła moje cierpienia stwarzając wokół poparzonej ręki coś na kształt wodnej otoczki. 
- Dziękuję ci, Daro. – mruknęłam, po czym skinieniem głowy dałam jej znać, że to koniec treningu. Ta pokłoniła się krótko i ruszyła w stronę zamku. Tyle razy jej mówiłam, że chcę, by traktowała mnie, jako równą sobie. Panna Tenebrae jednak jest zbyt uparta; nigdy nie zapomina o nieszczęsnym pokłonie. Gdy białowłosa zniknęła za bramą, spróbowałam ponownie. Tym razem bez żadnych świadków, mniej spektakularnie. W lewej dłoni pojawił się niski płomyk, a w prawej kula wypełniona powietrzem. Trwały obok siebie niespełna dwie sekundy. Temperatura znów zaczęła rosnąć, więc czym prędzej zacisnęłam dłonie w pięści, pozbywając się tym samym namiastek żywiołów. Nie ukrywając rozczarowania założyłam skórzane karwasze, wcześniej trzykrotnie się upewniając, że z przedramieniem jest wszystko dobrze. Rzuciłam okiem na wysokie góry, otaczające zamek. Jedną z nich upodobał sobie Dolaur. Będę musiała do niego jutro pójść i polatać w okolicy granic. Doszły mnie słuchy, że pewna niepowołana osoba kręciła się niedawno koło nich.
  Przebrałam się w luźniejszy strój. Nie do końca przepadałam za treningowym, skórzanym uniformem. Podobno dobrze chronił wrażliwe części ciała. Przyznaję się bez bicia, że to była prawda. Ale w końcu jest tyle innych materiałów.. Naciągnęłam na siebie zwykłe spodnie i ulubioną, grafitową koszulkę. Jednak, nim opuściłam zamkowe mury, narzuciłam jeszcze ciemną pelerynę z dość obszernym kapturem, by dobrze zakrył moje oblicze. Zbliżyłam się do balkonowych drzwi, wcześniej zamykając te wychodzące na korytarz od wewnątrz. Musnęłam delikatnie balustradę i bez tracenia czasu nad nią przeszłam. Rozejrzałam się po ogrodach i okolicach bramy, by upewnić się, że nikt mnie nie obserwuje i odepchnęłam się od galeryjki. Jedną dłonią trzymałam kaptur, drugą zaś machnęłam będąc parę centymetrów nad ziemią. Powietrze doskonale zamortyzowało upadek i sprawiło, że był bezgłośny. Ruszyłam zadbanym trawnikiem w stronę tylnego wejścia stajni. Zerknęłam przelotnie w stronę straży. Nie widzieli mnie? A może tylko udają..? Nie, nie widzą mnie..!
- Nie jestem pewna, czy to dobrze, czy raczej źle.. – szepnęłam do samej siebie i wkroczyłam do murowanego budynku. Pachniało w nim sianem i marchewkami. No i, oczywiście, końskim włosiem. Kawka cicho parsknęła, widząc mnie w szerokich drzwiach. Przyłożyłam palec do ust, nakazując jej ciszę. Nie chciałam, by zaalarmowała kogokolwiek. No.. Prawie kogokolwiek.
   Siedząc na klaczy ruszyłam w stronę wschodniej bramy. Strzegli jej moi najbardziej zaufani ludzie. Uśmiechnęłam się do nich znacząco, a ci jedynie mi się pokłonili. Wtajemniczeni dobrze wiedzieli, gdzie mnie szukać. Temu pozwolili mi opuścić zamkowe mury.
  Prowadząc Kawkę przechadzałam się ulicami miasta. Wyglądało wyjątkowo pod osłoną nocy. Pochodnie zawieszone na murowanych ścianach domostw rzucały przyjemne, pomarańczowe światło na brukowane drogi. W niektórych chatkach jeszcze było jasno. Nikogo jednak nie było w oknach. Uśmiechnęłam się lekko i skręciłam w jedną z odnóg, prowadzącą wprost do lasu.
  Będąc na niezamieszkałych obrzeżach usłyszałam szelest. Zbyt głośny, jak na zwierzę, acz zbyt cichy, jak na jakieś monstrum. Poklepałam klacz po zadzie, a ta natychmiast ruszyła z powrotem w stronę miasta. Nie chciałam, by Kawce się coś stało. Zacisnęłam dłoń w pięść, przygotowując się na ewentualne spotkanie z jakimś zbuntowanym magiem.

[ Ktoś? Miu wolno :D ]

Od Fabiana - Cd. Leviego

Brak komentarzy:
  Krótki śmiech, kolejne pchnięcie. Sprawne parowanie i odskok. Wolałem zsiąść z tej kobyły i lawirować między wkurzonymi bestiami, było więcej zabawy! Tak, ta walka... Wyglądała jak taniec. Zgrabne unikanie ostrza, celowe wycofanie, ponowne natarcie. Znaleźć czuły punkt, ukłon. Wprowadzenie drugiego tancerza w błąd, prowokacja. Na chwilę oddałem publiczność Leviemu, by to on mógł się zabawić. Z pustką i obojętnością w oczach gasił pozostałe życia. Przekonałem go? Jak najbardziej, nie ukazywał już zbędnych uczuć. Po prostu był tu, pod moją ręką. Nie robił ruchów sam, czekał na moją decyzję. Dobrze. Czujesz się winny? Nie? Widzę to po wyrazie twojej twarzy. Teraz, tak. Doskonale. Atak od tyłu, znów obrót i wciśnięcie metalu prosto w gardło. O, cholera, zadrapał mnie skurwesyn. Przynajmniej zdycha. Ugh. Ale co, co mam zamiar zrobić?
  Odetchnąłem głęboko, usiłując unormować oddech. Uspokoić umysł. Pomasowałem skroń, patrząc na swoje odbicie w mieczu. Szkarłat zdecydowanie jest moim kolorem!
  Kolejny chichot. Zebrałem trochę krwi na palec, nakazując Leviemu podejść do mnie. Przejechałem nim po wargach, chwilę później złączając je ze swoimi. Nagroda. Kogo? Moja.
  Jesteś chory, Fabian. Złapałeś katar? Nie nie, już taki byłem. Od kiedy tylko Yondaime weszło w moje łapy, porzuciłem wszystko. Choć, byłem taki od urodzenia. Ale teraz, gdy mam władzę, jest perfekcyjnie. Skutecznie zakończam związki, mordując ich najcenniejsze skarby. Wykorzystuję ludzi, bawię się nimi. Olewam własną rodzinę. Co jest dla mnie ważne? Pies, rozrywka.
  Levi jest chory. Pieprzyłeś się ze wszystkimi, pewnie przez ciebie ma teraz jakieś choróbsko. Ty też. Nie tylko umysłowe. A ja nadal przyklejony do niego. Masz za dobrze, Imcora. Odsuń się od niego, bo jeszcze dostaniesz w mordę. Doskonale wiem, że raczej nic nie czuje. Po prostu jest i się oddaje. Tania dziwka? Nie, wydałeś za dużo hajsu na Irenkę i nowe peleryny. Oraz nowe Bogdany. On nie wie, że jest ich kilka. Heh. Świat się psuje, wszechświat pokazuje środkowy, a bogowie robią z ciebie dupka.
  Spojrzałem w stronę terenów Tariel, nadal trzymając podbródek Ackermana. Nikt się nie ruszał, zapadał zmrok. Cały dzień przeleciał na mordowaniu i użeraniu się z gwardzistą. Tyle dobrego, nie mam zamiaru siedzieć z tymi wszystkimi doradcami i męczyć się z samym sobą, byleby nie rzucić się na nich i zadźgać widelcem.
- Panie? Dawno tak do mnie nie mówiłeś. Masz zły dzień czy jak? – przeczesałem jego włosy, chowając miecz za pas – I głodny jestem. Kucharki mówiły, że ma być indyk, czy inne wsio. W sumie zjadłbym ryby... Z ryżem. Do tego wina, takkk. Dawaj dawaj, idziemy na zamek, głodnyyy – a żołądek postanowił zaśpiewać pieśń swoich ludów. Z zaciśniętymi ustami wskoczyłem z powrotem na konia, łapiąc się w pasie. Nyahh, ginę, umieraaam. A atmosfera tu sztywna, tfu. Grobowa wręcz. Tak, martwe ciała nie umieją się bawić, ughh. Dlatego nie popieram nekrofilii. Dobra, dobra ogarnij się, bo znowu zaczynach świrować. Kopnij kopytnego i jedziemy żreć ziemniaki. Levi jak zwykle bez żadnego entuzjazmu wrócił na swoją zajebistą... ogiera, zaciskając lejce w dłoni. Zmierzył pobojowisko chłodnym wzrokiem, następnie skierował spojrzenie na mnie. Posłałem mu uśmiech, mrużąc oczy.
  A w zaułku nadal siedziała ta dziewczynka. Była blada, a ludzie zaczęli się rozstępować przed naszą dwójką. Król umiejący pokazać, że nie ma żadnych zahamowań, to dobry król. Nie rozumiem, dlaczego Elandiel tego nie popiera. To podstawa! No bo, dlaczego niby nadal jestem na tronie? Ano tak, tak. Ci, co chcieli mnie załatwić dostali w zamian godzinkę z Ireną, zamiast ze mną. Szare masy mamrotały pod nosem, kryjąc się w cieniu.
  Głuchy odgłos kopyt rozniósł się po placu dworskim. Strażnicy ukłonili się, a po chwili zjawili kolejni, żeby odstawić zwierzęta do stajni. Nie czekając na Lewusa, wolnym krokiem poszedłem do kuchni. Krzątało się tam parę kobiet. Dobrze.
- Zaniesie mi to do pokoju, wolę zjeść tam – mruknąłem, lecz z delikatnym wyszczerzem. Ten dzień był okropny, baższ. W dodatku ramię mnie nawala. Cholera jasna. Teraz trzeba znaleźć drogę do tej walonej komnaty, super. Z westchnieniem, po jakimś czasie w końcu tam dotarłem. Choć nie wiem czy to prawidłowe miejsce. Nah. Ściągnąłem z siebie koszulę, zostając w samych spodniach. Kuźna mać, jednak mnie dźgnął. A do medyków nie mam zamiaru iść, już raz chcieli mnie otruć. Cokolwiek. Wystarczy przetrzeć skarpetą i tyle, nh...

< Lewuuus >

Od Leviego - Cd. Fabiana

Brak komentarzy:
Pociągnął nosem, pozbywając się ostatnich śladów załamania. Był przyzwyczajony do tego, jak Fabian go traktuje, kiedy ma te swoje załamki. Wiele razy powtarzał mu, ze ma zostawić przeszłość za sobą, bo inaczej niczego nie osiągnie. Może nie wierzył w to całkowicie, miał swoje własne teorie. Jednak wiedział, że pomimo dłuższego okresu życia i większej wiedzy nie jest w stanie z nim wygrać. Nie jest na to gotowy psychicznie. 
Obojętny strzepnął błoto z mundurka, ignorując nadal znajdującą się tam brązową plamę, jak tylko mógł. Nie czuł już nic. Niezrównoważenie jego pana odejmowało mu jakiekolwiek chęci. Teraz robił wszystko jak zaprogramowana maszyna. Jechał za nim, patrząc się w te napięte plecy niewidzącym wzrokiem. Zabijał bez emocji, dla jego uciechy. Dla niego wyrzucił z siebie niepotrzebne emocje. Był jak obojętna kukiełka, która potrzebuje osoby, która go poprowadzi. Tym kimś był Fabian Imcora. Pomimo tego, że czuł do niego niesamowitą niechęć, był mu wdzięczny za wszystko dobre, co go w życiu spotkało. Dlatego przyrzekł, że cokolwiek się stanie pozostanie mu wierny i obroni go nawet swoim ciałem. Taka jego rola. 
Jego mózg nie rejestrował już co się dzieje wokół niego. Wszystko co robił, wykonywał automatycznie, bez zbędnego myślenia i analizowania. Dostał dokładny rozkaz. Zabić wszystkich, którzy nie są od nas. Doskonale zrozumiał i nie chciał się sprzeciwiać. Nie było już powodu. Nie miał dla kogo się sprzeciwiać, przecież został sam jak palec, zdany na łaskę królestwa. Nie zdawał sobie sprawy z tego, kiedy przejeżdżał po kimś mieczem. Wydawało mu się, że wszystkie ludzkie ciała jakie napotkał nie ważyły zupełnie nic. Czasami udało mu się zobaczyć swoje odbicie w pustych oczach ofiar, ale nie czuł już nic. Stał się potworem, na jakiego wyrastał od urodzenia. Fabian go tylko do tego jeszcze bardziej zachęcił. Skoncentruj się i nic już nie czuj. Tak postanowił żyć już do końca. Isabelle... Farlan. Oni są przeszłością, która nigdy już do niego nie wróci. Jedyne na co może czekać, to na własną śmierć. Nie bał się jej już. Przyjął do wiadomości, że tak samo jak wszystkich, jego też kiedyś zabraknie.
W pewnym momencie wszystko ucichło, a pod nogami czworonożnych zwierząt leżały martwe ciała poległych. Mógł się jednak tylko na nie patrzeć. Wiedział, ze znaczna część nich leżała tam przez niego. Nie czuł się jednak winny. Nic już nie czuł. Jego ciało nie miało już uczuć. 
Ciszę wypełnił szyderczy śmiech, tak bardzo mu znajomy. Przeniósł puste spojrzenie na jego właściciela i podjechał bliżej, uważając by nikogo nie zdeptać. Nie był pewien czy już się wszystko skończyło, jednak znał króla na tyle dobrze, żeby widzieć iż łatwo się nie podda i jest na tyle zdeterminowany, by najechać na sam zamek. Nie liczyłby się nawet z tym, że jest sam, jedyny i nie dałby sobie rady. Czasami żal mu było siostry Fabiana. Elandiel musi mieć cięższe życie od jego samego, a to on spędza z władcą każdą chwilę, bo wie, że jeśli go zostawi to prawdopodobnie trafi do lochów na darmową zabawę sztyletem i odcinanie kończyn jedna po drugiej. Owszem wiedział o jego "Pokoju zabaw", jednak dla własnego dobra wolał się do tego nie przyznawać. 
Wyprostował się, ciągnąc za lejce, by koń nie ruszał się. Stali wystarczająco blisko.
- Co masz zamiar teraz zrobić, Panie? - mruknął beznamiętnie. Obojętne mu było, czy znów zostanie za to wyśmiany. Może i miał tego dosyć, jednak takie było jego przeznaczenie. Zginąć w oddaniu za władcę. Wiedział jednak, że to oddanie nic mu nie da. Fabian nie traktował innych tak jak on. Nie przywiązywał się. Dlatego on też postanowił przestać. Pierwszym co musi zrobić, to skończyć z jakimikolwiek uczuciami do mężczyzny przed nim.

<Fap?>

Od Fabiana - Cd. Leviego

Brak komentarzy:
  Początkowo nie wiedziałem, dlaczego Levi postanowił spotkać się z drogą. Jego koń gwałtownie się zatrzymał, a sam padł na ziemię. Przyspieszyłem, w locie schodząc z wierzchowca. On nadal sobie leżał, płacząc. Znowu coś nowego, Ackerman pokazuje uczucia. Parsknąłem cicho, zakładając ręce na piersi. Ale kto żyje? Sztuczka? Jaka sztuczka, Elka już od dawna ma zakaz wchodzenia na tereny Yondaime. Ach, tak. Głośny śmiech. Między budynkami kryła się jakaś różowa dziewczynka. Oj taka znajoma mina, oj.
- Tak tak, żyją sobie w podziemiach i wpierdalają krewetki – syknąłem krótko, klękając przy mężczyźnie. Oparłem jednego łokcia o kolano, podpierając się o dłoń. Drugą złapałem podbródek Leviego, unosząc go ku górze – No nie mów, że takie pierdoły jak ta idiotka i nieudana kopia mojego imienia dalej wzbudzają u ciebie... Uczucia – spojrzałem mu w oczy, podczas gdy jego zwiększyły się. Załkał głośniej, udając wodospad. Tymi łzami to mógłby staw wypełnić, kurna mać. Żałosne. Momentalnie przyjąłem poważną minę, odrzucając starszego na bok. Nogą przygniotłem jego klatkę piersiową, pochylając się nad nim. Skrzyżowałem na plecach nadgarstki – Nie możesz tak przywiązywać się do ludzi. Czekaj, która to tak przykuła twoją uwagę? Chwila, zaaaraz ci ją załatwimy– wyszukałem młodą wzrokiem. Przywołałem ją do siebie, łapiąc w pasie. Nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić. I dobrze – Od teraz jesteś Isabelle, dobrze? Jasne – wyciągnąłem z pasa mały sztylet. Jak on dawno nie był w akcji!
- Fabian, zostaw ją – wydukał, próbując się wyrwać spod buta. No, nie ma tak łatwo. Z uśmieszkiem przycisnąłem go do ziemi mocniej, nakierowując ostrze na szyję dziewczyny. Zadygotała krótko, patrząc na mnie zaszklonymi oczami. Takie to niewinne, ugh. Zupełnie jak tamta, chociaż nie. Rzucała się i nie chciała pobawić w ofiarę.
- Prosta sprawa, przywołamy twoje wspomnienia. Ruszysz się, zapłaczesz, cokolwiek, poszukamy kogoś na miejsce Farlana. Weźmiemy ich na dwór? Tylko że muszą być idealną kopią – krótkie nacięcie na skórze. Idealnie! A jednak nie, wyszło krzywo. Magia popsuta – Kurde, powinienem głębiej przyciąć, conie? Bawimy się dalej czy wstaniesz, nie będziesz ciotą i pojedziemy rozwalać łby komu innemu, hm? Bo tak jakby, to nie jest ona, wiesz? Chociaż dobra, gdybym ją zabił, to by była w pełni Isabelle. Ale jej ciało powoli gnije na polu, a głowę już dawno zżarły psy. Ludzie, którzy zajmują miejsce w twoim sercu powoli giną, albo zginęli. Co mnie dziwi, bo ja nadal egzystuję – odsunąłem wieśniaczkę na bok, która szybkim krokiem, ze szlochem, uciekła do zaułku.
  Chwila zawahania z jego strony. Przetarł oczy, unosząc się do pionu. Uniosłem brwi w zaskoczeniu, powoli przybierając uśmiech. Tak, tak, dobrze. Opanował się, raczej.
- Nie żyją – mruknął cicho. Klasnąłem z cichym chichotem.
- Tak właśnie! Swój chłop, a teraz pakuj się na konia i idziemy stąd – obróciłem się w kierunku ludzi, rozkładając ramiona – Nic już tu nie ma, to była krótka demonstracja słabości~! Możecie iść i odwalać swoje nudne życie dalej! – tanecznym krokiem podszedłem do Leviego, klepiąc go po plecach. Odwróciłem się do konia, wsiadając na niego sprawnym susem. Po chwili i gwardzista wdrapał się na swojego. Posłałem mu delikatny wyszczerz, sekundę później galopując na przód. Było mało czasu, a rozpiedziel nie może czekać! Już nawet nie zwracałem uwagi na Ackera, który wlókł się za mną jakby nóg nie miał. Znowu dopadło go przybicie? Bogowie, niech da sobie spokój. Naprawdę powinien zabrać sobie to co mówiłem do tego pustego mózgu i nie żyć osobami z przeszłości. Są niepotrzebni. Czynią tylko człowieka słabszym, trzeba znaleźć nowe cele i przejmować się nimi, nikim innym. Zbierać wokół siebie tych, którzy mogą zagwarantować ci ciekawe sytuacje i informacje. Znajomości są po to, by kiedyś to wykorzystać. A on, cóż, wyje po tamta dwójka wykitowała. No moja wina? No, no tak, moja, osobiście ich ściąłem, ale nic poza tym. Złamali zakaz~! Należało im się.

< Lewusie? >

Od Leviego - Cd. Fabiana

Brak komentarzy:
Jaja sobie robił prawda? Levi nie miał w tym momencie ochoty nigdzie wyruszać. Jego głowa bolała niemiłosiernie od gwałtownego upadku. Obawiał się, czy w żaden sposób nie została rozcięta. Wbrew pozorom podłoga tutaj nie jest zbyt bezpieczna. Do tego jeszcze ten przerośnięty koleś. "Czy całe to królestwo musi być wyższe ode mnie?" Przypominam, że Bogdan też jest większy. Kiedy ten cały Roronoa się ulotnił, myślał, że będzie miał spokój. Chciał w ciszy wyjść, wrócić do swojego pokoju i kontynuować spanie, dlatego pomimo zrozumiałego rozkazu zignorował Fabiana i wyszedł z sali tronowej. Miał dość tego dnia, poza tym był zbyt zmęczony na jakiekolwiek bójki. Oczy same mu się zamykały, a znajomy zapach na koszuli, którą na sobie miał jeszcze bardziej zachęcał go do zaśnięcia. Może to nie to samo co bycie otulonym silnymi ramionami właściciela obu, koszuli i zapachu, ale też mu wystarcza. 
Przeliczył się jednak. Wiedział to, gdy został brutalnie wepchnięty do swojego pokoju i chwilę później siłą ubrany w swój mundur, a na to zbroję. Westchnął zrezygnowany. Wiedział, że przegrał, a z Fabianem nie ma co walczyć. Sięgnął jeszcze po swój miecz i kilka kostek cukru dla swojego konia i posłusznie wyszedł z komnaty. Konie stały przy wyjściu ze stajni, widocznie wcześniej wyprowadzone z rozkazu. Przewrócił oczami, gdy wiedział, że nikt nie patrzy i podbiegł do czarnego ogiera, który powoli dreptał w jego stronę. Wyciągnął z kieszeni kilka kostek i przyłożył mu do pyska. Mimo tego, że musiał stać na palcach, by chociaż go pogłaskać, ten koń był dla niego tak samo ważny jak Bogdan czy Irena. Bynajmniej nie lubił osądzać zwierząt i przedmiotów o górowanie nad nim. 
Z niesamowitą zwinnością wskoczył na grzbiet zwierzęcia i poklepał go po szyi. 
- Jestem zdziwiony, że na niego wszedłeś - usłyszał kąśliwą uwagę, dlatego nawet się nie odwrócił, tylko zignorował to, nadal pieszcząc zwierzę, na którym siedział. Ciche prychnięcie skłoniło go jednak do wystawienia środkowego palca za siebie. Minęło dużo czasu, a już jechali w obranym kierunku. Stukot twardych kopyt zaczął go uspokajać. Fabian może i chciał powybijać trochę ludzi, ale później i tak skończy się to dyplomatyczną gadką. Czas mijał mu szybko, nie wiedział ile tak jechali, minuty czy godziny. Jedyne co się dla niego teraz się dla niego liczyło, to odliczanie mijanych drzew i budynków. Nie szybko więc, zorientował się, że dawno przejechali przez mury. Otrząsnął się szybko ze stanu zamyślenia i wyprostował, ogarniając teren wzrokiem. Jak na razie było spokojnie, tylko gromadka ludzi od czasu do czasu uciekała z jednego budynku do drugiego. I wtedy właśnie o mało nie dostał zawału. Znał skądś ten różowy kolor włosów. Dwie małe kitki po bokach głowy. 
Nie bardzo rozumiejąc jak bardzo w stanie oszołomienia się znajduje, gwałtownie zatrzymał konia, tym samym spadając z niego. Nie odczuł bólu. Chciał tylko znowu ją zobaczyć. Był pewien, że to na pewno była Isabelle. W tym momencie zapomniał, że jego przyjaciółka nie żyje. Zaczął sobie wymyślać, że jakimś sposobem zdołała uciec. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Wpatrywał się w jeden punkt, w drzwi za którymi zniknęła. Objął się ramionami. Czuł jak jego ciało się trzęsie. Ogarnęło go nieprzyjemne uczucie pustki, które już kiedyś czuł. Z jego oczu zaczęły spływać łzy, a on miał ochotę zacząć krzyczeć tak, by cały świat mógł go usłyszeć. 
- Isabelle - szepnął do siebie i jeszcze bardziej skrył się w swoich ramionach. Chciał stąd zniknąć, ale równocześnie znów zobaczyć różowowłosą dziewczynę. Chciał się przekonać, czy to aby na pewno ona. Wtedy znów usłyszał stukot kopyt. Tym razem głośniejszy, bo na betonowym chodniku. Nie przejmował się tym jednak. Jego głowa była zajęta wszystkimi obrazami, wspomnieniami z lat, które mógł spędzić z Isabelle i Farlanem. Był ciekaw czy blondyn też nadal żyje. Potrzebował teraz utwierdzenia w przekonaniu, że Fabian wcale ich nie zabił, a to co widział to tylko nędzna iluzja. Zerwał się więc szybko na nogi i podszedł do swojego władcy. - Oni żyją prawda? Okłamałeś mnie. To była tylko sztuczka, tak? - zapłakał. Nie wiedział już co ma o tym wszystkim myśleć. A może to tylko zmęczony organizm płata mu figle? Zdezorientowany znów padł na kolana i schował zapłakaną twarz w dłoniach. Niech go ktoś stąd zabierze. "Nie chcę już żyć".

<Fap?>

28 stycznia 2017

Piękno znajdziesz wszędzie [...]

Brak komentarzy:

[...] Piękno znajdziesz wszędzie, mój Drogi. Nawet w największym okrucieństwie. Właśnie Ty mnie tego nauczyłeś. Nigdy nie zapomnę sierpniowego popołudnia, które spędziliśmy siedząc na moście, z nogami zwisającymi bezwładnie. Tłumaczyłeś mi zalety ulotnych chwil. To właśnie wtedy się w Tobie zakochałam. [...]
Ostatni, niewysłany list Moon do jej ukochanego

MOON DARA TENEBRAE
25 lat  Heteroseksualna  Mieszkaniec  Żołnierz Żywiołów Doradca  Sia  Brak


Dziewczyna należy do osób zamkniętych w sobie, które jednak mają problemy. Spowiada się z bólu, cierpienia, obaw, trudnych chwil nie swoim bliskim, a kartce papieru. Nie ufa nikomu na tyle, by opowiedzieć cokolwiek o sobie, wręcz wstydzi się wyjawić to, co ciąży na jej barkach, czy sumieniu. Czas spędza w stworzonej przez siebie samotni, czasami dołączając do anonimowego tłumu przedzierającego się przez ulice i uliczki. Na ustach ma wieczny, nieco niepokojący uśmiech, jakoby maskę. Wzbudza raczej bliżej nieokreślony rodzaj strachu, aniżeli sympatię do swojej osoby i jest zadowolona z tego stanu rzeczy. Pomimo aspołecznego podejścia do życia, osoba ta wykazuje się nadzwyczajną śmiałością w stosunku od innych. Potrafi bardzo dobrze manipulować swoim rozmówcą, czerpie radość z grania na uczuciach. Ma nieco niecodzienne podejście do życia. Jest stanowcza w tym co robi, mówi. Nigdy nie przyjmuje sprzeciwów, ślepo dążąc za swoimi własnymi przekonaniami. Często zdarza jej się ignorować innych, podczas wybierania czegoś.
Sprawia wrażenie wyzbytej z uczuć, a jednak posiada drugą stronę osobowości. W kontaktach czysto prywatnych potrafi być miłą, momentami nawet do przesady. Szczerość to zarówno zaleta, jak i największe przekleństwo owej damy. Potrafi kłamać, aczkolwiek brzydzi się tym. Sama twierdzi, że nawet najgorsza prawda w rzeczywistości góruje nad najlepszą historyjką wyssaną z palca. Co prawda Dara jest surowa, lecz dzięki temu stara się pomóc innym w samodoskonaleniu. Cierpliwość godna anioła, to kolejna z zalet, choć dla niepoznaki woli dać sobie upust i pozłościć się na tych co po bardziej nachalnych.
A co do miłości- zamknęła się na nią po stracie swojej jedynej, prawdziwej. Nadal kocha Kaza, choć nawet nie wie, czy chłopak jeszcze żyje. Odrzuca innych potencjalnych kandydatów, bez tłumaczenia dlaczego postępuje tak, a nie inaczej. Wybiera drogę wiecznej samotniczki, a może raczej wdowy. Ból próbuje zaleczyć wiecznymi treningami, wykańczającymi i tak już nadszarpnięty organizm. Zawsze stara dać z siebie jak najwięcej i być mobilną, zawsze tam, gdzie jest potrzebna.


UMIEJĘTNOŚCI: Od zawsze kobieta posiadała iskierkę zamiłowania do walki, wręcz zazdrościła możliwości posługiwania się bronią osobom z Yondaime. By choćby odrobinkę wykorzystać tlący się w niej potencjał, już jako dziecko szkoliła się fizycznie. Aktualnie walka pięściami, używanie siły fizycznej są jej bardzo dobrze znane. Ponadto porusza się z iście kocią zwinnością, tak cichutko, jak tylko jest to możliwe. Natomiast jej druga część miłuje się w sztuce, jaką jest pisanie.
ŻYWIOŁ: Woda
MOCE: Trudno powiedzieć, że dziewczyna jest wszechstronna, jeśli chodzi o umiejętności magiczne. Tak naprawdę posiada jedynie trzy moce, jednak jest o wiele bardziej niebezpieczna do innych osób. Niestety delikatna istota potrafi nieść śmierć nawet nieświadomie. A oto jej moce:
- Całkowita władza nad żywiołem wody, co najlepiej sprawdza się przy pełni księżyca.
- Magia krwi. Panuje zarówno nad swoją, jak i tą przeciwnika. Może zatrzymać jej bieg, czy nawet dosłownie wydobyć ją z ciała. Inną zaletą jest możliwość częściowego lub całkowitego utwardzenia jej- tworzenia pocisków, biczy czy czegoś na kształt tarczy.
- Zniszczenie kogoś dotknięciem? Dziewczyna potrafi zesłać na kogoś, rozprzestrzeniającą się w bardzo szybkim tempie, martwicę komórek samym dotykiem. Wystarczy delikatne muśnięcie skóry. Na całe szczęście może łatwo to odkręcić.
INNE INFORMACJE:
  • Panicznie boi się burzy.
  • Jest naznaczona bliznami.
  • Nie lubi mówić, woli ograniczać umiejętność mowy do niezbędnego minimum.
  • Zakochała się tylko raz, w mężczyźnie o imieniu Kaz. Należał on do wojowników- był częścią wrogiego królestwa. Spotkali się przypadkiem. Ich związek trwał w ukryciu przed wszystkimi, w obawie o reakcję otoczenia. Mag i rycerz? Dwa różne światy, których owocem miłości była kruszyna- Iana. Niestety konflikt zbrojny zniszczył ich związek- Kaz zaginął, zaś Moon zastała swoją córeczkę martwą, brutalnie zamordowaną. Poprzysięgła wtedy zemstę na każdym zabójcy oraz wojowniku z Yondaime.
  • Zdarzają jej się dni słabości, kiedy to próbuje zakończyć swój marny żywot. Jednak, po złości, zawsze znajdzie się ktoś, kto ją powstrzymuje.
  • Po dziś dzień śnią jej się koszmary.
  • Ma 179 centymetrów wzrostu.
INNE ZDJĘCIA: Strój codzienny
KONTAKT: Korra10

26 stycznia 2017

Od Fabiana - Cd. Leviego

Brak komentarzy:
  Westchnąłem, zaciskając usta w wąską krechę. Nie dość, że ten mały śmieć kazał mi nieść te szmaty, wziął jedną z lepszych koszul to jeszcze bezczelnie pakuje swoje dupsko na mój tron. Taki z niego cham. Ma szczęście, że nie mam innych ludzi na jego miejsce. Inaczej skończyłby w rowie. Najchętniej teraz bym wstał i rzuciłby gdzieś na podłogę, ale nie mogę. Śpiący Lewus to dość rzadki widok. Fascynujący.
 Oparłem palce o te u drugiej dłoni, stawiając łokcie na oparciach. Zmierzyłem wzrokiem spokojnie oddychającego mężczyznę, mrużąc lekko oczy. Farlan i Isabelle. Ściąłem im specjalnie łby na rynku. Levi mówił, że jest wierny w stosunku co do swoich. Więc czemu teraz zasnął na kolanach? Skoro dokładnie cztery lata temu skazałem jego przyjaciół na śmierć. Jest związany umową, a zabicie głównej osoby w królestwie niekorzystnie by na niego wpłynęło. Znowu wróciłby do kradzieży. A jednak oddał się mi całkowicie. Wiem, że w głębi duszy mnie nienawidzi, jednak coś go przyciąga, nie pozwala mu odejść. Widzę jego reakcje, kiedy jestem zbyt blisko niektórych person. Ten błysk w oku i zaciskanie pięści. Nie lubi tego. Hymh. Przywiązał się, i to mocno. Zależy mu na mnie? Nie. Ta znajomość ma tylko jedno na celu, choć pewnie on oczekuje czegoś głębszego.
  Ale nie jest tego pewien. Sądzi, że raczej nie zrobię większego kroku.
- To straszne, jak bardzo ludzie mi ufają. Prawda, Levi? – przeczesałem jego włosy, machinalnie gładząc przez następne minuty. W tym samym momencie mruknął cicho, wtulając się w moje ramię. Uroczo – I że los chciał mnie na króla. Oni nie mają pojęcia, co ich czeka. Elandiel też – pauza – Podobnie jak ty.
- Panie – drzwi skrzypnęły, a do sali wkroczył doradca. Posłałem mu karcące, zarazem pytające spojrzenie. Ukłonił się nisko w progu, czekając na pozwolenie, żeby podejść. Skinąłem krótko głową, przez co szybkim chodem zbliżył się do tronu. Wpierw nie był pewny co ma zrobić. Bo w końcu, zazwyczaj laski kleją się do moich kolan, a tu taki Ackerman sobie kima, a co. Pff, kto mi zabroni – Na granicach ponownie powstają zamieszki, chciałem wiedzieć, czy mam posłać dowódc... – momentalnie się zerwałem, zrzucając mniejszego z nóg. Upadł z jękiem na posadzkę.
- Żadnych piechot, sam porozwalam im łby~! – radość, radość! W końcu pobawię się tak jak należy, anie jeżdżę na kozie po stolicy. Złapałem Leviego pod pachami, podnosząc go. Patrzył się na mnie nieprzytomnie – Mam nadzieję że nie dostałeś wstrząsu, bo idziemy robić krew-krew! Cieszysz sięęę?
- Jak to? Rekrut wyraził chęć na... – a temu znowu brutalnie mu przerwano. Do sali wszedł zdezorientowany facet... Chwila, chwila, znam go. Posadziłem starszego na podłokietniku, idąc w stronę znajomego. Rozpostarłem ramiona, skocznie podchodząc do niego, zaciskając w uścisku.
- Roronoa! Nie zgubiłeś się, co~? – spojrzałem na niego... z dołu. Z dołu. Dupek mnie przerósł. Automatycznie zmieniłem grymas, przygryzając wargę.
- Bez czułości, proszę – rzucił ściszonym tonem.
- Jakoś na treningach mogłem cię tycać do woli. Nawet ręką! Bo jakoś moje ostrze ci nie pasowało – wskazałem na niego oskarżycielsko palcem. Cholera, nie pasuje mi to. Wyższy. O jeden przegub, ale wyższy. Zbyt długo siedziałem w towarzystwie Lewusa, nghh. Ano właśnie, przyturlał się tutaj. Zgarnąłem go ramieniem, klepiąc po plecach. Patrzy się na niego w ten sposób, nie pasuje mu coś? Oh, Levi, dziękuję za informacje.
  Przeprowadziłem z Zoro dość... długą rozmowę, podczas gdy Acker stał z boku, piorunując go wzrokiem. Ustaliliśmy, że zostanie tutaj, a za jakiś czas dojdzie do granic, jeżeli nie będę wracać zbyt długo. Pomimo tego, cały czas miałem skupioną uwagę na starszym, który wydawał się być przejęty zbyt dobrymi relacjami między nami. Ehh, taki naiwny. W końcu koleś proste ścieżki to dla mnie wyzwanie umysłowe sobie po prostu zniknął w odmętach dworu, powróciłem do niższego. Założył wyzywająco ręce, unosząc brwi.
- Nie bocz się, tylko ogarnij tyłek i jedziemy do Elki, mam chcicę kogoś rozpierdolić – burknąłem, wymijając go. No, Levi, jaka będzie twoja odpowiedź? Zrób w końcu krok, przestaw królową na inne pole.

< Leeewy? >

25 stycznia 2017

Od Leviego - Cd. Fabiana

Brak komentarzy:
Czuł, że znowu jest obserwowany. Miał tego serdecznie dosyć, nienawidziła jak ktoś gapił się na niego bez powodu. Przez te cztery lata nigdy nie miał wystarczająco prywatności. Zero czasu dla siebie, sam na sam, bez kontrolowania przez innych. Był jednak do tego wszystkiego przyzwyczajony.
Fuknął cicho i zakrył swoje krocze dłonią. Wystarczająco się już pokazało. Najgorsze było to, że nie potrafił sam spowodować opadnięcia przyjaciela. Z resztą kąśliwych uwag też miał dosyć. Do tego, był jeszcze cały od błota, przez co jeszcze bardziej się w nim gotowało. Z lekką niechęcią podał Fabianowi wolną dłoń, by pomóc mu wstać, a później odszedł. Pogratulował sobie w duchu, ze nie przewrócił się pod ciężarem mężczyzny. Nie mówię, że jest ciężki, jednak wiotkie ciało mniejszego nie zawsze poradzi sobie z czymś większym od niego. 
Gdy znalazł się w holu, rozejrzał się dookoła. Zobaczył tylko monarchę za sobą, dlatego nie przejmując się zbytnio ściągnął pelerynę, nadal idąc w obranym kierunku. Po drodze spotkał jedną z pokojówek, dlatego poprosił ją o miętową herbatę. Chwilę później to samo zrobił z szarawą koszulą i białymi spodniami, jakie miał aktualnie na tyłku. Wszystko rzucił za siebie, słysząc jak brudne ubrania łapie czarnowłosy za nim. Wiedział, że są sami, dlatego nie przeszkadzało mu paradowanie po zamku w samej bieliźnie. Jak gdyby nigdy nic wszedł do sypialni króla i wyciągnął koszulę kochanka z szafy i nałożył ją na siebie. Zadowolony zapiął guziki i prychnął, gdy zobaczył jak wielka ona była. Gdyby był kobietą, a koszulka miała jakiś ozdobny tiul czy falbankę, spokojnie mógłby pójść w niej na bal. Ignorując Fabiana przeszedł koło niego i ruszył w stronę sali tronowej. Po drodze znowu wpadł na pokojówkę, dlatego podziękował jej i zabrał filiżankę z jej rąk. Dziewczyna niezauważona wróciła do poprzednich zadań. Levi jednak nie przejmując się krzyczącym za nim mężczyzną, otworzył sobie drzwi od auli i przysiadł na miękkim tronie. Wiedział, że czarnowłosy wydziera się, bo musi taszczyć jego brudne ubrania, a teraz jeszcze zajmuje jego miejsce. Levi uśmiechnął się zwycięsko w duchu i pociągnął łyk usypiającej cieczy.
- Możesz to zanieść praczkom, czy coś - burknął i ułożył się wygodniej na miękkim siedzeniu. Oburzony Fabian rzucił jego rzeczy na podłogę i zwalił go z tronu, cudem nie wylewając herbaty. Wkurzony, posłał mu piorunujące spojrzenie i przy wstawaniu z podłogi wypiął się znacznie, po czym usiadł młodszemu na kolana. Szybko upił ciecz do końca i zaczął bawić się guzikami koszuli, którą miał na sobie. Nie wiedział nawet kiedy zaczął robić się śpiący i zasnął w ramionach swojego pana.

<Fap? Jakieś krótkie wyszło :/>

24 stycznia 2017

Od Fabiana - Cd. Leviego

Brak komentarzy:
  Zaszedłem Leviego od tyłu, opierając na jego głowie skrzyżowane ręce. Zmrużyłem oczy, po czym westchnąłem cicho. Naprawdę dobry z niego podłokietnik. Trochę niewygodny, bo ciągle się rusza, ale to zawsze coś.
- Czemu zrobiłeś się taki czerwony w tawernie, hm? Nadal się mnie wstydzisz? Myślałem, że te lata całkowicie wyparły z ciebie tą niewinność – przeniosłem dłonie na jego ramiona, pochylając się – Chociaż widok zarumienionego gwardzisty jest całkiem uroczy. Ale patrz, przynajmniej odzyskałeś swoją pelerynkę! – poklepałem go po plecach, stając tuż obok niego. Mężczyzna zaciągnął się drżąco powietrzem, chowając si w swojej apaszce. Znowu się zaczerwienił. Aww, ten moment, kiedy nie jest szkarłatny od krwi, tylko od zawstydzenia. Odwróciłem się w stronę dworu, widząc zamęt wśród służby. Ehh, baższ, teraz ci idioci będą mnie szukać. Chwili spokoju nie ma. No nic, pora się zbierać. Trzeba zgarnąć Ackermana i powydzierać się na służących. Sprawnym ruchem przyciągnąłem go do siebie, ignorując jego wkurzony wyraz. Niech się cieszy, że nie podzielił losu swoich towarzyszy, tylko zaproponowałem mu układy. Jak na zwykłego złodzieja z kompleksami, umiał zrobić wszystko cicho i skutecznie. A na treningach nieźle majtał mieczem. Heh. Wiem, że w przyszłości może mi się przydać, poza tym jest mi też potrzebny do czego innego. Nie tylko do wrzeszczenia na kurz. Może i jest przewidywalny przez te swoje zasady, ale czasami potrafi mnie zaskoczyć. Bardzo. Udowodnił mi to, ekhem. Wasza wysokość. I samo to, że ignoruje wiele rzeczy podczas... wielu. Rzeczy. Ehym.
- Tak w ogóle, to spoko spodnie. Nie wiedziałem, że potrafią złożyć namiot, no naprawdę, ja sam nie umiem. Choć nie, nie. To ja je do tego zmotywowałem, conie?
- Przestań do mNIE MÓWIĆ – zaśmiałem się krótko, odchylając łeb to tyłu.
- Levi, ja wiem o czym myśliiisz – splotłem łapy na karku, patrząc na mężczyznę spod przymrużonych powiek.
- Natomiast twoje myśli są na tyle brudne- że mnie nie dotykaj. Po prostu – syknął krótko. Ironia postanowiła dać mu kopa w tyłek i zafundowała mu spotkanie z błotem. Jakieś dzieci przebiegały przez drogę, ciągnąc za sobą taczkę, czy cokolwiek innego. Jedno z nich siedziało na kozie, szacun. Zrobiłem krok do tyłu, a sprawcy zatrzymali się obok, wpatrując w gwardzistę. Stał, tak po prostu, gapiąc się na buty. Miały szczęście, że nie ukończyły osiemnastki. Prawdopodobnie chciałby sprawiedliwości. Przysłoniłem twarz dłonią, parskając cicho.
- Dam wam pięć monet jak wrzucicie go do gnoju, pffsh – zgraja skłoniła się w pasie, podchodząc po chwili do Ackermana, ale ten wolał mordować spojrzeniem mNIE, A NIE ICH.
- Fabian, dezynfekuj mnie
- Brud ci pasuje, se-
- Własną mordą zaraz to zrobisz
- Daj spokój, boo lEVI ODSUŃ SIĘ, ODSUń SIĘ MóWIĘ, NIE DOTYKAJ MNIE
- OSTATNIO WZDYCHAŁEŚ COŚ INNEGO
- JESTEŚ POJEBANY, NIE PRZY LUDZIACH
- o TO MI WŁAŚNIE CHODZI, ZBOCZEŃCU JEDEN – wcale nie zaliczyłem połowy królestwa, nieee, ale zaraz zaliczę w mordę, wiem to po prostu, on jest coraz bliżej. KOZO NA PRZÓD, NIE ZAWIEDŹ MNIE, A MOŻE NAWET WEZMĘ CIĘ DO ZAMKU. Szkoda tylko, że chłopak od niej krzywo się na mnie patrzył, a Lewus mimo tych wykałaczek zamiast nóg popylał za mną równo. No i ten głupi wszarz nie chciał jechać prosto, cholera jasna. Ale nadal mknĘŁA W STRONĘ DWORU, TO DOBRZE. On wrzeszczał coś z tyłu, tylko jakoś dostałem ochoty na ignorowanie jego. Kóz przebierał kopytami szybciej, Lewy natomiast zniknął mi z pola widzenia. Albo ma dość, albo rzuci we mnie choinką czy innym badziewiem. Byłem dobre parędziesiąt metrów od wejścia, strażnicy zeszli mi z drogi, a jego nadal nie było. O hej Levi. O. Kurna.
  Odstawił gdzieś mojego konia na bok, tyle że padłem plecami na kafelki. Syknąłem cicho, czując zimną podłogę. Podparłem się łokciami, podczas gdy ten stał nade mną wyczekująco.
- Mogłem zostać w pokoju – mruknąłem
- Mogłeś – zawyrokował. Prychnąłem w odpowiedzi – Na co była ta cała akcja, co? Rozumiem, że wolisz kiedy wkurzam się na ciebie ja, niż własna obstawa?
- Zdecydowanie. Tylko widzę, że twoje spodnie dalej mają problem – uniosłem brew, poprawiając pozycję. Szybka zmiana tematu, choć pewnie się nie uda.

< Nie wyszło mi ;-; >

Nie obchodzi mnie co myślą o mnie inni!

Brak komentarzy:
Żyję według moich własnych przekonań i nigdy w życiu nie zrobiłem i nie zrobię nic, czego musiałbym się wstydzić!

RORONOA ZORO 
21 lat  Heteroseksualny  Wojownik Dowódca Piechoty  Najemnik  Kazuya Nakai  Brak


Zoro jest niesamowicie silną osobą, już od najmłodszych lat był uważnie obserwowany i brany pod uwagę jako przyszły wojownik na królewskim dworze, z biegiem lat piął się na drabince wpływów pokonując kolejne przeszkody oraz udoskonalając swoje umiejętności. Nie minęło dużo czasu nim stanął na stołu dowódcy piechoty, mimo posiadania pod sobą ogromnej ilości żołnierzy nigdy nie siedzi z tyłu, zawsze stoi na szpicy i walczy z innymi jak równy z równym. Zyskał przez to szacunek oraz opinię niezrównanego wojownika. Mimo osiągnięcia najwyższej możliwej rangi nie zaprzestał szkolić się na własną rękę, potrafi walczyć dowolnym rodzajem broni. Można powiedzieć że stworzył nowy styl walki wykorzystujący trzy katany, jest on w jego wykonaniu morderczy a nikt z przeciwników kto go widział nie przeżył. Niektórzy uważają go za demona, w środku walki uśmiecha się przez co wygląda niczym szaleniec bądź obłąkany. Jest sarkastyczny oraz leniwy a jego największą słabością jest całkowity brak orientacji w terenie dosłownie potrafi się zgubić idąc prostą ścieżką. Bardzo lubi dzieci choć stara się to przed wszystkimi ukrywać. Ten człowiek potrafi być na prawdę straszny i nie radzę z nim zaczynać. Może na takiego nie wygląda, ale przechadzając się po ulicach lubi czasem pomagać zwykłym ludziom. Fabiana poznał jako rywala, ćwiczyli pod okiem jednego mistrza i mimo, że był młodszy od niego niemal mu dorównywał, choć zazwyczaj odnosił porażkę która motywowała go do dalszych treningów. Mimo, że Fabian traktował go z pogardą utworzyła się miedzy nimi swojego rodzaju więź.


Umiejętności: Zoro potrafi doskonale operować młotem i kowadłem, choć sam uważa to bardziej za hobby niż za prawdziwą pracę. Jest szybki i niesamowicie silny, przez posiadanie tylko prawego oka zmienił się jego punk widzenia, lecz zwiększył się refleks. Wykorzystując całą siłę jest w stanie utworzyć łuk z powietrza który tnie wszystko na swojej drodze. Walczy chaotycznie i nieprzewidywanie cały czas analizując ruchy swojego rywala.
Inne informacje:
  • Zoro uwielbia alkohol we wszelkiej postaci.
  • Mierzy sobie 185 cm wzrostu
  • Lubi wyzwania, dlatego akceptuje prawie każde, poza tymi wybitnie głupimi.
  • Posiada trzy legendarne ostrza wykonane przez dawnego mistrza które są w stanie odbijać magiczne pociski bądź je neutralizować. Zbierał je w zasadzie przez całe życie: pierwsze z nich wpadło mu w ręce przez przypadek jako spadek po kimś tam dalekim z rodziny której w zasadzie nie zna, drugie wygrał w szemranym turnieju a trzecie "zakupił" na czarnym rynku (kij z tym że aresztowano handlarza kilka minut później). Nigdy się z nimi nie rozstaje.
Inne zdjęcia: {x} {x} {x}
Kontakt: ataszan@gmail.com

22 stycznia 2017

Od Leviego - Cd. Fabiana

Brak komentarzy:
Pomimo napiętej atmosfery i świadomości, że gonią ich strażnicy wcale się nie przejmował. Jego myśli były aktualnie zajęte zupełnie czymś innym. Był szczęśliwy, że duża dłoń Fabiana zasłaniała mu twarz wystarczająco, by nie ukazać tłumowi płonących policzków. Był pewien, że chłopak wiedział jak zadziałają na niego te słowa. Nie chodziło tu o jego świętej pamięci przyjaciół, a o temat zbliżeń intymnych, których tak bardzo nienawidził, a z drugiej strony nie chciał ich zaprzestania. Głuche krzyki były słyszalne za drewnianymi drzwiami, a ciekawskie ślepia gapiów wypalały w jego ciele dziury. Nie chciał pokazać jak zawstydzony był w tym momencie. Jego nienaruszalna postawa z przed kilku minut ulotniła się z niego jak para z nagrzanego pieca. 
Przełknął niezauważalnie ślinę i kątem oka spojrzał na skupioną twarz władcy. W takich momentach najgorsze były wspomnienia z dni czy nocy, kiedy lądowali w łóżku. Nie chciał jednak próbować zasysania szpady. Był tym wręcz przerażony, choć wiedział, że Fabian tylko żartuje. Ostatkiem wolnej woli opanował swoje zapędy i ugryzł towarzysza w palec, powodując zniknięcie brudnej od piasku dłoni z jego twarzy. Obrzydzony przetarł bród rękawem i zmarszczył brwi.
- Nie ma ich - burknął, chcąc otworzyć drzwi, jednak masywna dłoń złapała za jego przedramię. Młodszy chłopak posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Wiedział, że ma przejebane. Warknął pod nosem i uniósł brew pytająco. Skoro jest taki mądry, to niech sam sobie sprawdza. Znudzony rozejrzał się po pomieszczeniu, od razu zauważając wyczuwalne w powietrzu kurze. Z obrzydzeniem zamrugał kilka razy, już mając ochotę wydrzeć się na temat tego całego syfu, kiedy wielka dłoń znowu porządziła się jego ciałem. Mogłaby jednak złapać gdzie indziej. 
Zadowolony, że w końcu wyszedł na świeże powietrze jak normalny człowiek zaciągnął się mocno zapachem rozkwitających kwiatów. Nie był typem osoby, która ukazuje swoje emocje, jednak nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, który wpełzł mu na usta. Zima w końcu dobiegła końca i nie musiał bać się o swoje zdrowie, dlatego nawdychał się wszystkiego do woli. Szedł przed siebie, nie zwracając uwagi na innych. Dobrze wiedział co będzie pierwszym przystaniem ich krótkiej podróży. Zwinnie skręcił w lewo, mijając kilka straganików przy których stały dzieci. Jego uśmiech poszerzył się, gdy zobaczył ich radosne mordki.
- Patrzysz w złą stronę - usłyszał kąśliwą uwagę, a znajoma ręka przekręciła jego głowę w drugą stronę. Nie rozumiał co wstąpiło w Fabiana, odkąd zaczął uciekać przed własnymi strażnikami. Owszem, mógł być jego workiem treningowym, ale nie lubił żyć w niewiedzy. Niestety, czarnowłosy ukrywał przed nim więcej ktokolwiek kogo spotkał w swoim nędznym życiu. Levi westchnął cicho i przeniósł już standardowy wzrok na chłopaka obok, wskazując jak bardzo wkurzający w tym momencie jest.
Nie zdziwił się kiedy kilkanaście kroków dalej został bezczelnie wepchnięty do pracowni krawca. Bardzo cenionego z resztą. Zrezygnowany usiadł na stołku i podparł pięścią policzek. Wiedział, że wybieranie tej nic da niego nie znaczącej peleryny potrwa, dlatego nie mając więcej pomysłów po prostu siedział bezczynnie. Na samą myśl jak jego pan siłą zmusza go do założenia tego ogromniastego materiału przyprawiała go o mdłości. Za długo tułał się po ulicach w starych łachmanach, by teraz przyzwyczaić się do codziennie czystych ubrań, bez żadnego błagania. Służące robiły to z rozkazu, który nie miał dla niego sensu. Nie bardzo docierało do niego dlaczego Fabian tak bardzo chciał go w swojej armii, od razu przydzielając tak wysokie stanowisko. Na początku miał ze wszystkim trudności. Nie potrafił się w tym odnaleźć, a myśl, że będzie musiał wszystkich poprowadzić wręcz go dobijała.
Ogromna dłoń latająca przed jego twarzą wybudziła go z transu, dlatego pustym spojrzeniem przejechał po pelerynie, która była zupełnie identyczna jak ta stara. Poddał się bez wali i kiwnął głową. Lubił patrzeć na rozradowaną twarz "wybawcy" kiedy to nie sprzeciwiał się jego woli. Zmęczony długim dniem, który jeszcze dobrze się nie zaczął, podniósł się ze stołka, nie drgając nawet kiedy ciężki materiał został przewieszony przez jego plecy. Z ulga wyszedł ze sklepu i stanął przed wejściem, macając puszysty materiał pomiędzy palcami. Dlaczego on tak bardzo się na niego kosztuje? Pomimo lepszego traktowania, wygodniejszego życia i zadbanego wyglądu, nadal jest złodziejem, którego wszyscy chcieli wpędzić do lochu. Co Fabian w nim widział? Nie zastanawiając się więcej ruszył za czarnowłosym, nie wiedząc gdzie tak naprawdę zmierzali. Gdzieś w duchu modlił się, żeby nie było to nic związanego ze szpadami. Jeśli je zobaczy, to sam przebije mu pierś zanim znowu zdąży przekręcić jego imię.

<Fabian?>

21 stycznia 2017

Od Fabiana - Cd. Leviego

Brak komentarzy:
- Nikogo nie podrywałem, capie jeden! – krzyknąłem za nim, obserwując jak odchodzi – a MOJE ŻYCIE NIE MOŻE BYĆ LEPSZE, W KOŃCU JESTEM i tak mnie nie słucha – wzdech smutku. Czemu niby myśli, że zajmuję się podrywaniem tych nędznych dyplomatek? Mam lepsze rzeczy do roboty, jak dokuczanie jemu. Praca na pełny etat, o wiele trudniejsza od rządzenia Yondaime. Na szczęście odeszły przed czasem. Może nie dosłownie, chociaż próbowałem zabić je wzrokiem, aleee przynajmniej dostałem trochę wolnego. Trzeba było uciec jakoś przed doradcami i całą służbą. Powolnym krokiem podążałem za Ackermanem. Nie dość, że sprząta lepiej od tej całej hordy starych bab, to jeszcze prezentuje się całkiem nieźle w ich stroju. Powinien kazać mu w nim chodzić nawet w terenie, może nie będzie już się tak wywyższał. Co mu nie wychodzi. Taki niski. Aw.
  Z zaciekawieniem zajrzałem do jego pokoju, widząc jak wyżywa się na drewnianej ramie.
- Levuś, co ci to łóżko zrobiło, że je molestujesz nożami? Noi w końcu żeś powiedział Wasza Wysokość! A myślałem że nie lubisz rozmawiać o wzroście. Poza tym, mógłbyś się tak wyrażać cały czas. W twoich ustach brzmi to tak magicznie, ogółem nie tylko to – pochyliłem się nad nim, tym samym, zmuszając go do lekkiego zgięcia się. Warknął krótko pod nosem, zakładając ręce na piersi.
- Głupi zboczeniec. I kto tu kogo molestuje, hm? – odsunął się szybko, celując we mnie palcem. Westchnąłem w odpowiedzi, przekrzywiając głowę na bok. Złączyłem palce, przystawiając je sobie do wargi.
- Uważaj co mówisz, Lewusie. Nie chciałbyś podzielić losu swoich dwóch kolegów, prawda? Całkowicie straciłeś wtedy głowę, conie? Ale nie tak jak oNI HA, BUM PUNKT DLA MNIE – prawidłowe zachowanie władcy naszego wieku, tak. Niech się Elandiel wali z tymi grzecznymi odzywkami, tak się ludziom przecież nie robi. Zawsze trzeba mieć na nich haka, a ta bawi się w grzeczną damę dworu~ To trochę smutne – A teraz chodź, idziemy do tawerny, zanim przyzwoitki się przypatoczą – zignorowałem jego minę, która mówiła czyste "zgiń przepadnij", łapiąc go za kołnierz – Ale gdzie twoja pelerynka?
- Spaliłem. Na stosie. Zginęła – wysyczał, dreptając za mną. Tylko żeby teraz nie zabił się na schodach, miałem co do niego inne plany. Zwykłe stopnie nie mogą mi w tym przeszkodzić. W najlepszym wypadku każę zamontować tutaj jakieś liny, żeby nie mógł się wywracać. Chociaż nie, bo się jeszcze powiesi. Teleporty byłyby dobre, otak. Trzeba porwać, znaczy się wezwać magów i nakazać, ekhem ładnie poprosić o nie. Ale chwila.
- Jak mogłeś? JAK MOGŁEŚŚŚ, nie daruję ci tego. Zabiorę ci Bogdana. Jeśli okażesz skruchę kupię tobie kolejną pelerynę, one są zajebiste – ostatni korytarz. Zaciągnąłem kaptur na łeb, biorąc mężczyznę pod rękę. Tak, żeby nie wzbudzić podejrzeń, szliśmy w stronę wyjścia.
- Jak na króla słabo się wyrażasz – prychnął – A Bogdana nie ruszaj. Irenka też jest nietykalna – o bogowie, stanowczy Levi. To coś nowego. Tsk tsk, przeżyję. Chyba. Przyspieszyłem, widząc strażników. Trzeba teraz dyskretnie iść za kolumnami, tak żeby się nie skapnęli, salto w przód. Wygrasz to Fabian, nikt nie jest od ciebie lepszy w ukrywaniu się przed ludźmi... faK podłoga za śliska, wALONA CZYSTOŚĆ LEWUSA, CZEMU ZABRAŁ MI MÓJ PIASEK
- Jesteś idiotą – sapnięcie zażenowania – Czemu po prostu nie szedłeś normalnie, tylko odwalasz dzikie piruety
- Jest dobRZE – syknąłem szeptem – To i tak było majestatyczne – kątem oka zauważyłem strażnika, idącego w naszym kierunku. Z szybkością uciekającego przede mną Ackermana podniosłem się do pionu, zaciskając dłoń na odpowiedniczce czarnowłosego. Biegiem do wyjścia, aje! Co z tego że mnie zauważyli i darli za mną mordy. Z głośnym śmiechem wybiegłem z dworu, nie puszczając swojego gwardzisty. Ominęliśmy plac, ruszając w dół wzgórza. Że akurat chciało mi się chaty tutaj. Wparowałem do bocznej uliczki, na moje szczęście tuż obok była oberża. No ale, oczywiście tamte pierdoły dalej za nami pełzły. W oczach Ackermana widziałem, że chciał mnie wydać. Menda. Kiedy ludzie byli bliżej, niezauważalnie wszedłem do środka, przylegając do ściany. Zatkałem cwelowi usta, kładąc podbródek na czubku jego włosienicy. Drugą oplotłem wokół talii niższego. Uśmiech zwycięstwa. Rozglądnąłem się po pomieszczeniu, widząc parunastu zdziwionych mieszkańców.
- Jeśli ktokolwiek coś powie, dam do zgwałcenia moim psom – zerknąłem na Leviego – A tobą zajmę osobiście. Nie siądziesz na zadzie przez tydzień – wymruczałem mu do ucha – Tyle że zrobię to szpadą
  Tłum uciszył się całkowite, skupiając się na naszej dwójce. Zmarszczyłem brwi, przyciskając wojaka mocniej do siebie. Kroki i wrzaski strażników stawały się głośniejsze. Czemu nie dadzą mi spokoju i nie puszczą bez obstawy? Przecież dam sobie radę. Mogę w kogoś rzucić komodą. Ewentualnie Lewym.

< Lewus? >

Od Leviego

Brak komentarzy:
Po całym pałacu roznosił się charakterystyczny dźwięk harfy czasami zagłuszany stukotem butów o posadzkę. Relaksujący dla niego odgłos szurającej po podłodze miotły był słyszalny tylko w małym obszarze. Właściwie tylko w zasięgu jego słuchu.
Pałac był tak ogromny, że czasem sam gubił się w długich korytarzach. Wystarczy skręcić w przeciwną stronę, a odkryjesz zupełnie nowe, inne pomieszczenie, o którym nie miałeś zielonego pojęcia. Dlatego sam znał drogę tylko do kilku pomieszczeń. Dobrze pamiętał pierwszy raz, kiedy zawitał w rezydencji swojego pana. Był tak pochłonięty bogatym wystrojem, że wylądował w lochach, gubiąc osoby, za którymi miał podążać. 
Prychnął cicho na stare wspomnienia i wrócił do powolnego zmiatania piasku. Skupiony na tym zadaniu, nie zauważył nawet jak wszytko dookoła zamilkło. Stał sam na ogromnej przestrzeni, którą gdyby tylko chciał, mógłby nazywać otwartą, pomimo tego, że wcale taka nie była. Cichy stukot jego butów niknął w przestrzeni, odbijając się głucho o puste ściany tworząc niewielkie echo. Uniósł wzrok z błyszczącej podłogi, by spojrzeć na zawieszone na ścianach obrazy, przedstawiające jego władcę. Każdy praktycznie wyglądał tak samo. Różniła je tylko sceneria i kolorystyka. Cieszył się jednak, że w tym miejscu są tylko one. Żadnych złotych zdobień, wywieszonych broni, które należały do najlepszych wojowników Yondaime. Wszyscy polegli w walce. Nie rozumiał dlaczego są one darzone takim szacunkiem. Nie doceniał tego, sądził, że jeśli to on wrócił z każdej wojny cały, to jemu należał się szacunek. Pokręcił zrezygnowany głową wracając do zajęcia, nie zauważył jednak, że zaczynają się schody. Nie zdążył się niczego złapać, więc przygotował się na niechciane potłuczenia i przyznał sobie niezdarność. Zawsze musiał zrobić coś nie tak, pakując siebie w tarapaty.
Zdziwił się jednak kiedy nie spotkał się z kanciastymi poziomami, a z miękkim ciałem. Ogromne dłonie objęły go w pasie, a twarz mężczyzny, pomimo tego, że się uśmiechał, miała ten swój karcący wyraz.
- Zawsze muszę cię ratować. Który to już raz - zaśmiał się i odstawił czarnowłosego na stabilną podłogę. Starszy otrzepał się w razie jakichkolwiek brudów przenoszonych na królewskiej szacie swojego towarzysza.
- Nie schlebiaj sobie. W tym roku pierwszy i ostatni - burknął, z powrotem wspinając się na górę. - Skończyłeś załatwiać wszystkie sprawy z tymi kobietami? - zapytał, nawet się nie odwracając, tylko dalej brnąc na górę. Wiedział, że Fabian za nim idzie.
- Zazdrosny? - powiedział rozbawiony, przekręcając głowę na bok i unosząc lekko brwi. Levi czasami zastanawiał się czy powinien czuć się w ten sposób. Wiedział, że był tylko nędznym rycerzykiem, który często zajmował się sprzątaniem i jeszcze częściej kręcił się wokół króla. Starał się tylko wykonywać swoje obowiązki. 
Lekko poddenerwowany odwrócił się do czerwonookiego z pogardą. Skrzyżował ręce na wysokości piersi i ten jeden wyjątkowy raz spojrzał na niego z dołu.
- Martwię się o los królestwa. Koniec końców nie chcę zginąć czy zostać wygnany z jakiegoś błahego powodu. Jeśli miałeś zamiar je tylko podrywać, a nie załatwiać interesy to straciłeś cenny czas i szansę na lepsze życie - bąknął. Nie zwracając na niego uwagi podniósł miotłę z podłogi i wycofał się w stronę pokoju. Odechciało mu się sprzątać. Miał teraz ochotę komuś przywalić. Bardzo mocno. Niestety wiedział, że nie może tego zrobić na obiekcie który spowodował jego złość. Nie chciał ryzykować. 
Wziął do ręki mały sztylet i rzucił nim w kolumnę swojego łóżka, stopniowo rozładowując napięcie. Ogarnął się szybko, wyciągnął broń z drewna i odłożył na swoje miejsce. Zastanawiało go co Fabian w ogóle tam robił, skoro spotkanie miał po drugiej stronie pałacu. Poprawił swoją apaszkę i zerknął w stronę drzwi, by spotkać ciekawskie spojrzenie.
- Co cię do mnie sprowadza, Wasza Wysokość - powiedział z przekąsem i podszedł do niego ignorując kujące uczucie w piersi, kiedy musiał unieść głowę, by na niego spojrzeć. 


<Fap Fap?>

20 stycznia 2017

Ci, którzy nie będą w stanie niczego poświęcić

Brak komentarzy:
Nie będą też w stanie niczego zmienić. Wierzę, że ból jest najlepszą formą dyscypliny


LEVI ACKERMAN
28 lat  Homoseksualny  Wojownik  Dowódca Królewskiej Gwardii  Slenderman  Brak


Levi jest znany ze swojej siły i inteligencji. Lekceważąca postawa, niezważająca na dokładne rozkazy. Obojętny mu jest jego własny los, miał kiedyś straszne życie i wie jak sobie poradzić, jeśli zostałby usunięty z gwardii. Jednak on dobrze zna swoją wartość w szeregach królestwa. Ponadto jest często szczery do bólu, nieprzestępny i ma silny szacunek do struktury i dyscypliny. Twierdzi, ze lekcja bez bólu nic nie znaczy lub też po prostu nie ma sensu. Świadczy o tym przede wszystkim bardzo wymagający regulamin jego lekcji, oraz oczekiwań wobec innych. To wszystko sprawia, że przebywanie w jego towarzystwie jest trudniejsze, przez co można mieć problemy ze zrozumieniem go bądź zyskaniem z nim bliższych kontaktów. Niezbyt często się odzywa, jednak kiedy już to zrobi mówi całkiem sporo. Trzyma się ściśle wyznaczonych przez siebie zasad i samemu sobie nie pozwala ich przekroczyć. Jest straszliwie sceptycznie nastawiony do świata i innych osób. No cóż, nie każdemu można ufać prawda? Lekceważy on wszystkich wokół siebie, a szacunkiem darzy tylko i wyłącznie króla, któremu może zaufać bezgranicznie. Z resztą, nie musi się nikomu spowiadać ze swoich czynów. Wszyscy wiedzą o tym, o czym muszą. Nie lubi o sobie mówić, woli zostać tym, kim jest w oczach osób z którymi ma na co dzień kontakt. Wobec niektórych, jest on całkowicie bezlitosny, przede wszystkim jeśli chodzi o jego ofiary. Zabija ich bezwzględnie i bez emocji. Czego by się tu spodziewać po zwyczajnym rycerzu, który jakimś cudem powrócił z każdej jednej wojny na jaką został wysłany? Nie wiadomo czy on w ogóle jeszcze jakieś ma. Równocześnie Levi jest bardzo pedantyczny, co można zauważyć przyglądając się chociaż trochę jego stylowi bycia. Nienawidzi brudu. Jak można zauważyć, pozbywa się najmniejszego pyłka, jeśli taki natrafi na tor jego widzenia. Powiedzmy, ze ludzie przestają się nim jakkolwiek zachwycać, kiedy zmusza ich do sprzątania. Pomimo swojej powierzchowności nie lekceważy życia bliskich. Pokazuje to broniąc osoby ważne, które nie mogą sobie z czymś poradzić lub te na polu walki, o które dba z własnej woli. Nie jest zbytnio skłonny do pomocy, ale woli to robić i zdobywać zaufanie innych osób. Lepiej być otoczonym szacunkiem niż nienawiścią, prawda? Z zewnątrz wydaje się on nieco sadystyczny i okrutny, co oczywiście jest prawdą, ale przy bliższym poznaniu, na które nie każdemu pozwala, może nieco zaskakiwać. Przestaje być wtedy aż tak lekceważący i potrafi normalnie porozmawiać z innymi. Powiedzmy, że darzy takie osoby zaufaniem i niezwykłym szacunkiem. Nie dotknął by go nawet palcem, a wręcz obronił własnym ciałem, jeśli byłaby taka potrzeba. Radzę jednak nie próbować tego za bardzo, bo grozi to utratą jakiejś części ciała lub życia ogółem. Posiada on jednak wiele cierpliwości, wieloletnia pomoc bezdomnym dzieciom wręcz weszła w jego skórę. Darzy te małe istotki wielką miłością, dlatego nie powinno nikogo dziwić jak bardzo zmienia się w ich towarzystwie. Jest niezwykle skłonny do oddania wszystkiego za życie osób, które kiedyś mogą zmienić historię i nadać światu większy sens. Przede wszystkim jednak zakończyć mordercze wojny, za którymi kryje się tylko nienawiść rodzeństwa.


Umiejętności: Jego najważniejszą umiejętnością jest władanie mieczem. Gdyby to oceniać, wyszło by jakieś 11/10? Tak wiem, skromność. Jednak właśnie z tej umiejętności walki jest najbardziej znany i doceniany. Jego życiową pasją jest śpiewanie. Niezależnie jakie są to utwory, on po prostu spędza wolny czas odizolowany od świata, by nikt nie dowiedział się o jego zainteresowaniach. Niestety jego stanowisko nie pozwala na zbyt częste rozwijanie tej umiejętności.
Inne informacje:
  • Ma lamparta o imieniu Irena i nie, to że Fabian mu ją kupił wcale nie znaczy, że jest ona tego dzieciaka.
  • Nie lubi nosić pelerynek, ale co poradzić, król ma swoje fetysze.
  • Nie wyraża zbytniego szacunku do swojego władcy. No chyba, że go wkurzy.
  • Gdyby się tak zastanowić nad jego historią, to życie Levia nigdy nie było kolorowe. Matka zmarła przy porodzie, opiekował się nim wujek, który zmarł kilka lat później. Życie nie traktowało go ulgowo. Ulica zmuszała do drobnych kradzieży, które z czasem zaczęły się rozrastać. Pewnego dnia na swojej drodze spotkał płaczących nastolatków, niewiele młodszych od niego. To właśnie ich uważał za rodzinę. Traktował ich jak młodsze rodzeństwo, które wszystkiego musi nauczyć. Jednak popełnił mały błąd i z jego winy oboje zostali skazani na ścięcie głów. Pogrążony w żałobie Levi wędrował między murami królestwa, niedługo potem trafiając pod opiekę podstarzałej kobiety, która zajmowała się dziećmi jak on. W ten sposób wyrósł wśród niemowląt, dzieci starszych i młodszych robiąc za ich starszego brata, opiekując się nimi jak własnymi dziećmi. Jego kryminalny styl życia wiele razy jednak dawał mu w kość. Jego umiejętność efektywnej kradzieży sama wpychała go w brudne łapy rycerzy. Pewnego feralnego dnia zamiast tych typków ujrzał samą głowę królestwa, która proponowała mu miejsce w gwardii. Niestety, jak to on, po prostu go zignorował i odszedł, dalej pełnić swoje obowiązki. Nie stało się to jednak raz. Był też jeden taki dzień, w którym jeden z jego podopiecznych uciekł i o mało nie został zabity. Zdążył jednak dotrzeć na czas i uratować chłopca. Nie zdziwił się jednak, kiedy znowu ujrzał znajomą twarz. Po długich przekonywaniach, w końcu zamieszkał w zamku, po swojemu wykonując rozkazy waszej wysokości.
  • Dzieci, którymi się opiekował zwracają się do niego Braciszku Levi. Niektórych może na co dzień spotykać jako towarzyszów broni.
  • Leviek, choć mały, bo liczy tylko metr sześćdziesiąt posiada zaskakującą muskulaturę
  • Na misjach ubiera zwyczajną rycerską zbroję. Chociaż gdyby się tak zastanowić, to czasami ubiera się w strój typowej królewskiej sprzątaczki i ogarnia z wszystkich kurze w korytarzach.
Inne zdęcia: klik
Kontakt: [hw] ~Ouija

As long as I exist, I don't care whether I go to HELL or if there's only suffering there

Brak komentarzy:



FABIAN IMCORA
24 zimy  Panseksualny  Władca  Najemnik  OurLastNight  Brak


  Jego osobowość kształtowała się przez wiele lat, przyjmował wiele masek. W związku z wyborami i interakcjami z innymi postaciami, zachowanie Fabiana może się zmienić drastycznie. Na złe, lub dobre. Wszystko wokół ma na niego duży wpływ, jednak ostatnio unormował się.
  W tłumie ukazuje się jako cichy i spokojny dwudziestolatek. Nie zawadza nikomu, nie chce, aby ktokolwiek coś do niego mówił, aby ktoś na niego patrzył. Nie lubi kontaktów z obcymi, czuje niezwykły dyskomfort, kiedy musi do kogoś zagadać, nawet podczas zapytania ile kosztuje chleb z przeceny. Na początku nie ma zbyt wielkiej chęci do rozmowy, czy czegokolwiek. Uśmiechając się, rozpraszając wokół siebie tajemniczą aurę. Ten niemalże niewidoczny, niewiele mówiący gest to jego znak rozpoznawczy. Oczy lekko przymrużone, wzrok wlepiony w drogę i idziemy dalej, nie zwracając uwagi na ludzką rasę. Przy pierwszym spotkaniu może wzbudzić sympatię, ba, niepokój. Ot, ciągle mający pogodny wyraz twarzy człowiek. Ale pierwsze pozory mogą być mylące. Ten koleś płonie od środka i usiłuje nie rzucić się na rozmówcę, żeby tylko go uciszyć i uciec. To raczej dobrze, że nie ma problemów z samokontrolą, inaczej miałby potrojoną ilość zabójstw na koncie. Pomimo łagodności, łatwo go zirytować. Agresywne odruchy, wraz z chęcią wywalenia wszystkiego gdzieś na Alaskę, są dla niego oraz jego towarzyszy codziennością. Głośniejsze oddychanie, zbyt bliskie stanie lub patrzenie się na niego doprowadza go do szału. Tylko okazjonalnie zmieni się w maszynkę do zabijania i wkurzania. Jakoś opanowuje się, żeby przypału nie było na ulicy. Nie pozwala, by cokolwiek wytrąciło go z równowagi.
  Od samego początku ten wszarz zaskakiwał wszystkich dookoła. Wpierw swoim stalkowaniem, potem celowym kuszeniem i omotaniem, co kończyło się wykorzystaniem, w zależności, jak rozumie się to słowo. Imcora już w młodości posiadał dar skutecznego przekonywania. Co pojedynczy problem znikał, i wychodziło mu na dobre, nie tylko dzięki znajomościom, ale i słodkiemu uśmieszkowi. Jeśli chciał osiągnąć swój cel, nie myślał racjonalnie. Zazwyczaj rozwiązywał wszystko przemocą i kontraktami. Wie, że przez to siedemdziesiąt procent ludzkości uważa go za dupka, takim też jest. To zwykły egoista oraz arogant, nie myślący o dobru person wokół niego. Specjalnie bawi się uczuciami innych, owija wokół palca, po czym porzuca. Bardzo cieszy go wprowadzanie innych w sytuacje bez wyjścia, nędzne i chaotyczne. Ani trochę nie liczy się z uczuciami, on po prostu nie rozumie, gdy ktoś przez niego się załamuje. Nawet własną rodzinę uważał tylko za prostych znajomych, nie jest w stanie się do kogoś przywiązać. Potrafi przewidzieć reakcje na podstawie zdobytych informacji i tendencji. Pomijając to, umie zobaczyć potencjał w danej osobie i będzie chciał wykorzystać go do własnych celów, żeby mieć ją jak najbliżej siebie. Jak wcześniej wspomniano, ma na celu tylko swoją przyjemność. Jego duma i arogancja to znak rozpoznawczy. Nie pozwala nikomu sobą pomiatać, sam decyduje co robić. Nie chce słyszeć słowa sprzeciwu. Ma ustalone zasady, które wszyscy muszą zaakceptować.
  Jest sprytny i czarujący, lecz nie przejmuje się zbytnio drugą połową. Obok swoich ukazuje swą bardzo wesołą, dziecinną i szyderczą osobowość. Mimo to jest w stanie zachowywać się poważnie. Czasami.  Na co dzień i tak mówi nieformalnie z większością, w ogóle nie zachowując chociażby udawanej skruchy czy szacunku. Zawsze był brutalnie szczery, nie udawał, mówiąc to, co chce. Nie boi się odrzucenia ani wyzwisk, najzwyczajniej w świecie, spływa to po nim jak po kaczce. Gra po obu stronach, więc kto wygra, zdobywa przewagę.
  No ale, żeby królestwo nie pogrążyło się zbytnio w chaosie, wykreował sobie inną postawę. Przy swoich poddanych usiłuje zahamować swoje zapędy sadystyczne. Jeżeli chodzi o dobro stolicy, często zwraca się po radę do swoich zaufanych doradców. Próbuje być tym wzorem do naśladowania, dlatego większość osobistych konfliktów zręcznie ukrywa przed całą resztą.



UMIEJĘTNOŚCI: Zdolność koordynacji ruchowej, możliwość robienia kilku rzeczy naraz, podzielność uwagi. Sprawnie posługuje się bronią białą, wszelkie miecze oraz sztylety, on to po prostu uwielbia, tak jak związane z nimi popisy i sztuczki. Wyszkolił się w walce krótkodystansowej, ale w ogóle nie wychodzi mu uderzanie z dużej odległości. Zawsze dążył do tego, aby walka z nim wyglądała nadzwyczajnie. W ten sposób zdobył respekt większości osób. Posiada dobrą koordynację, a w walce zachowuje pełne skupienie – kiedy postawi sobie jakiś cel, obok niego mogą sypać się setki ognistych kul, a on i tak dobiegnie i osiągnie to, co chciał. 
INNE INFORMACJE:
  • Często snuje się po ulicach w jedwabnym, czarnym płaszczu. Usiłuje nie zwrócić na siebie uwagi, przechadzając pomiędzy ludźmi. Lubi wstępować między szeregi czarnych mas, nie przejmując się tym, że na jego dworze nadal nie są odkryte wszystkie pokoje. Więcej czasu spędza w stolicy, w barach, niż u siebie w komnatach.
  • Jego skóra jest nienaturalnie blada, a oczy krwistoczerwone. Mierzy sobie sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Dotyk Fabiana jest niezwykle delikatny, jak na kolesia co miota ostrzami we wszystkie strony.
  • Ma psa imieniem Leviatan, żeby specjalnie wkurzać swojego gwardzistę. Poza tym, jest on suką, więc wychodzi na jedno i to samo.
  • Posiada dużą kolekcję sztyletów, choć wszystko co wpadnie mu w ręce jest niebezpieczne.
KONTAKT: Ace || ayaacnn@gmail.com

Zwalniamy kroku, by przedłużyć krótkie chwile szczęścia.

Brak komentarzy:


ELANDIEL SHEALADRI IMCORA
 23 wiosny  Heteroseksualna Władczyni ♦ Kapłanka ♦ Moriah Peters  Zauroczeniom podziękuję


Nie będę się bać..
Powtarza to sobie każdego dnia, odkąd straciła brata. Powtarza to sobie każdego dnia, odkąd nabawiła się blizn. Powtarza to sobie każdego dnia, odkąd otworzyła oczy w swoim pustym pokoju.
Usilnie stara się udawać odważną i nieustraszoną. Nieważne, w jakiej znajdzie się sytuacji. Najcichszy szmer pośród nocy wywołuje u niej ciarki i odruch wymiotny. Koszmary są u niej rutyną. Niechętnie zapada w sen, bo wie, że obudzi się zlana potem.
Śmierć jednakże była zarówno jej klątwą, jak i jej darem, a do tego dobrą przyjaciółką od wielu, wielu lat..
Widziała, jak umierają jej ukochani. Jak giną niewinni. Jak zdychają kreatury. Jak konający z wdzięcznością oddają się w ramiona śmierci.
Ogranicza się jedynie do niezobowiązującej znajomości. Nie chce tatuować sobie kolejnego imienia osoby, którą darzyła miłością, a później płakała nad jej grobem. Boi się ponownie zaufać. Boi się powiedzieć o jedno słowo za dużo.
Lepiej umrzeć z uniesioną głową, niż płaszcząc się niczym nędzny robak.. 
 Duma to jej drugie imię. Możesz pomarzyć o tym, że poprosi cię o pomoc. Powtarzając sobie codziennie rano sentencję o strachu, powoli staje się odważniejsza. Zaś godność połączona z animuszem sprawia, że Elandiel staje się zupełnie inną osobą. Choć na chwilę.
♦♦
Jednak i jej zdarzają się dni, w które wręcz promienieje. I o dziwo, coraz częściej budzi się wyspana; bez koszmarów. Przez jej twarz przemknie uśmiech lub zadowolony grymas. Pozwala sobie na dłuższe rozmowy i przestaje odpowiadać półsłówkami. Godzi się z tym, że straciła bezpowrotnie osoby, które kochała i zaczyna żyć od nowa.
Zaczyna kolejny rozdział w swoim życiu, z trudem kończąc poprzedni.
Jest w końcu dziedziczką popiołu i ognia, prawda?




UMIEJĘTNOŚCI: Panna Imcora zaskakująco szybko uczy się nowych zaklęć. Ma talent związany z kreatywnością - ładnie maluje i potrafi robić kamuflaże. Poza tym, uczyła się grać na skrzypcach i fortepianie. Jej kroki są niesamowicie ciche, mimo szybkości. Zawdzięcza to dworskim nauczycielom i zabójcom.
ŻYWIOŁ: Dzięki królewskiej krwi włada płomieniami i powietrzem.
MOCE: Elandiel ma całkowitą kontrolę nad ogniem. Potrafi go ukształtować w dowolną rzecz, którą sobie wyobrazi. Poza tym, jest nieczuła na wysokie temperatury i ogarnia w samozapłon. Podobnie sprawa ma się z powietrzem. Może pozbawić przeciwnika tlenu lub wyczarować sobie skrzydła. Resztę swoich mocy dopiero odkrywa, wraz z pomocą jej wujka.
INNE INFORMACJE
  • Ma niespełna 165 centymetrów wzrostu, temu większość osób nad nią góruje.
  • Sprawuje pieczę nad Dolaur'em - smokiem, który od wieków towarzyszył elfiej części rodziny. Pierwotnie opiekowała się nim cała rodzina, jednak odkąd Fabian zaczął wywoływać zamieszki Dol dostał się w jej ręce.
  • Gdy jest zdenerwowana podnosi się temperatura powietrza wokół niej. Ma to związek z płomiennym żywiołem.
  • Będąc dzieckiem uczyła się łucznictwa. Jednak odkąd na Tariel spadła klątwa, zdecydowanie stroni od wszelkich broni.
  • Przeszło od pięciu lat, dokładnie 14 lutego wraz z poddanymi posyła w niebo lampion, by uhonorować dzień urodzin brata.
  • Na plecach ma dość spory tatuaż, biegnący wokoło blizn. Dla osoby, która ujrzy go z daleka będzie się układał w kształt smoczych skrzydeł. Tak naprawdę są to imiona jej bliskich, których utraciła. Jest tam również imię Fabiana. Uznaje bowiem, że nie jest on już członkiem jej rodziny.
  • Bezpłodna.



Diffidentiae || Diffidentiae || elentimcora@gmail.com

{x} {x} {x} {x} {x}